Samochód nie był nasz, ponieważ nasz już nie istnieje. Z pomocą przyszedł nam nasz przyjaciel, nasz brat, ksiądz. Akurat tak się złożyło, że wyjechał na kilka tygodni do Zambii, żeby wykładać w tamtejszym seminarium misyjnym, a samochód zostawił nam. Z różańcem i olejami na pokładzie w wyposażeniu. Wracaliśmy ze spotkania autorskiego, po miłej kolacji pełnej rozmów. Osoby, które nas zaprosiły, były katolikami zaangażowanymi we wspólnotę Kościoła bardzo aktywnie. O czym rozmawiają przy stole katolicy świeccy? O filmie Sekielskiego oczywiście. Będziemy o nim mówić jeszcze długo i mam nadzieję, że o nim nie zapomnimy, że nie zmęczymy się tym tematem, że się nim nie znudzimy.
A o czym tak mówimy? O czym słuchają teraz ludzie, którym Kościół jest bliski? O kolejnych przypadkach molestowania. Bo wielu ma takie opowieści z przeszłości dalszej lub bliższej do opowiedzenia. Proszę się nie pytać, dlaczego dopiero teraz, dlaczego po tylu latach. Jestem w stanie sobie wyobrazić, jaki wstyd czuje molestowane dziecko – byłam kiedyś, jako 12-13-latka, zaczepiana w niewybredny sposób przez obcego mężczyznę i choć stało się to tylko raz, to wstyd, który mi towarzyszył w tamtej chwili, nadchodzi wielką falą na wspomnienie tej chwili. Czy powiedziałam rodzicom? Nie! A przecież miałam z nimi dobre relacje. Dziecko analizuje inaczej, obwinia się, a przede wszystkim tak strasznie się wstydzi, może myśli, że jeśli nie podejmie tematu, to on zniknie? A nie zniknie. Więc my, świeccy, jesteśmy wstrząśnięci, mimo że molestowania ze strony księży doświadczyliśmy lub znamy kogoś, kto tego doświadczył. Więc dlaczego film Sekielskiego tak nas zszokował? Bo chyba myśleliśmy, że to tylko ten jeden ksiądz taki był, może jakiś drugi. Może nie możemy się pozbierać z powodu skali zakłamania, obłudy i hipokryzji, tego ukrywania i cichego przyzwolenia. A także obecnego braku odwagi. Nie wiem, może coś się radykalnie zmieni do momentu, aż ten felieton zostanie wydrukowany. Czekamy na to wszyscy, bo także my jesteśmy zranieni grzechem kapłanów i biskupów – ci wszyscy, którzy siedzą w ławkach w kościele, i ci, którzy do kościoła już nie chcą wobec tego wejść. Wszystkich nas ten grzech zranił i bardzo boli.