O diakonisach w starożytnym Kościele wiemy mało. Były epizodem czy raczej nikt nie starał się zachować o nich pamięci?
– Tych świadectw wcale nie jest tak mało. Jeśli ktoś zajmuje się liturgiką albo historią Kościoła, napotyka je dość często. Funkcja diakonis w Kościele przestała istnieć mniej więcej w VIII w. i rzeczywiście od tego czasu nikt się nią specjalnie nie zajmował. W XVII w. Jakub Goar wydał ryt święceń wschodnich z zachowanym w szeregu rękopisów rytem święceń diakonis, ale to już jest rzecz raczej dla specjalistów. Przeciętny wierny może prawdopodobnie nawet nie wiedzieć, że w Kościele były kiedyś diakonisy.
Kobiety przy ołtarzu nie pojawiły się razem z chrześcijaństwem?
– W Starym Testamencie były kobiety, które pełniły choćby funkcję sędziego, jak Debora, ale kapłanek w judaizmie nie było – kobiety służące w Świątyni nie pełniły funkcji liturgicznych, ale dbały o porządek czy o szaty liturgiczne. Ale kapłanki istniały w religiach antycznych, w Mezopotamii, Egipcie, Grecji czy Rzymie, w świątyni Westy. W chrześcijaństwie wzmianki o diakonisach pojawiają się bardzo wcześnie, bo już w listach św. Pawła, który pozdrawia diakonisę Febe. Z diakonisą Olimpią korespondował św. Jan Chryzostom, zachowały się jego listy. Takich świadectw jest więcej.
Wiemy, czym dokładnie diakonisy się zajmowały?
– Na pewno był to urząd, który bardzo się różnił od obecnej funkcji diakona. Diakon dziś pełni określoną rolę przede wszystkim w liturgii, w czasie nabożeństw. W starożytności poza funkcjami ściśle religijnymi diakonisy i diakoni pełnili ważną funkcję charytatywno-społeczną. Diakonisy opiekowały się kobietami, opiekowały się dziewczynkami, które były sierotami, roznosiły żywność dla ubogich kobiet, opiekowały się chorymi kobietami, czyli szły wszędzie tam, gdzie mężczyźnie nie wypadałoby iść.
Do czasów Justyniana Wielkiego (połowa VI wieku) aktywnie wypełniały również istotną posługę liturgiczną, to znaczy udzielały chrztu kobietom. Chrzest w pierwszych wiekach miał ogromne znaczenie symboliczne. Neofici zdejmowali szaty – stawali nago na znak zrzucenia „starego człowieka”. Po chrzcie zakładali białe szaty. Łatwo się domyślić, że nie wypadało, by mężczyzna, na dodatek duchowny, udzielał chrztu kobietom. To właśnie była ważna funkcja diakonis. Nie ulega przy tym wątpliwości, że diakonis było mniej niż diakonów, bo w fizycznej pracy przy rozdzielaniu żywności mężczyźni radzili sobie lepiej, a do tego, żeby chrzcić kobiety, nie potrzeba było w żadnym mieście wielu diakonis – wystarczyła jedna, może dwie. Kiedy cesarz Justynian Wielki wydał edykt nakazujący ochrzcić wszystkich mieszkańców cesarstwa, żeby skończyć z pogaństwem, chrzest zaczął dotyczyć już tylko niemowląt, więc i funkcja diakonis w naturalny sposób się skończyła. Pozostała im posługa charytatywna, którą pełniły razem z diakonami.
To też się wkrótce zmieniło.
– Państwo rzymskie właśnie diakonom i diakonisom powierzało funkcję rozdawania ubogim pomocy, głównie zboża dostarczanego z Egiptu. Ale w połowie VII w. Egipt został podbity przez Arabów i nie było już czego ubogim rozdawać… Funkcja charytatywna diakonów też więc powoli zanikała, aż w końcu ograniczyła się wyłącznie do liturgii. Na Wschodzie przetrwała w formie stałej, na Zachodzie praktycznie w tej formie zanikła, diakonat przez wieki był tylko krótkim etapem w drodze do kapłaństwa.
Niektórzy próbują przekonywać, że diakonisy owszem, pełniły funkcje charytatywne, ale nie można w ich przypadku mówić o tym, że przyjmowały jakieś święcenia.
– Jeśli próbują przekonywać, to znaczy, że nie znają źródeł. W szeregu manuskryptów greckich zachowały się rytuały tych święceń, sam jeden z nich przetłumaczyłem. Dotyczą one wprawdzie Wschodu, a nie Zachodu, ale to był czas jeszcze przed podziałem Kościoła, a posługa diakonów na Wschodzie i Zachodzie niczym się nie różniła. Poza tym, o dziwo, do dziś przetrwały święcenia kobiet w Kościele ormiańskim – święcone tam są kobiety, chórzystki, które jednak nie pełnią żadnych innych funkcji liturgicznych.
Święcenia diakonów i diakonis były takie same?
– Diakonów i diakonisy święcił biskup przed ołtarzem. Obrzęd dotyczący mężczyzny i kobiety różnił się tylko tym, że kobiecie biskup na głowę nakładał welon – miała szaty właściwe kobiecie. To w zasadzie wszystkie różnice. Taka sama była formuła modlitwy święceń z tym, że mowa w niej była o posłudze diakona albo posłudze diakonisy. Po święceniach diakonisa zajmowała miejsce wśród diakonów i wygłaszała litanię, czyli pełniła normalne funkcje liturgiczne. Na ten temat mamy dwa świetne opracowania w języku francuskim, o posłudze kobiet w Kościele i o święceniu kobiet w Kościele prawosławnym.
Ale święceń kapłańskich nigdy żadna diakonisa nie przyjmowała?
– Nie. To była ich posługa, która nie prowadziła nigdzie dalej. Ani w historii Kościoła, ani w Piśmie Świętym nie ma najmniejszej wzmianki o święceniu kobiet na urząd kapłański. Zresztą nawet, gdyby coś się gdzieś takiego rodziło, to historia z Tertulianem, herezją montanizmu i kobietami, które miały być prorokiniami i wcieleniem Ducha Świętego była dość radykalną przeszkodą w rozwijaniu tego nurtu.
Wróćmy do czasów tuż po Justynianie. Co działo się dalej z diakonisami, które przecież z dnia na dzień nie przestały istnieć – a nie miały specjalnie co robić?
– Rzeczywiście po Justynianie ich funkcje ograniczone były już tylko do liturgii. Czasem opiekowały się starszymi kobietami, wdowami, sierotami. Ale ich posługa powoli ustała – albo przeradzała się w życie mnisze. W Kościele na Wschodzie pojawiała się czasem tendencja, żeby mniszki wyświęcać na diakonisy, jedną wyświęcono nawet jeszcze w XIX w. w Rosji – ale chodziło o to, żeby mogła wejść do prezbiterium i tam posprzątać. Nigdy nie przywrócono tej funkcji jako funkcji liturgicznej.
Ciekawe jest to, że diakonisy dłużej przetrwały na Wschodzie – na Zachodzie szybciej zaczęto traktować je z pewną podejrzliwością i dążyć do zmniejszenia ich roli…
– Podejrzliwość pojawiła się na Zachodzie, ponieważ Zachód od początku dążył do wprowadzenia celibatu – takie próby podejmowane były bardzo wcześnie, już na pierwszym soborze powszechnym w IV w. próbowano go przeforsować. To jedna kwestia. Druga to chrzest: nie do końca wiemy, jak długo diakonisy były tam przy chrzcie potrzebne. Myślę, że nie bez znaczenia była również cała średniowieczna przygoda z potraktowaniem kobiety jako gorszej od mężczyzny, co niewątpliwie miało swoje reperkusje w postaci podejścia do kobiet pełniących jakieś funkcje kościelne. Ponieważ biskupi i kapłani byli mężczyznami, diakonisy mogły być traktowane jako nieco dziwny dodatek, potwierdzony wprawdzie w Piśmie Świętym, ale do czego służący? Chrzciły w pierwszych wiekach, ale czy w późniejszych? Trudno powiedzieć.
Jan Paweł II zdecydowanie wypowiedział się na temat święcenia kobiet w Ordinatio sacerdotalis – rozumiemy to również jako zakaz święcenia diakonis. Czy w Kościele na Wschodzie również jest tak kategoryczne rozstrzygnięcie tej kwestii?
– Nie, nigdy czegoś takiego nie wydano, ale też nie było takiej potrzeby. Nie znam przypadku, żeby ktokolwiek domagał się takich święceń. Nie było więc czego rozstrzygać.
Warto dziś w ogóle wracać do kwestii diakonis?
– Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Kobiety mają dziś tak ogromne możliwości działania i realizowania się w Kościele jako katechetki, organistki, na Wschodzie również jako prowadzące chóry, czytające w czasie nabożeństw, studiujące teologię i wykładające ją na uczelniach, że w zasadzie nie znam kobiety, która chciałaby być diakonisą. Wyjątkiem są tu kościoły luterańskie, gdzie są kobiety diakoni. Poza tym pamiętajmy, że funkcja kapłańska, szczególna funkcja w Kościele nie jest oderwana od wspólnoty, ale jest wynikiem kapłaństwa powszechnego wszystkich wiernych, w tym również kobiet.
I nie pojawia się w Kościele prawosławnym myśl o powrocie do diakonatu kobiet?
– Nie. Nie ma takiej myśli ani w Kościele prawosławnym, ani w Kościele katolickim. Wprawdzie w latach 80. odbyła się panprawosławna konferencja i teologowie prawosławni wystosowali apel, żeby sprawę zbadać, ale po konsultacjach zaakceptowane zostało status quo. Święcenia diakonis nie zostały przywrócone, bo w tej chwili nie ma takiej potrzeby. Ale co przyniesie przyszłość, zwłaszcza na misjach – zobaczymy.
Ks. prof. Henryk Paprocki
Teolog i duchowny prawosławny, członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Studiów Patrystycznych, rzecznik prasowy Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Wykłada na Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie, w Prawosławnym Seminarium Duchownym w Warszawie oraz na Uniwersytecie w Białymstoku. Autor ponad tysiąca artykułów, recenzji, haseł encyklopedycznych i tłumaczeń