Logo Przewdonik Katolicki

Kto przeprowadzi rewolucję

Michał Szułdrzyński
FOT. MAGDALENA BARTKIEWICZ . Michał Szułdrzyński zastępca redaktora naczelnego „Rzeczypospolitej”.

Kadry decydują o wszystkim – mawiał ojciec Wielkiej Rewolucji Październikowej Włodzimierz Ilicz Lenin. Przypomniało mi się to powiedzonko przy okazji afery Komisji Nadzoru Finansowego.

Każdy może odsłuchać nagrania, na którym szef KNF zachęca właściciela prywatnej grupy bankowej do zatrudnienia znajomego prawnika i powiązania jego wynagrodzenia z wynikami banku, by proces restrukturyzacji grupy przebiegał bez większych kłopotów. Polskie prawo zna pojęcie, jak przestępstwo polegające na „przekroczeniu uprawnień w celu osiągnięcia korzyści przez osobę trzecią” i właśnie z czymś takim mamy do czynienia. Prezes KNF nie może zachęcać banku do zatrudnienia prawnika (specjalizującego się dotąd w obsłudze zakładów cukierniczych), sugerując, że wówczas znikną wszystkie problemy banku. Taka rozmowa jest dyskwalifikująca dla urzędnika, który ma być bezstronnym nadzorcą systemu bankowego, a więc stać na straży oszczędności każdego z nas. Moich i każdego z Szanownych Czytelników.
Ale najciekawsza była dla mnie informacja, która pojawiła się kilka dni później. Jak ujawnili dziennikarze „Rzeczpospolitej”, podczas procesu habilitacyjnego szefa KNF działy się rzeczy co najmniej zastanawiające. Recenzje jego habilitacji wcale nie były entuzjastyczne, autor jednej z nich wręcz uznał, że doktorowi habilitacja się nie należy. Ostatecznie komisja podjęła decyzję pozytywną dla późniejszego szefa KNF, mimo wątpliwości co do jego dorobku naukowego, jeden z recenzentów wręcz zarzucił młodemu naukowcowi plagiat. Nie, nie chcę się znęcać nad człowiekiem, który już po wybuchu afery podał się do dymisji. Raczej chodzi mi o problem systemowy.
Otóż rządząca partia często podkreśla swoją wyższość moralną nad poprzednikami. W tej opowieści wszystkie wcześniejsze rządy były przesiąknięte korupcją i złem. I tylko rząd PiS sprawiedliwie zarządza krajem, mając na myśli wyłącznie dobro obywateli. Owszem, czasem zdarzają się wpadki, ale natychmiast są surowo karane. Kłopot w tym, że tych wpadek jest coraz więcej. Zaczęło się od słynnej sprawy Misiewicza, czyli młodego współpracownika szefa MON, który nie skończył studiów, ale zajmował ważne stanowiska. Specjalna komisja partyjna usunęła go z PiS, gdy zorientowano się, jak to szkodzi rządzącym. Potem była afera z gigantycznymi nagrodami, jakie przyznał sobie rząd Beaty Szydło. Potem okazało się, że radni PiS dorabiają sobie setki tysięcy złotych w spółkach skarbu. I przepustką do wysokiej pensji wcale nie są wielkie kompetencje, ale przynależność partyjna. Owszem, z każdej z tych afer PiS wyciągał wnioski.
Ale historia szefa KNF, którego habilitację trzeba było przepychać kolanem, a zawdzięcza on jej sukces swemu patronowi, prezesowi NBP, pokazuje, że problem jest rzeczywiście systemowy. Jeśli chce się dokonać radykalnej odbudowy państwa, które jakoby znajduje się w ruinie, trzeba mieć dziesiątki, jeśli nie setki fachowców. Ale to właśnie pięta achillesowa PiS. Czyli kadry. Z takimi kadrami na pewno nie da się przeprowadzić moralnej rewolucji.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki