Jest wiele poglądów, które mają jaśniejsze i ciemniejsze tony i półcienie, ale dla antysemityzmu – pod żadną postacią – tolerancji w dzisiejszym świecie nie ma. I – dodajmy od razu – być nie powinno. Po okropieństwach XX wieku, gdy chorobliwa nienawiść Adolfa Hitlera doprowadziła do zagłady większości środkowoeuropejskich Żydów, dla antysemityzmu nie powinno być żadnej taryfy ulgowej.
Niestety, zarzut antysemityzmu często szafowany bywa zbyt łatwo. Niekiedy łatkę antysemitów przypisywano zbyt lekko politycznym czy intelektualnym przeciwnikom, tylko po to, by ich zdyskredytować. Dlatego też ani relacje polsko-żydowskie, ani polsko-izraelskie nie są czymś łatwym. Tu trzeba ogromnej wiedzy, wyczucia, wrażliwości, ale też samoograniczania. Tak, samoograniczania, bo z jednej strony musimy walczyć o swoje interesy, musimy walczyć o prawdę, ale trzeba pamiętać, że po tym, co spotkało Żydów na naszej ziemi siedemdziesiąt kilka lat temu, pewnych słów nie powinno się wypowiadać, z pewnych spraw nie powinno się żartować, pewnych zachowań należy unikać.
Dlatego muszę przyznać, że nic mnie tak nie zaskoczyło jak to, że w ostatnich dniach znany publicysta uznał za stosowne pisać o „chciwych parchach” albo „żartować” w telewizji publicznej z „żydowskich obozów śmierci”, opowiadając przy okazji dowcipy o efektywności trucia ludzi spalinami z ciężarówek w porównaniu z późniejszymi komorami gazowymi i krematoriami. Ale gdyby chodziło o jednego publicystę, nie byłoby dramatu. Gorzej, że co chwila słyszymy z ust polityków prawicy albo sprzyjających im komentatorów, że oto nadeszła godzina próby, że zobaczymy, kto stoi po stronie Polski, a kto po stronie jej wrogów, słyszymy, że Polska wstała z kolan i prowadzi śmiertelny bój o swoją godność, o prawdę, i nie możemy się cofnąć. No a skoro to jest walka dobra ze złem, to nie ma czasu na płakanie nad tym, że co i rusz pojawiają się w debacie – kto nie wierzy, niech rzuci okiem do internetu – antysemickie argumenty. Część z nich to typowy antysemityzm, część przybiera nowoczesne szatki i mówi, że nie jest antysemityzmem, tylko walką z żydowskim antypolonizmem.
Niestety, antysemityzm jest moralnie naganny, bez względu na to, jak go nazwiemy. Nic go nie usprawiedliwia, nawet to, że politycy chcą nas przekonać, że oto jesteśmy na wojnie o wszystko. Nie można osiągać dobra złymi środkami. Antysemityzm czy nacjonalizm są złe nie dlatego, że nie lubi ich lewica, ale dlatego, że płyną z nienawiści. Nie da się zaś zbudować niczego pozytywnego na nienawiści. Dlatego słusznie kilka miesięcy temu polscy biskupi przypominali, czym się różni szlachetny patriotyzm – będący realizacją postulatu miłości bliźniego – od szkodliwego nacjonalizmu, który wynika z niechęci do innych.
Mam nadzieję, że polskich polityków będzie stać na to, by się od pojawiających się przykładów antysemityzmu zdecydowanie odciąć. Jeśli tego nie zrobią, będą ponosić odpowiedzialność za rozpętanie demonów, nad którymi trudno będzie potem zapanować.