Najpierw parę słów przekory w stosunku do oburzonych historią. Ma rację Tomasz Terlikowski, kiedy przestrzega przed zestawianiem jej z darciem Biblii przez Nergala. Biblia to dla chrześcijan księga święta. Cykl o Harrym Potterze to tylko jedna z wielu książek. Nie zgadzam się też z tymi, którzy szukają w happeningu ks. Jarosiewicza śladów jakiejś skomplikowanej magicznej kontrideologii sugerującej, że zło gnieździ się w przedmiotach. Po prostu nie wymyślił lepszej drogi dla zamanifestowania, co mu się nie podoba, przed czym przestrzega.
Co napisawszy, odetnę się jednak od tych wszystkich, którzy – jak niestety ks. Dariusz Kowalczyk, jezuita, którego niegdyś pasjami czytałem – oswajają ten czyn, sugerując, że to coś na podobieństwo walki z pornografią. Gest fatalnie się kojarzy po nazistowskich ekscesach z lat 30., ale jest też wyrazem bezsilności, która nie powinna cechować katolików. Umberto Eco w Imieniu róży utrwalił średniowieczny dylemat: na ile umieszczać rozmaite dzieła ludzkiego umysłu na liście zakazanej. Ja jestem zdania, że warto się raczej – uwzględniając rozmaite obostrzenia, choćby granicę wieku – mierzyć z tym, z czym się nie zgadzamy.
Osobnym problemem jest pytanie, czy ks. Jarosiewicz prawidłowo rozpoznał „wroga”. Przeczytałem wszystkie tomy Harry’ego Pottera, lubię czasem wracać do filmów na jego podstawie. Jeśli te książki uczą dzieci i młodzież magii, to podobną rolę odgrywają bajki, które akceptowaliśmy zawsze, które czytali nam nasi rodzice, a teraz my czasem czytamy dzieciom. Słusznie wydawca książek J.K. Rowling powołał się na siłę wyobraźni. Jeśli dwunastolatek wyciągnie z Harry’ego Pottera wniosek, że można czarować, piętnastolatek pojmie, że to tylko metafora, zaproszenie do świata fantazji. Właściwego dla czasów dzieciństwa.
Nie jest też prawdą, że te powieści tworzą jakieś złe wzorce osobowe. Potter i jego przyjaciele robią wszystko, czego oczekuje od dziecka chrześcijaństwo. Bronią przyjaciół – zresztą w ogóle słabszych – przeciwstawiają się złu, okazują sobie nawzajem solidarność. Sądy przeciwne formułowane są najczęściej przez tych, którzy ani nie czytali, ani nie oglądali.
Inną sprawą jest coś, co niepokoiło kiedyś kard. Josepha Ratzingera, zanim został papieżem. Cykl o Potterze tym różni się od zwykłych książek o dziecięcych przygodach, że pokazuje nie tylko te przygody, ale całą panoramę osobnego świata „czarodziejów”. Jest to swoista saga, poznajemy ich życie we wszystkich wymiarach. Dowiadujemy się niby o czarach, pokazuje się nam dar operowania magią, ale świat ten jest pozbawiony wszelkiej metafizyki, płaski. Nie ma w nim miejsca na najdrobniejsze choć pytanie, skąd się to wszystko wzięło. Nie ma Boga. I tu pojawia się miejsce na rozmowę, objaśnienie świata, uzupełnienie tej jednostronności. To ubóstwo może rodzić pytania i prowokować odpowiedzi. To zadanie dla rodziców, także dla katechetów.
Za to wytwarzanie wrażenia, że w powieściach kryje się diabeł, jest tyleż niemądre co przeciwskuteczne. Nie każda ułomność postrzegania świata jest diabelska.