Logo Przewdonik Katolicki

Złamany monopol

Jakub Kufel
FOT. JANUSZ UKLEJEWSKI/PAP/CAF

W sierpniu 1980 r. komuniści stracili nie tylko możliwość jednostronnego podejmowania decyzji, ale także narzędzie do manipulacji społeczeństwem. Dostęp do środków masowego przekazu umożliwił „Solidarności” pokazanie, że dla rządzących jest alternatywa.

Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk powstał w 1946 r. Władze komunistyczne szybko zdały sobie sprawę z tego, że bez kontroli nad wolnym słowem nie będą w stanie narzucić społeczeństwu ideologii komunistycznej. Propaganda miała ukształtować nowego człowieka realizującego interes „klasy pracowniczej” i wyeliminować „wrogów ludu”, czyli wszelkich przeciwników rządzących.
Gdy w 1976 r. powstał Komitet Obrony Robotników – organizacja niosąca pomoc represjonowanym po strajkach w Ursusie i Radomiu – w pismach „drugiego obiegu”, wydawanych bez oficjalnego dopuszczenia do druku, zaczęto publikować teksty sprzeciwiające się tej sytuacji. Pisma takie jak „Głos”, „Krytyka” czy „Bratniak” stały się miejscem debat opozycji formułującej alternatywny wobec władz program działania. Pisma drukowano w nakładach od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy, starając się kształtować poglądy społeczeństwa manipulowanego przez władze komunistyczne poprzez środki masowego przekazu.
 
O wolność słowa
Strajk, który rozpoczął się w sierpniu 1980 r. w Stoczni Gdańskiej, był protestem wyjątkowym. Postulaty strajkujących nie ograniczały się do jednego zakładu pracy. Utworzono Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, na czele którego stanął Lech Wałęsa. Sformułowano 21 postulatów, które spisano na tablicy wywieszonej nad bramą Stoczni Gdańskiej. Wśród niech obok żądania wolnych związków zawodowych i prawa do strajku pojawił się postulat zagwarantowanej w konstytucji PRL wolności słowa, druku i publikacji.
Bez dostępu do środków masowego przekazu dążenia robotników do utworzenia własnej organizacji związkowej zakończyłyby się zapewne niepowodzeniem. Już w pierwszych dniach strajku władze kolportowały wśród strajkujących ulotki namawiające do powrotu do pracy oraz informujące, że strajk został wywołany przez „wichrzycieli” dla ich prywatnych interesów. Środki masowego przekazu starały się początkowo ignorować rozwój sytuacji w Stoczni Gdańskiej, zwracając głównie uwagę na „przestoje w pracy”, które przecież przynoszą niekorzyść całemu społeczeństwu.
Nic takiego się jednak nie stało. Strajkujący zorganizowali na terenie Stoczni Gdańskiej Mszę, w której uczestniczyli nie tylko robotnicy, ale także licznie przybyli mieszkańcy Trójmiasta. Na terenie zakładu uruchomiono niezależną poligrafię, wykorzystując powielacze używane przez opozycję do drukowania pism drugiego obiegu oraz stoczniową drukarnię. W odpowiedzi na propagandowe ulotki władz stoczniowcy odpowiedzieli wprost: „Wytrzymamy!”… aż do spełnienia wszystkich postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego.
 
Alternatywa dla rządzących
I sekretarz PZPR Edward Gierek informowany o rozwoju sytuacji w Stoczni Gdańskiej zdecydował się przerwać swój urlop na Krymie i wystąpić 18 sierpnia przed kamerami telewizyjnymi. Ostrzegał przed konsekwencjami dla gospodarki związanymi z „przestojami w pracy”. Mimo że kolejny raz odwołał się w swoim przekazie do integracji narodu wokół ważnych kwestii, to wobec rozbudzenia nastrojów konsumpcyjnych społeczeństwa skonfrontowanego z pogarszającą się sytuacją w kraju, jego przekaz nie spotkał się z aprobatą.
Gierek tracił legitymację do przemawiania w interesie ludzi pracy. Pobicia robotników w Ursusie i Radomiu w czerwcu 1976 r., kryzys gospodarczy, poparcie dla papieża Polaka i wreszcie narodziny demokratycznej opozycji prowadziły do utraty zaufania do I sekretarza. W Stoczni Gdańskiej rodził się nie tylko związek zawodowy, ale także ruch społeczny, który będzie alternatywą dla rządzących.
23 września na terenie Stoczni Gdańskiej został rozkolportowany pierwszy numer pisma „Biuletyn Informacyjny «Solidarność»”. Informowano w nim o rozwoju sytuacji strajkowej i postulatach załogi, przełamując monopol władz na informację.
Słowo „solidarność” było na ustach wszystkich. Strajkujący robotnicy Stoczni solidaryzowali się z innymi zakładami pracy w całej Polsce, mieszkańcy Trójmiasta solidaryzowali się ze strajkującymi okupującymi Stocznię Gdańską, intelektualiści z robotnikami, wspierając ich protest. Aby wzmocnić pozycję w negocjacjach, do Stoczni przybyli Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek, którzy stanęli na czele Komisji Ekspertów. Negocjacje odbywały się pod okiem kamer. Nie sposób było już bagatelizować rozwoju sytuacji w Trójmieście i całym kraju.
 
Strajk ważniejszy od piosenek
Przebiegiem strajku w Stoczni Gdańskiej zainteresowali się dziennikarze zachodnich mediów, przebywający w Trójmieście w związku z odbywającym się w Sopocie festiwalem Interwizji, na którym wyjątkowo nie wręczono nagrody dziennikarzy. Powód był prozaiczny – większość reporterów akredytowanych przy festiwalu przebywała w Gdańsku. Dotarli na teren Stoczni, szczegółowo relacjonując przebieg wydarzeń. Dziennikarze podczas strajku byli traktowani przez Służbę Bezpieczeństwa jako przedstawiciele wywiadów państw kapitalistycznych. Funkcjonariusze SB podkreślali też w raportach, że dziennikarze nie słuchają piosenek, tylko wolą relacjonować wydarzenia ze strajku w Stoczni (sic!).
Wobec pojawienia się niezależnej informacji na temat sytuacji w Stoczni Gdańskiej, władze robiły dobrą minę do złej gry. Stanowisko prezentowane w prasie oficjalnej było tożsame z linią partii: „uznajemy za słuszne część postulatów ekonomicznych i chcemy je rozwiązać poprzez wytężoną pracę całego narodu, ale nie akceptujemy prób manipulacji w celu powołania struktur o obliczu antysocjalistycznym przez osoby, które manipulują strajkującymi” – czytamy w „Trybunie Ludu”.
Mimo zgody na część postulatów ekonomicznych Komisja Rządowa na czele z wicepremierem Mieczysławem Jagielskim, negocjująca ze strajkującymi, odmawiała zgody na wypuszczenie więźniów politycznych, czyli działaczy opozycji, których aresztowano w związku z akcją strajkową. W ich sprawie mediował Andrzej Gwiazda, który doradził Lechowi Wałęsie nieprzejednane stanowisko w sprawie ich obrony.
Władze znalazły się w trudnej sytuacji. Zgadzając się na uwolnienie więźniów politycznych, przyznawały się oficjalnie przed kamerami, że taka kategoria w Polsce istnieje. Co więcej, podpisując porozumienie ze strajkującymi, oddawano w ich ręce narzędzie nacisku w postaci strajku, wolności słowa oraz niezależnej organizacji związkowej. Zawarto ze społeczeństwem nową umowę społeczną, której wszak już w punkcie wyjścia nie zamierzano respektować.
Podpisanie Porozumienia przez Lecha Wałęsę długim długopisem z wizerunkiem Jana Pawła II przeszło do historii jako symbol walki o prawa robotników. Pierwszy raz Polacy, którzy zasiedli przed telewizorami, dowiedzieli się o skali niezadowolenia społeczeństwa z sytuacji w kraju. Strajkujący otworzyli bramy z pewnym niedowierzaniem: czy od 1 września znaleźli się już w innym państwie? Okazało się, że nadzieje te były złudne.
 
Bez odwrotu
Już od pierwszych dni po strajku władze dążyły do konfrontacji z nowo rodzącym się związkiem, nie zgadzając się na jego rejestrację. O poszczególne punkty porozumienia działacze Solidarności musieli walczyć poprzez nacisk, jakim była groźba ogólnopolskiego strajku. Władze straciły jednak nie tylko możliwość jednostronnego podejmowania decyzji, ale także narzędzie do manipulacji społeczeństwem, jakim był monopol na informację.
Wraz z narodzinami związku powstały niezależne pisma. „Tygodnik Solidarność” rozchodził się w nakładach, o których marzą współczesne tygodniki opinii. Dostęp do środków masowego przekazu umożliwił ukazanie liderów i programów działania. Stworzono nawet niezależne od władz biuro informacyjne, które miało przekazywać rzetelne informacje na potrzeby solidarnościowych mediów. Podczas I Zjazdu „Solidarności”, odbywającego się w Hali Olivia w Gdańsku, informowano o okolicznościach wyboru Lecha Wałęsy na przewodniczącego i uchwalenia programu „Samorządna Rzeczpospolita”. Do „Solidarności” przyłączyło się prawie 10 mln ludzi, budując niezależny ruch w rzeczywistości realnego socjalizmu.
Władze nie mogły sobie pozwolić na taki rozkwit wolności. W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. wprowadziły stan wojenny. Kolejny raz okazało się, że niezależna informacja nie idzie w parze z autorytarnym reżimem, którego wsparciem jest propaganda manipulująca społeczeństwem. Raz zaszczepiona myśl wolnościowa będzie jednak silnie oddziaływać na społeczeństwa w kolejnych latach. Opornik w okresie stanu wojennego stanie się symbolem sprzeciwu społecznego, a powielacz w zakonspirowanych drukarniach narzędziem do budowania ruchu oporu.
 



Jakub Kufel
Historyk, politolog, doktor nauk społecznych; pracownik naukowy Europejskiego Centrum Solidarności, współautor Wystawy Stałej ECS (ekspozycji poświęconej opozycji lat 70.); autor licznych prac z zakresu myśli politycznej i najnowszej historii Polski. Jest jednym z redaktorów Historii Stoczni Gdańskiej, która niedawno ukazała się nakładem ECS

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki