Logo Przewdonik Katolicki

Patron relacji Kościoła i Narodu

Paweł Stachowiak
FOT. POLONA

Podczas homilii na Mszy z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości usłyszeliśmy słowa dziwnie pasujące do dzisiejszych czasów. Napisane zostały przed ponad 150 laty przez jednego z najznaczniejszych ówczesnych hierarchów polskich – abp. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego.

Nie umieszcza się zwykle tak długich cytatów w przemówieniach czy homiliach, a jeśli się tak robi, to uznaje się zapewne, że cytowane słowa są tak ważne, że nie można z nich uszczknąć ani joty. Tak zrobił 11 listopada w Świątyni Opatrzności Bożej przewodniczący Episkopatu abp. Stanisław Gądecki.
Redaktor naczelny „Przewodnika” ks. Mirosław Tykfer w 46. numerze pisma skomentował to w ten sposób: „Wybór cytatu świetnie oddaje istotę niebezpieczeństwa, jakie kryje się za instrumentalnym traktowaniem katolicyzmu wobec tzw. sprawy narodowej. […] Uważam, że cytowanie abp. Felińskiego w tym kontekście było ze strony przewodniczącego Episkopatu gestem odwagi, ale również wyraźnym wskazaniem źródła współczesnych niebezpieczeństw związanych z utożsamieniem religii i państwa”.
Kim był autor słów brzmiących tak współcześnie, tak wnikliwie diagnozujących schorzenia występujące w dawnej i dzisiejszej Polsce na styku trzech rzeczywistości: Kościoła, Narodu i Państwa?
 
Klęska i rozczarowanie
Zygmunt Szczęsny Feliński (1822–1895) zanim zdecydował się, za głosem powołania, na wybór stanu duchownego, miał za sobą długą drogę różnorakich doświadczeń życiowych i edukacji bynajmniej nie ograniczonej do sfery kościelnej. Studiował matematykę w Moskwie, historię ojczystą w tajnych kółkach studenckich, a nauki humanistyczne w Paryżu. Tam poznał najważniejsze postaci Wielkiej Emigracji, np. księcia Adama Czartoryskiego, zaprzyjaźnił się z Juliuszem Słowackim, spotykał się z Adamem Mickiewiczem. Był świadkiem chwil, gdy historia nabierała wielkiego rozmachu, obserwował jako naoczny świadek wydarzenia Wiosny Ludów w Paryżu, rewolucję lutową i czerwcową 1848 r. Gdy zaś doszło w Poznańskiem do zbrojnego buntu przeciw pruskiej władzy, pospieszył, aby dołączyć do szeregów powstańczych.
Klęska sprawy narodowej i rozczarowanie, które dotknęło młodego, pełnego patriotycznych uniesień, człowieka, wzbudziło w nim pragnienie służby Bogu. Zgłosił się do seminarium w Żytomierzu, skąd po roku wysłano go do Akademii Duchownej w Petersburgu. Jego kwalifikacje intelektualne i duchowe zwróciły uwagę przełożonych. Już w 1855 r. został wyświęcony na kapłana, a po dwóch zaledwie latach powołano go na stanowisko profesora i ojca duchownego tejże petersburskiej uczelni.
W styczniu 1862 r. przyszło mu stanąć wobec największego wyzwania. Został powołany na arcybiskupstwo warszawskie w chwili niezwykłego natężenia nastrojów patriotycznych i antyrosyjskich w zaborze rosyjskim. Warszawa była wówczas miejscem demonstracji religijno-narodowych, podczas których w nastroju patriotycznego uniesienia śpiewano Boże, coś Polskę i wołano: „Kto powiedział, że Moskale są to bracia dla Lechitów, temu pierwszy w łeb wypalę, przed kościołem Karmelitów”.
 
Chłodne przyjęcie
Nigdy wcześniej sprawa narodowa nie zdawała się tak zespolona z wiarą i przynależnością do Kościoła katolickiego. Właśnie wtedy przyszedł do Warszawy duchowny, który od lat pracował w Petersburgu i został zaakceptowany przez cara. Rozpalona patriotycznymi nastrojami stolica przyjęła go chłodno. Postrzegany był jako człowiek z zewnątrz, nierozumiejący emocji targających narodem, sługa Moskwy. Cała jego działalność i postawa pokazują jasno, jak błędne były te oceny.
Arcybiskup Feliński nie chciał, aby polska młodzież wykrwawiła się w beznadziejnym czynie powstańczym, ale gdy w styczniu 1863 r. wybuchło powstanie, nie miał wątpliwości, po której stronie jest słuszność i racja. Odważnie wezwał cara do zaprzestania przelewu krwi i drogo za to zapłacił. Władze carskie zmusiły go do opuszczenia Warszawy i zesłały na dwudziestoletni pobyt w Jarosławiu nad Wołgą.
Gdy dobiegł końca czas katorgi, zamieszkał w Dźwiniaczce jako kapelan kaplicy przy dworku hrabiny Heleny Koziebrodzkiej. Zajął się duszpasterstwem wśród ludu wiejskiego. Organizował misje ludowe, urządzał rekolekcje, głosił kazania, długie godziny spędzał w konfesjonale, celebrował nabożeństwa, szerzył cześć Najświętszej Maryi Panny, krzewił III Zakon św. Franciszka. Współtworzył również Zgromadzenie Sióstr Rodziny Maryi, jedno z nowych polskich zgromadzeń zakonnych powstałych w II połowie XIX w. Gdy przekroczył siedemdziesiątkę, jego siły zaczęły się wyczerpywać. „Ze zdrowiem moim dość licho, ale na to już nie ma rady, póki nie wynajdą sposobu na odmładzanie starców” – napisał w 1895 r., miesiąc przed śmiercią.
Zmarł w Krakowie. Najpierw jego ciało złożono na cmentarzu Rakowickim, a później przewieziono trumnę do Dźwiniaczki, gdzie spoczęła na miejscowym cmentarzu. 14 kwietnia 1921 r. uroczyście przeniesiono ją do archikatedry warszawskiej i umieszczono w jej podziemiach. Arcybiskup Feliński zmarł in odore sanctitatis („w opinii świętości”), dlatego wkrótce zaczęły się starania o zaliczenia go do grona błogosławionych. Jego proces beatyfikacyjny zakończył 30 stycznia 1984 r. Dekret o heroiczności cnót proklamował Jan Paweł II 24 kwietnia 2001 r., a błogosławionym ogłosił arcybiskupa 18 sierpnia 2002 r. na Błoniach krakowskich. Niedługo potem, 11 października 2009 r. w Watykanie, papież Benedykt XVI ogłosił go świętym.
 
Nowatorskie podejście
Gdy przyglądamy się drodze życiowej i poglądom Zygmunta Szczęsnego Felińskiego uderza nas jedno: był to człowiek wierzący i to w bardzo szerokim, nie tylko religijnym, sensie. Jeśli uznał jakąś sprawę za słuszną i sprawiedliwą, zapisywał się na jej służbę. Był przy tym daleki od jakiegokolwiek fanatyzmu, potrafił zmienić swe zapatrywania. Feliński był człowiekiem swego czasu, wartości, wyobrażeń i zasad charakterystycznych dla schyłku XIX w., co dziś czyni wrażenie nieco anachroniczne. Jednak wiele jego poglądów – jeśli będziemy je postrzegać z perspektywy tamtego, jakże od nas odległego świata – wypada uznać za nowatorskie.
Zygmunt Szczęsny Feliński, gdy odczuł moc powołania do kapłaństwa, był człowiekiem, który wszystkie siły swego ciała i ducha poświęcił dla sprawy narodowej, dla idei odbudowy niepodległego państwa. Niepowodzenia i rozczarowania w walce o niepodległość Polski, doświadczenia powstania listopadowego, powstania krakowskiego i Wiosny Ludów, powiodły młodego, ideowego, głęboko wierzącego młodego człowieka ku przekonaniu, iż wiara i Kościół powszechny powinny być dla Polaków drogą do autentycznego wyzwolenia, do duchowej suwerenności.
Arcybiskup Feliński w chwili, gdy przybywał do Warszawy w 1862 r., znalazł się w tyglu sprzecznych oczekiwań i niezwykle rozbudzonych emocji społeczeństwa. Rozpalone nastroje patriotyczne, atmosfera swoistej narodowej histerii odczuwalna wówczas w stolicy, skłaniała do postrzegania arcybiskupa przybywającego z Petersburga jako instrumentu carskiej polityki wobec niepokornego polskiego społeczeństwa. Jak już pisałem, Feliński zawiódł oczekiwania rosyjskie. W chwili wielkiego narodowego powstania uznał, że powołanie warszawskiego pasterza jest związane z czynem powstańczym. Zapewne nie wszystkie dążenia powstańców były mu bliskie, ale uznał, że nie ma w tym momencie miejsca na podkreślanie różnic, trzeba stanąć jednoznacznie w obronie sprawy narodowej.
„Krew płynie wielkimi strumieniami. W imię miłosierdzia chrześcijańskiego i w imię interesów obu narodów błagam Waszą Cesarską Mość, abyś położył kres tej wyniszczającej wojnie. Polska nie zadowoli się autonomią administracyjną, ona potrzebuje bytu niepodległego. […] Jeśliby jednak Naród nie uwzględnił mych przedstawień i ściągnął na siebie groźne następstwa represji, ja przede wszystkim spełnię obowiązki pasterza i podzielę niedolę ludu mego” – tak napisał w liście do cara Aleksandra II z czerwca 1863 r. W odpowiedzi czekało go trwające 20 lat zesłanie i bezterminowy zakaz powrotu do swojej diecezji.
 
Konsekwencje odwagi
Bogactwo doświadczenia życiowego Zbigniewa Szczęsnego Felińskiego pozwoliło mu wypowiedzieć trzeźwą opinię o stanie polskiego ducha i polskiej sprawy w połowie XIX wieku. Najciekawszym elementem refleksji warszawskiego metropolity jest niewątpliwie ocena relacji zachodzących pomiędzy dążeniem do odzyskania suwerenności a potrzebami Kościoła – wspólnoty o uniwersalnym, ponadnarodowym charakterze. Zespolenie polskości i katolicyzmu budowało narodową tożsamość, wiązało to, co uniwersalne, z tym, co partykularne, sugerowało, iż sprawa narodowa jest powiązana ze sprawą kościelną, że to, co dobre dla Kościoła, jest dobre dla polskości. Feliński w to nie wątpił.
W przededniu swego uwięzienia potrafił rzucić w twarz samodzierżcy słowa: „Miłość Ojczyzny jest uczuciem równie wrodzonym i mimowolnym jak miłość rodziców, i nikogo nie można za nią winić. Nie jest winą Polaków, że mając świetną i bogatą historyczną przeszłość, wzdychają do niej i dążą do odzyskania utraconej niepodległości. [...] Tego gorącego patriotyzmu nie można Polakom poczytywać za zbrodnię, [...] a prób odzyskania niepodległości, powtarzających się od stu lat, Rosjanie nie mają prawa potępiać. Losy narodów są w ręku Boga i jeśli godzina przez Opatrzność do wyzwolenia Polski przeznaczona już wybiła, opór Waszej Cesarskiej Mości nie przeszkodzi wykonaniu Pańskiego wyroku, jak opór faraona nie przeszkodził wyzwoleniu Żydów, gdyż plagi są zawsze w ręku Boga”. Takie słowa, rzucone w twarz samodzierżcy były świadectwem niezwykłej odwagi i miały swoje konsekwencje.
 
Państwo czy Kościół?
Wszelako Feliński potrafił przeciwstawić się nie tylko petersburskiemu samodzierżcy, umiał również wypowiedzieć słowa krytyczne wobec poglądów polskiego duchowieństwa, które przedkładało solidarność z narodem ponad wierność Kościołowi. Słowa odnoszące się do tego właśnie zjawiska cytował abp Gądecki w swej homilii: „Do obozu patriotów należeli znowu duchowni gorącego i szlachetnego serca, ale nie dość kościelnego ducha, których głównym zadaniem było nie to, aby naród pozyskać Kościołowi, lecz aby przez katolicyzm wskrzesić ojczyznę.[…] Jakkolwiek przeto gorliwie i nieraz z narażeniem siebie bronili zasad katolickich i kościelnej w kraju organizacji, czuć jednak było, że nie tyle chodziło im o chwałę Bożą i dusz zbawienie, ile o sprawę polską”.
Już półtora wieku mija od napisania tych słów, mimo to zaskakują one swą aktualnością, zdają się być skierowane także do nas, tu i teraz. Jeśli dobrze się w nie wczytamy, uświadomimy sobie, że św. Zygmunt Szczęsny Feliński powinien być dziś patronem zdrowej relacji pomiędzy Narodem, Państwem i Kościołem.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki