Logo Przewdonik Katolicki

Sierpień 1980. Mamy moc

Paweł Stachowiak
Obrady Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w sali BHP fot. Jakub Grelowski/PAP

Poczucie społecznej solidarności spowodowało, że sierpień 1980 stał się czymś zupełnie nowym w dotychczasowej historii buntów społecznych w PRL. Władze nie mogły już wykorzystać naturalnych antagonizmów społecznych i zawodowych, które tak umiejętnie podsycano np. w marcu 1968 i grudniu 1970.

Był początek sierpnia 1980 r. Miałem 15 lat, byłem produktem edukacji w peerelowskiej szkole podstawowej, bez głębszej refleksji śpiewałem na szkolnych apelach hymn epoki gierkowskiej: „Zbudujemy drugą Polskę, zbudujemy nowy świat, w którym wszystko będzie lepsze, w którym nowy będzie ład. Najpiękniejsze miasta, najpiękniejsze wsie, zbudujemy Polskę piękną jak we śnie”. Coś jednak nawarstwiało się w podświadomości młodego człowieka, domowy przekaz mówiący, że losy naszej rodziny dalekie były od owego „snu”, audycje Radia Wolna Europa słuchane przez rodziców, Kościół, przestrzeń odmiennej niż oficjalna narracji. To wszystko budowało poczucie sprzeczności, konfliktu racji, niekoherentności tego, czego uczyła rodzina i Kościół, z przekazem szkoły i mediów. Byłem wtedy w Zakopanem, pierwszy raz w życiu, to wtedy uległem fascynacji górami, która trwa po dziś, chciałbym jednak podzielić się innym wspomnieniem. Moja Mama miała znajomego, piastującego prominentne funkcje w partyjnym establishmencie. Zaprosił nas, poszliśmy do luksusowego ośrodka, w którym mieszkał. Piękny apartament, stół zastawiony butelkami po ekskluzywnych alkoholach, ślady wieczornej libacji. Gospodarz w szlafroku, zmęczony i skacowany, ale bardzo gościnny. „Może chcecie pojechać na pieczenie barana”, zapytał. To było coś surrealistycznego w rzeczywistości epoki późnego Gierka, radykalnie odległej od codzienności zwykłego obywatela PRL. Pamiętam doznanie jakiegoś, nie do końca uświadomionego, absurdu. Czy to jest ta „druga Polska”, „nowy świat, w którym wszystko będzie lepsze, w którym nowy będzie ład”? Dziś nie mam wątpliwości, że właśnie wtedy zaczął się w głowie młodego człowieka budzić sprzeciw wobec Polski sprzecznej z jego poczuciem słuszności i sprawiedliwości. To wtedy spójnego charakteru nabierał stosunek do rzeczywistości, tak odległej od propagandowych haseł.

Przełomowe przebudzenie
To osobiste wspomnienie jest ilustracją zjawiska o szerszym, powszechniejszym charakterze, przebudzenia narodowego i poczucia solidarności, które przeżywaliśmy w pamiętnym sierpniu 1980 r. Tamte dni to czas niezwykły, rzadki i jedyny w swoim rodzaju. Niełatwo wniknąć w jego istotę, jeśli się go osobiście i świadomie nie przeżyło. Natężenie uczuć, dreszcz emocji, poczucie wspólnoty, przeświadczenie o słuszności swych racji, swoiste uwznioślenie tego, kim jesteśmy i czego pragniemy, wszystko to tworzyło szczególną atmosferę jedności i solidarności. „Jeden drugiego brzemiona noście” (Ga 6, 2) – te słowa św. Pawła były wtedy oczywistością. Dla młodych ludzi, zagubionych dotąd w chaotycznej przestrzeni rozmaitych przekazów, było to błogosławionym prostowaniem ścieżek, dawało szansę zrozumienia, gdzie jest słuszność i prawda o otaczającej rzeczywistości. Mam wrażenie, że we wrześniu 1980 r. byłem innym człowiekiem niż dwa miesiące wcześniej.
Dlaczego Sierpień 1980 r. jest tak ważną datą w biografii wielu ludzi, także mojego pokolenia? Czym szczególnym wyróżniał się pośród licznych kryzysów społeczno-politycznych podmywających reżim komunistyczny w PRL? Dlaczego to wtedy, w sierpniu 1980 rozpoczął się czas permanentnego i nieugaszonego kryzysu, który o schyłku lat 80. miał się zakończyć upadkiem Polski Ludowej? Postarajmy się dostrzec, jakie były nowe i przełomowe elementy tamtej sytuacji, czym różniły się od wcześniejszych przejawów społecznego buntu, takich jak w Poznaniu, w czerwcu 1956, w grudniu 1970 na Wybrzeżu i w czerwcu 1976 r. w Radomiu, Ursusie i Płocku.

Struktury i punkt zapalny
Dotąd bunt był spontaniczny, niezorganizowany, pozbawiony struktur, postulaty i przywódcy pojawiali się w trakcie wydarzeń. W sierpniu było inaczej. Na Wybrzeżu, które miało stać się zaczynem buntu, istniały już wcześniej struktury Wolnych Związków Zawodowych budowanych z inspiracji działaczy KOR, przede wszystkim Bogdana Borusewicza. To właśnie on i najbardziej aktywni robotnicy Stoczni im. Lenina w Gdańsku przygotowali i zainicjowali wybuch strajku. Bogdan Felski, Jerzy Borowczak i Ludwik Prądzyński, zainspirowani przez Bogdana Borusewicza, byli inicjatorami strajku w stoczni. Początkowo niewiele zdawało się sprzyjać ich inicjatywie. Pod koniec lipca, gdy Jacek Kuroń spytał Borusewicza, dlaczego stocznia stoi, kiedy Lublin strajkuje, otrzymał odpowiedź: „no tak, ale stocznia to Kanada, tu się dobrze zarabia. Jak tu ludzi ruszyć?”. Już niedługo okazało się, że „Kanada” to nie wszystko, sami opozycjoniści nie dostrzegali potencjału buntu w środowiskach robotniczych. Zapalnikiem okazała się decyzja władz stoczni o dyscyplinarnym zwolnieniu z pracy działaczki WZZ Anny Walentynowicz. Stało się to w przededniu nabycia przez nią uprawnień emerytalnych. Miała ona niezwykły mir wśród robotników, cieszyła się powszechnym szacunkiem, jej krzywda stała się symbolem fałszu partyjnych haseł propagandowych o „władzy ludowej”, służącej interesom „ludu pracującego miast i wsi”. To poczucie urażonej godności okazało się mocniejsze niż „Kanada” i dało szansę rozpoczęcia strajku. Był zatem powód, była organizacja i ludzie, którzy zainicjowali bunt, byli w stanie go kontrolować i nadać mu kierunek.

Wyciągnięte wnioski
Następnym przełomem było wyciągnięcie wniosków z przebiegu buntów w 1956, a przede wszystkim w 1970 r. W Stoczni Gdańskiej większość robotników pamiętała tragiczny Grudzień i wiedziała, że demonstracje uliczne stwarzały władzom pretekst do użycia siły. Dlatego kolportowana na przełomie lipca i sierpnia 1980 r. KOR-owska ulotka „Jak strajkować” zyskała wielką popularność. Jej przesłanie było jednoznaczne, strajk powinien mieć charakter okupacyjny i opierać się na konkretnej liście postulatów. Bunt gdańskich robotników zamykał się zatem od początku wewnątrz zakładów. Tworzono straż robotniczą, która zapobiegała przedostawaniu się na teren strajku osób nieposiadających akceptacji komitetu strajkowego. Zapobiegano w ten sposób prowokacjom, jakże widocznym podczas wcześniejszych wystąpień robotniczych. Nie było w sierpniu 1980 r. ulicznych demonstracji, palenia komitetów i plądrowania sklepów, porządek społeczny był na fenomenalnie wysokim poziomie. W filmie Andrzeja Wajdy Człowiek z żelaza jest scena, gdy grany przez Mariana Opanię dziennikarz – alkoholik próbuje kupić butelkę jakiegokolwiek alkoholu. Komitet strajkowy wprowadził prohibicję i ku zaskoczeniu dziennikarza wszyscy, nawet barmani i kelnerki w hotelu, jej przestrzegają. To się w głowie nie mieściło, co jak co, ale alkohol był w PRL zawsze dostępny, legalnie bądź nie.

Solidarność przede wszystkim
Być może najważniejszą cechą sierpniowych strajków był ich solidarnościowy charakter. Aby zrozumieć istotę sprawy, przypomnijmy wydarzenia z 16 sierpnia 1980 r. Stały już wtedy inne zakłady pracy Trójmiasta, od kilkudziesięciu godzin nie działała w Gdańsku komunikacja miejska. Właśnie wtedy, w sobotę 16 sierpnia około godziny 15.00 rozegrała się scena, która dała ówczesnym wydarzeniom zupełnie nowy wymiar, wymiar solidarności w najbardziej podstawowym znaczeniu tego słowa. Dyrekcja stoczni przyjęła w zasadzie wszystkie postulaty strajkujących, liczna grupa robotników uznała to za sygnał do zakończenia strajku, byli zmęczeni, chcieli wrócić do domów. Przewodniczący komitetu strajkowego Lech Wałęsa ogłosił: „Wracamy do pracy”. Gdyby tak zakończył się strajk w stoczni, pamiętaliby o nim dziś zapewne jedynie nieliczni, cała historia następnych lat wyglądałaby inaczej. Jak? Nikt nie potrafi rozstrzygnąć. Z całą pewnością można powiedzieć, że w tym momencie ważyły się losy jeszcze nieistniejącej „Solidarności”, rozstrzygał się kształt bliższej i dalszej przyszłości. Tak ten moment wspominała później Anna Walentynowicz: „Załatwiono wszystkie żądania Komitetu Strajkowego Stoczni, inne obiecano rozpatrzyć w najbliższym czasie. Wydawało się nam, że jest to zwycięstwo. Wychodziliśmy, gdy nagle Alinka Pieńkowska, ta kruszynka, zaczęła krzyczeć: «A co z tamtymi ludźmi!?! Jak my teraz spojrzymy w oczy wszystkim, którzy nas poparli w mieście?!». Alinka jest pielęgniarką w przyzakładowym szpitalu. Ona zawsze wszystkim się przejmowała. My teraz do mikrofonu, by zatrzymać ludzi, wcześniej już Leszek odwołał strajk. Mikrofony wyłączone, tylko dyrekcja nadaje komunikaty, że strajk się skończył. Ja się rozpłakałam. Wszyscy rozchodzili się do domów. Wszystko zaczynało się rozsypywać. Wtedy Alinka zaczęła biegać między ludźmi i zadawała te same pytania co wcześniej nam. Zatrzymywali się. Słuchali. Ci, którzy jeszcze nie wyszli ze stoczni, zostawali”. Ta chwila zdecydowała o wszystkim, strajk był kontynuowany już w innej formule – strajku solidarnościowego. Liczne zakłady pracy regionu utworzyły Międzyzakładowy Komitet Strajkowy, opracowano słynną listę 21 postulatów, wreszcie rozpoczęły się negocjacje z delegacją władz zakończone 30 i 31 sierpnia podpisaniem porozumień sierpniowych. Podczas tych dwu tygodni ruch protestu ogarnął cały kraj, historia ruszyła w tempie, którego nikt nie był w stanie przewidzieć. Strajk został więc uratowany za sprawą odwołania się do poczucia solidarności z innymi, przekonania, że nie można ich pozostawić, nawet jeśli nasze oczekiwania zostały spełnione. Właśnie to uruchomiło nową dynamikę zdarzeń, która spowodowała, że Sierpień 1980 stał się czymś zupełnie nowym w dotychczasowej historii buntów społecznych w PRL. Władze nie mogły już wykorzystać naturalnych antagonizmów społecznych i zawodowych, które tak umiejętnie podsycano np. w marcu 1968 r. i grudniu 1970.

Współpraca
Wreszcie ostatnia kwestia: współpraca środowisk robotniczych z inteligencką opozycją i Kościołem. Po buncie czerwca 1976 prześladowani robotnicy otrzymali po raz pierwszy pomoc od powołanej wówczas organizacji Komitetu Obrony Robotników. Działacze KOR inicjowali później działalność struktur Wolnych Związków Zawodowych wśród robotników Wybrzeża. Zwieńczeniem tej współpracy był Komitet Ekspertów działający jako instytucja doradzająca Międzyzakładowemu Komitetowi Strajkowemu w Stoczni im. Lenina. W jego skład wchodzili przedstawiciele rozmaitych środowisk opozycyjnych, m.in.: Tadeusz Mazowiecki, Bronisław Geremek, Lech Bądkowski, Bohdan Cywiński, Andrzej Wielowieyski i Lech Kaczyński. Rozwijała się solidarność nie tylko przedstawicieli rozmaitych grup zawodowych, ale również ludzi o różnych statusach społecznych i poziomach wykształcenia. Po raz pierwszy władza stawała wobec nieskuteczności dotychczasowej polityki „dziel i rządź”.

Lawina nie do powstrzymania
Sierpniowy bunt społeczny skończył się inaczej niż wszystkie dotychczasowe. Podpisano porozumienia, których najważniejszym elementem była zgoda władz na utworzenie niezależnego ruchu związkowego. Zapewne nie byłoby jej, gdyby elity PZPR były w stanie przewidzieć, jaka będzie siła rodzącego się ruchu „Solidarności”, jak skutecznie podmyje on fundamenty systemu nie tylko w Polsce. Słabość władzy, rosnąca świadomość społeczeństwa, niedostrzeżona przez rządzących siła kapitału społecznego, aspiracje i poczucie godności zwykłych ludzi wzbudziły lawinę, której nie dało się już powstrzymać.
Szczególnym świadectwem tamtego czasu są teksty poetyckiej twórczości strajkujących, proste, niekiedy naiwne. Jednak dopiero dzięki nim jesteśmy w stanie wniknąć w szczególną atmosferę tamtego sierpnia, jakże dziś niezwykłą, fascynującą, ale przecież niestety skrajnie różną od naszych współczesnych doświadczeń. Przypomnijmy słowa Piosenki dla córki, napisanej w stoczni podczas gorących dni gdańskiego Sierpnia, one mówią więcej niż tomy analiz o duchu, jaki tam panował:
„Nie mam teraz czasu dla ciebie
Nie widziała cię długo matka
Jeszcze trochę poczekaj, dorośnij
Opowiemy ci o tych wypadkach
O tych dniach pełnych nadziei
Pełnych rozmów i sporów gorących
O tych nocach kiepsko przespanych
Naszych sercach mocno bijących
O tych ludziach, którzy poczuli
Że są teraz właśnie u siebie
Solidarnie walczą o dzisiaj
I o jutro także dla ciebie”.
Miał rację Czesław Miłosz, pisząc: „Bo więcej waży jedna dobra strofa niż ciężar wielu pracowitych stronic”. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki