Jesienią 1943 r. kraj był w potrzebie, gdyż Niemcy, dopiero co odparci od wrót Moskwy, nadal zagrażali stolicy. Józef Stalin zdecydował się więc na radykalną rewizję swojej polityki względem prawosławia, dla bolszewików – byłej podpory caratu. Wyglądało to na ruch taktyczny, jednak skutki tej nagłej zmiany okazały się zdumiewająco trwałe. Wojna zakończyła się zwycięstwem, a Cerkiew nadal trwała i rosła. Taką też jest do dzisiaj.
Pięciolatka bez Boga
W momencie przejęcia władzy przez bolszewików Cerkiew rosyjska, dysponując prawie 80 tysiącami świątyń i dziesiątkami tysięcy monasterów, była najliczniejszą wspólnotą prawosławną na świecie. Nie zaszkodziła jej rewolucja 1917 r., ta prawdziwa, czyli spontaniczna, gdyż zwykli ludzie mieli dosyć carskiego reżimu, ale nie wyrzekali się wiary. Przeciw prawosławiu skierowany został dopiero upaństwowiony terror bolszewicki. Zamordowano wtedy dziesiątki tysięcy biskupów, księży i zakonników. Jednak większość cerkwi ocalała, władze oddały je komitetom parafialnym, surowo zabraniając im dzwonienia na niedzielne nabożeństwa.
Śmiertelny – jak się wydawało – cios zadał Cerkwi dopiero Józef Stalin, ogłaszając nadchodzący okres 1932–1937 „pięciolatką bez Boga”. W ciągu tego czasu komuniści mieli zlikwidować w swoim państwie wszystkie świątynie, chrześcijańskie i niechrześcijańskie, jako przeżytek zabobonu i feudalizmu. I prawie im się to udało.
W czerwcu 1941 r., w momencie ataku hitlerowskich Niemiec na ZSSR, w całym olbrzymim kraju (nie licząc świeżo zdobytych terenów Polski, Rumunii i krajów bałtyckich) funkcjonowało zaledwie 370 cerkwi prawosławnych. Obsługiwali je nieliczni księża, gdyż zdecydowana większość duchowieństwa – o ile jeszcze żyła – wegetowała w więzieniach, łagrach lub na „wolnym” zesłaniu. Katedralny sobór Chrystusa Zbawiciela w Moskwie, stojący w pobliżu Kremla, w 1937 r. został wysadzony w powietrze, a na jego miejscu zaplanowano budowę kolosalnego, prawie 500-metrowego wieżowca z pozłacaną statuą Lenina na szczycie. Budowę pokrzyżował wybuch wojny.
Zwyciężymy, bo wierzymy
Rewolucja 1917 r. była wyzwoleniem także dla rosyjskiej Cerkwi. Od czasów Piotra I nie miała ona swojego patriarchy, a jej zwierzchnikami byli tzw. oberprokuratorzy, świeccy urzędnicy powoływani przez cara. Na pierwszym porewolucyjnym synodzie wskrzeszono więc urząd patriarchy, którym został metropolita Tichon. Stał on zdecydowanie na stanowisku autonomii chrześcijańskiej wspólnoty od ideologicznych rządów bolszewików, dlatego był przez nich bezwzględnie zwalczany.
Po jego śmierci w 1925 r. głową Cerkwi prawosławnej w Rosji – nie bez perypetii – wybrano metropolitę Sergiusza (Iwan Stragorodski). Ten, w odróżnieniu od poprzednika, był zwolennikiem daleko idących ustępstw względem władzy, otwarcie deklarującej „bezbożnictwo” jako rodzaj nowej religii panującej. W 1927 r. ogłosił całkowitą lojalność wobec bolszewików, których większość wiernych jego Kościoła uznawała wówczas za narzędzie Szatana. Duża część prawosławnych sprzeciwiła się wówczas Sergiuszowi, odchodząc w szeregi tzw. Cerkwi katakumbowej. Mimo to władze nie ufały następcy Tichona, nie pozwalając mu na przyjęcie tytułu patriarchy. Jego postawa została „doceniona” tylko o tyle, że uniknął więzienia. Ze swojej klitki przy soborze Bogojawleńskim w Moskwie mógł bezsilnie obserwować, jak władze rozprawiają się z resztkami jego Kościoła.
Gdy rankiem 22 czerwca 1941 r. niemieckie bombowce pojawiły się nad rosyjskimi miastami, Sergiusz wydał odezwę, która w mocnych słowach sprzeciwiała się najeźdźcy i wzywała wiernych do zbrojnego oporu. „Dawniej zwyciężaliśmy, bo wierzyliśmy w Boga. Teraz też, w imię Boże, zwyciężymy” – te słowa rozniosły się szerokim echem, i to nie tylko wśród prawosławnych. Władze na Kremlu realnie obawiały się wówczas, że ogół Rosjan odwróci się od reżimu Stalina i poprze Hitlera. Obawy te podsycały wiadomości z okupowanych terenów, na których Niemcy pozwalali na ponowne otwarcie zamkniętych w czasie „pięciolatki” cerkwi i wyświęcanie nowych biskupów. Na szczęście Hitler swoim tępym okrucieństwem te potencjalne rosyjskie sympatie ostudził. A głoszący zdecydowanie antyniemiecką postawę metropolita Sergiusz postawił kropkę nad „i”.
W trybie pilnym
Ale jesienią 1943 r., przed decydującą bitwą pod Stalingradem, nie było to jeszcze wcale takie pewne. Stalin doskonale to rozumiał, wiedział też, że do pobicia Niemców potrzebny jest teraz jeszcze jeden zryw narodowej energii. I to natychmiastowy. Zdał sobie też sprawę, że istnieje tylko jeden sposób, aby do niego doprowadzić.
Przebieg spotkania, które miało miejsce na Kremlu wieczorem 4 września 1943, znamy dokładnie z dokumentu opublikowanego w 1994 r. w moskiewskim dzienniku „Siewodnia”. Był to krótki czas, gdy Rosjanie ujawniali ciekawe źródła historyczne.
W nagłym trybie – innego wówczas nie stosowano – towarzysz Stalin wezwał do siebie Gieorgija Karpowa, pułkownika NKWD, który specjalizował się w wiedzy o Cerkwi prawosławnej. Dyktator miał w swoim otoczeniu specjalistów od wszystkich dziedzin, ale Karpowem do tej pory się nie interesował, nawet go osobiście nie znał. Stalin najpierw wypytał go o aktualny stan rosyjskiego prawosławia. Wiadomo co mógł usłyszeć – prawie wszyscy pasterze tego Kościoła siedzą już pod kluczem. A kogo można teraz sprowadzić do tego pokoju? Metropolitę Sergiusza, metropolitę petersburskiego Aleksego i arcybiskupa krutickiego (moskiewskiego) Mikołaja – odparł po chwili namysłu, zapewne ukrywając zdziwienie, pułkownik Karpow.
Dwie godziny później cała trójka stała już przed obliczem Stalina. Zaszokowanych biskupów sowiecki przywódca zapytał, kiedy mogą zwołać synod, który wybierze nowego patriarchę? Biskupi popatrzyli po sobie i odpowiedzieli: za miesiąc. „A czy nie można zastosować bolszewickiego tempa?” – zapytał z uśmiechem Stalin i odwrócił się w stronę Karpowa.
Pułkownik stanął na głowie: z więzień i łagrów, w ciągu trzech dni (!), transportem lotniczym pościągał do Moskwy kilkunastu biskupów. Kilku kolejnych pośpiesznie wyświęcił Sergiusz. Synod, zebrany 8 września 1943, wybrał go patriarchą.
Stalin dotrzymał słowa
Od tej pory Cerkiew mogła działać legalnie, a nawet z cichym poparciem komunistycznego państwa. Świątynie, zamknięte kilka lat wcześniej, otwierano z powrotem: w momencie zakończenia wojny w 1945 r. działało ich w ZSSR już ponad 10 tysięcy. Prawosławni, zgodnie z przewidywaniami Stalina, mimo tragicznych doświadczeń z własną władzą, w obliczu obcego najazdu zdobyli się na jeszcze jeden heroiczny wysiłek i pokonali Hitlera. A Stalin, o dziwo, słowa danego 4 września 1943 r. dotrzymał i nie prześladował więcej Cerkwi. Kolejna fala represji nastąpiła dopiero za Chruszczowa. Nie były to jednak ciosy śmiertelne, a Rosyjska Cerkiew Prawosławna, w nie najgorszej kondycji fizycznej, doczekała rozpadu Związku Sowieckiego.
Co do kondycji duchowej – tu sprawa miała się gorzej. Następcy pułkownika Karpowa aż do samego końca komunistycznego imperium faktycznie rządzili rosyjskim prawosławiem. Z tego ponurego dziedzictwa Cerkiew rosyjska nigdy się nie otrząsnęła.