Według mnie oznacza, że Franciszek chciałby zmienić styl komunikacji Kościoła – wobec własnej wspólnoty, ale i całego świata – na ciekawszy, otwarty, uwzględniający zróżnicowanie opinii.
Przypomnę, że szefem dykasterii ds. Komunikacji papież mianował znanego włoskiego watykanistę Andreę Torniellego, zaś redaktorem naczelnym „L’Osservatore Romano”, oficjalnej gazety watykańskiej, został prof. Andrea Monda, publicysta i nauczyciel akademicki prowadzący seminarium o chrześcijaństwie i literaturze.
Owszem, poprzednikiem Torniellego był także świecki, ale zaledwie przez kilka miesięcy i nie miał tak dużych uprawnień, jakimi może dysponować teraz Tornielli. „L’Osservatore Romano” także prowadził dotąd świecki, prof. Giovanni Maria Vian i robił to dobrze, ale mianowanie Mondy ma – zgodnie z wolą papieża – utrwalić wizerunek gazety jako platformy bardziej otwartej na różnorodność opinii.
Do czasów Viana (rozpoczął kierowanie gazetą w 2007 r.) dziennik nie wykazał się raczej ciekawą publicystyką. Vian tymczasem pokazał m.in., że nie wolno w imię „świętego spokoju” milczeć wobec spraw dla Kościoła trudnych i dlatego niechętnie dotąd podejmowanych. Tak było z artykułem o dramatycznej niekiedy sytuacji zakonnic w Kościele. Vian uczył, że można doceniać dokonania myślących inaczej, także ateistów. Tak było z pośmiertnym wspomnieniem o Umberto Eco, którego określono jako „pasjonującego pisarza i świetnego uczonego”.
Myślę, że taką linię utrzyma Andrea Monda, a watykański dziennik będzie odzwierciedlał zróżnicowanie opinii w samym Kościele, a przez to lepiej jeszcze służył całej wspólnocie, ale też będzie otwarty na wszelkie wartościowe myśli. Kościół bowiem posłany jest do całego świata i winien wsłuchiwać się w każdego. Nie po to, by aprobować każdą opinię, lecz po to, by starać się rozumieć wszystkich.
Monda zapowiada, że jego gazeta ma iść w głąb, a więc pod prąd „globalizacji powierzchowności”. To bardzo ważna uwaga. Przeżywamy bowiem w mediach zły czas dla ekspertów, a wspaniały dla wszelkiej maści politycznych, religijnych, filozoficznych demagogów lansujących tzw. wyraziste tezy. Bywają one efektowne, ale często są nieprawdziwe, a co najmniej powierzchowne właśnie.
Pytanie tylko, czy takie dziennikarstwo – analityczne, wyważające racje wszystkich stron i dociekające istoty rzeczy – znajduje odbiorców w dzisiejszym świecie?
Tak czy inaczej uważam, że byłoby świetnie, gdyby drogą obraną w Watykanie szły polskie media katolickie. To znaczy, by stawały się autentyczną płaszczyzną spotkania różnych nurtów Kościoła. A także, by zachowując katolicką tożsamość i nie wyrzekając się ducha ewangelizacji i misyjności, zaciekawiały i inspirowały także ludzi spoza Kościoła, dopuszczając także ich perspektywy, punkty widzenia, oceny. Takie otwarcie na świat służyłoby wszystkim stronom i stanowiło wielki wkład Kościoła w walkę z wszechobecną dziś w mediach powierzchownością.