Tę przestrogę warto potraktować serio
Wysłuchałem ciekawego wykładu księdza ze Sri Lanki. Moją uwagę przykuł tytuł: „Religia, etniczność i naród”. A że wykład odbył się na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie – jest dostępny na kanale YouTube – uznałem, że warto go posłuchać.
Wykładowca chciał uzasadnić jedną tezę: globalizacja prowokuje wzmocnienie tożsamości narodowej. I nie byłoby w tym nic złego,
a nawet samo dobro, gdyby nie fakt, że tożsamość narodowa Sri Lanki nabiera cech czysto etnicznych. Członkiem narodu nie może być ktoś, kto przychodzi z zewnątrz, ale tylko ten, w którym płynie ta sama krew.
Przypomnę, że dokument polskich biskupów o patriotyzmie stawia sprawę zasadniczo inaczej: przynależność narodowa jest wyborem kulturowym, a nie kwestią przynależności etnicznej. Bycie Polakiem nie musi wynikać z więzów krwi.
Niepowiązanie jednak narodowości z etnicznością jest na Sri Lance najbardziej niebezpieczne. To, co wzbudziło niepokój wspomnianego księdza, to fakt, że przy okazji dochodzi do wykorzystania w tym celu religii. Zdaniem duchownego religia buddyjska staje się narzędziem etnicznego uzasadnienia przynależności narodowej. A wszystko zaczęło się wtedy, gdy mnisi buddyjscy zaczęli opiewać królów, którzy bronili lankijskiego narodu i ich buddyjskiej religii. Także przed chrześcijanami. Od tego czasu zaczęto za pomocą buddyzmu uzasadniać, kto jest, a kto nie jest prawdziwym Lankijczykiem. Efekt jest taki, że buddyzm straci swoją polityczną niezależność. Natomiast mieszkający tam katolicy z coraz większą trudnością odnajdują się we własnej ojczyźnie.
Wykład lankijskiego księdza uświadomił mi kolejny raz, jak niebezpieczne, a zarazem niezauważalne bywają procesy łączenia religii i polityki. Używa się bowiem w tym celu elementów wydawałoby się neutralnych, pośrednich: tożsamości narodu, tradycji, kultury narodowo-religijnej itp. A to znaczy, że to, co bywa z natury dobre – kultura narodowa może mieć przecież swoje korzenie religijne – może łatwo zamienić się w próbę ideologicznego wykorzystania religii. Granica jest cienka. A jej przekroczenie, bądźmy szczerzy, może zdarzyć się wszędzie.