Badania opinii publicznej nie pozostawiają złudzeń. Polacy mają jeden z najniższych poziomów zaufania społecznego wśród państw europejskich – trzy czwarte z nas sobie nie ufa. Podejrzliwość w stosunkach międzyludzkich przekłada się na brak zaufania do instytucji publicznych i do polityków, którzy nami rządzą. Na podatny grunt padają hasła populistyczne. Nawołują do odrzucenia elit, które w zależności od odbiorcy – prowadzą podejrzane interesy, współpracują ze służbami specjalnymi bądź odnosili korzyści w czasie komunistycznych rządów. Po prostu realizują interesy, które mają być sprzeczne z dobrem ogółu społeczeństwa. Nie inaczej jest z interpretacją wydarzeń historycznych. O ile przejawy oporu społecznego (tj. strajki, manifestacje) nie budzą naszych wątpliwości – Polacy przecież zawsze walczyli, często stojąc na przegranej pozycji, o tyle zawieranie kompromisów, porozumień, układów przez część naszego społeczeństwa oceniane jest negatywnie. Analizując badania opinii publicznej dotyczące Okrągłego Stołu, warto zwrócić uwagę na trzy dominujące w społeczeństwie narracje związane z tym wydarzeniem.
Dialog czy „zgniły kompromis”?
Dla części społeczeństwa Okrągły Stół był pozytywnym przykładem pokojowego rozstrzygania konfliktów. Zwolennicy tego stanowiska wskazują, że kompromis był optymalnym rozwiązaniem dla odbudowania państwa przez silnie podzielone społeczeństwo, a dialog umożliwił przeprowadzenie zmian, dzięki którym możemy żyć obecnie w wolnej Polsce i cieszyć się dobrobytem. Krytycy Okrągłego Stołu są podzieleni. Dla jednych wszelki kompromis z władzami komunistycznymi był błędem. Ich intencją była petryfikacja władzy, a depozytariusze tego „zgniłego kompromisu” zdradzili Polskę, realizując swoje interesy. Dla innych sam kompromis miał charakter taktyczny. Po zwycięstwie w wyborach czerwcowych należało rozprawić się z komunistami, przejmując pełnię władzy i przeprowadzając proces dekomunizacji.
O ile w głowach zwolenników porozumienia dominującym obrazem pozostaje okrągły kształt stołu, który symbolizuje równość stron i gest victorii oznaczającej zwycięstwo „Solidarności”, to przeciwnicy chętniej odwołują się do niejasnych ich zdaniem rozmów w Magdalence, gdzie dokonała się zdrada narodowa przypieczętowana toastami wznoszonymi przez Lecha Wałęsę i jego otoczenie oraz oprawców, tj. gen. Wojciecha Jaruzelskiego i gen. Czesława Kiszczaka, odpowiedzialnych za zbrodnie komunistyczne. Który z tych obrazów jest prawdziwy? Przeciętnemu Polakowi łatwo zagubić się w tych interpretacjach.
Sprzeciw, ale nie skłonność do ustępstw
Droga do kompromisu nie była łatwa. Władze PRL już raz zerwały przecież umowę społeczną – Porozumienie podpisane w sierpniu 1980 r. w Stoczni Gdańskiej, wprowadzając w grudniu 1981 r. stan wojenny. Dominujące były dwa stanowiska. Z jednej strony – koncepcja „długiego marszu”, polegająca na działaniu w podziemiu i tworzeniu infrastruktury oporu: wydawaniu pism drugiego obiegu, kształtowaniu świadomości społeczeństwa, tworzeniu się niezależnych struktur, które z czasem miały przejąć władzę. Z drugiej strony – część działaczy „Solidarności” chciała dokonać „szybkiego skoku”, czyli jednorazowej ogólnopolskiej akcji strajkowej i przejęcia władzy siłą. W obu wypadkach członkowie „Solidarności” nie widzieli we władzach partnerów do rozmów.
Dopiero dojście do władzy w ZSRR Michaiła Gorbaczowa i pierestrojka (przebudowa systemu komunistycznego) wzbudziły nadzieję na zmiany. Adam Michnik w eseju wydanym w drugim obiegu pt. Takie czasy, rzecz o kompromisie pisał: „Warunkiem niezbędnym pokojowej realizacji przeobrażeń społecznych czy politycznych jest osiągnięcie kompromisu sił postulujących reformy ze skłonnymi do ugody odłamami klasy rządzącej”. Autor nie nawoływał jednak do ograniczenia oporu wobec władz komunistycznych. To postawa sprzeciwu, a nie skłonność do ustępstw miały wymusić na rządzących potrzebę podjęcia dialogu. Podjęcie jakichkolwiek rozmów nie było jednak możliwe bez zgody na ponowną rejestrację „Solidarności”.
Pogarszająca się sytuacja gospodarcza w państwie doprowadziła wiosną i latem 1988 r. do dwóch fal strajków. Wśród żądań protestujących znalazło się m.in. zalegalizowanie NSZZ „Solidarność”. Mimo że protesty te nie zakończyły się sukcesem, pokazały one, że Związek ma ciągle dużą siłę mobilizacyjną. Bronisław Geremek, jeden z architektów porozumienia Okrągłego Stołu, pisał wówczas w podziemnym piśmie „Dwadzieścia Jeden” o jedynej drodze do kompromisu: „pierwszym krokiem musi być wzajemne uznanie partnerów i uszanowanie ich tożsamości”. Bez uznania „Solidarności” za równorzędnego partnera nie mogło być mowy o kompromisie.
Ucieczka do przodu
Kierownictwo PZPR postrzegało „Solidarność” i samego Lecha Wałęsę za wielkie zagrożenie. Lider związku, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, nie mógł być jednak traktowany jako „osoba prywatna”. Przed szereg wyszedł Alfred Miodowicz – przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, zgadzając się na debatę telewizyjną z Wałęsą. Odbyła się ona 30 listopada 1988 r. o godz. 20.00 i dotyczyła pluralizmu związkowego i sytuacji politycznej w Polsce. Lider zdelegalizowanej „Solidarności” pierwszy raz od wprowadzenia stanu wojennego miał możliwość wystąpienia w telewizji przed szeroką publicznością. W stonowany i spokojny sposób odpowiedział na zarzuty Miodowicza o odpowiedzialności NSZZ za puste półki w sklepach, zwracając uwagę na brak pluralizmu związkowego oraz monopolistyczne rządy, które doprowadziły do zacofania w Polsce.
Debata wzmocniła pozycję Lecha Wałęsy i „Solidarności”. Według badań opinii publicznej, o ile w sierpniu 1988 r. relegalizacji NSZZ domagało się 42 proc. społeczeństwa, to w grudniu 1988 r. ta wartość wzrosła do 62 proc. W partii nie brakowało postaw konfrontacyjnych, choć z czasem strategia siłowego rozwiązania konfliktu stawała się coraz mniej prawdopodobna. Do pierwszego spotkania między Czesławem Kiszczakiem i Lechem Wałęsą doszło 31 sierpnia 1988 r. w Warszawie. Uczestniczył w nim także przedstawiciel Kościoła bp Jerzy Dąbrowski. Podczas kolejnych spotkań ustalono chęć podjęcia rozmów m.in. na temat „kształtu polskiego ruchu związkowego”. Po spotkaniu gen. Wojciech Jaruzelski przekonywał towarzyszy partyjnych: „Rozmowy z Wałęsą to nie nasza Canossa”. Zapowiedź zwołania Okrągłego Stołu miała jego zdaniem zapewnić partii kilka miesięcy spokoju, umożliwić przeprowadzenie wyborów do Sejmu oraz otworzyć na możliwość wsparcia ekonomicznego ze strony Zachodu, co bez „Solidarności” nie było możliwe. Ostatecznie Plenum KC PZPR obradujące w styczniu 1989 r. przyjęło „Stanowisko w sprawie pluralizmu politycznego i pluralizmu związkowego”, co otworzyło drogę do przygotowania rozmów przy Okrągłym Stole.
Podjęcie decyzji o przystąpieniu do negocjacji było trudne dla obu stron. Gen. Wojciech Jaruzelski zdawał sobie sprawę z silnej opozycji w partii, a jednocześnie z nacisku społecznego w formie niekontrolowanych protestów i strajków. Lech Wałęsa miał świadomość słabości struktur solidarnościowych i opozycji wobec jego przywództwa. Krytycy negocjacji słusznie wskazywali na ogromne zagrożenie, jakim była chęć obarczenia Związku odpowiedzialnością za sytuację gospodarczą w państwie. Dla obu stron podjęcie rozmów stanowiło „ucieczkę do przodu”, mimo że był to krok w nieznane.
Uchylone okno
6 lutego przy Okrągłym Stole w Pałacu Namiestnikowskim w Warszawie zasiedli przedstawiciele strony rządowo-koalicyjnej na czele z gen. Czesławem Kiszczakiem, strony opozycyjno-solidarnościowej, której liderem był Lech Wałęsa oraz przedstawiciele Kościoła. Tylko spotkanie inauguracyjne i zamykające odbyło się przy wyprodukowanym w fabryce w Henrykowie meblu. Obrady były toczone w trzech głównych zespołach ds. reform politycznych, ds. pluralizmu związkowego oraz ds. gospodarki i polityki społecznej, a także w licznych podzespołach i grupach roboczych. Spotykano się też na nieformalnych naradach w Magdalence. Impas w rozmowach przełamał Aleksander Kwaśniewski, który samodzielnie wysunął postulat wolnych wyborów do Senatu w zamian za zgodę na wybór prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe na 6-letnią kadencję. Naczelnym organem państwa miał być Sejm i tylko 35 proc. mandatów do tej izby mogło przypaść kandydatom bezpartyjnym. W częściowo wolnych wyborach mogli wziąć udział także działacze „Solidarności”. Zmienione prawo o stowarzyszeniach miało umożliwić rejestrację Związku.
Porozumienie Okrągłego Stołu było dopiero pierwszym krokiem do zmian w Polsce. Uchylone „okno do wolności” umożliwiło jednak organizację pierwszych kontraktowych wyborów do parlamentu. Brawurowa kampania wyborcza przeprowadzona przez Komitet Obywatelski „Solidarność” przyniosła skutek w postaci zwycięstwa w wyborach, które odbyły się w czerwcu 1989 r., a w konsekwencji utworzenie pierwszego niekomunistycznego rządu pod przewodnictwem Tadeusza Mazowieckiego. Zapoczątkowało to proces zmian, które doprowadziły do przywrócenia gospodarki rynkowej i wprowadzenia w Polsce ustroju demokratycznego.