A pytam pod wpływem kolejnych uroczystości religijnych, podczas których czołowi polscy luminarze ubogacali liturgie płomiennymi mowami politycznymi, głoszonymi od ołtarza. Kolejny więc raz zacząłem się zastanawiać: czy w Polsce mamy jeden Kościół katolicki czy może więcej? Wiem, że dla niektórych pytanie może brzmieć niedorzecznie lub trącić tanią prowokacją. A jednak stawiam je całkiem serio i pełen jak najbardziej poważnych wątpliwości. Bo coś mi się zwyczajnie nie zgadza. Oto przewodniczący Episkopatu apeluje: „Chciałbym zdecydowanie zwrócić uwagę na niebezpieczeństwo publicznego wiązania się niektórych księży z określonymi partiami politycznymi, a w związku z tym z utratą zaufania do Kościoła członków innych partii” – tak pisał abp Stanisław Gądecki w liście do kapłanów archidiecezji poznańskiej na zakończenie jubileuszu 1050. rocznicy chrztu Polski. I dalej: „Warto zauważyć, że partia (od łac. pars) reprezentuje zawsze interes częściowy, a Kościół jest społecznością uniwersalną. Kościół z racji swej uniwersalnej misji – kierując swoje przesłanie do ludzi z wszystkich opcji politycznych – nie może utożsamiać się z żadną konkretną opcją spośród nich”.
No i stąd właśnie, drodzy Państwo, moja wątpliwość i jak najbardziej zdroworozsądkowe pytanie: czy mamy w Polsce jeden Kościół czy jednak więcej. Bo jeśli jeden – w co głęboko jednak wierzę i czego serdecznie pragnę – to Kościół ten winien słuchać głosu pzewodniczącego Episkopatu. No tak czy nie? Tym bardziej że abp Gądecki w podobnym tonie wypowiadał się wielokrotnie. I co? No właśnie. Jego wypowiedzi i oświadczenia, w których zwracał uwagę na to, że Kościół nie wiąże swojej misji z żadną partią, bo jego misja jest apolityczna oraz że nie może dzielić, lecz musi łączyć – nie są, jak się widać, słuchane przez wszystkich członków Kościoła w Polsce. Zresztą nie tylko o pewne uroczystości kościelne tu chodzi, ale też o publicystykę polityczną, jaką dzień w dzień uprawiają niektórzy księża.
Nadszedł najwyższy czas na autorefleksję. A więc: czy jesteśmy jednością, czy jednak nie do końca? A jeśli tak – co nam przeszkadza ją urzeczywistnić? Czym ryzykuje Kościół (bo politycy mogą tylko zyskać), wchodząc w alians z żywiołem polityki?
Byłoby doskonale, gdyby otwarcie porozmawiali o tym w swoim gronie biskupi (którzy w ubiegłym roku wspólnie przecież sygnowali świetny dokument pt. Chrześcijański kształt patriotyzmu); żeby z dyrektorami seminariów przedyskutowali tę kwestię klerycy; żeby temat „polityka a Kościół” przedyskutowali na spotkaniach dziekańskich proboszczowie, ale też – co może szczególnie ważne – gospodarze wielkich polskich sanktuariów, do których obok rzesz pielgrzymów ciągną całe zastępy polityków.
Wydaje mi się, że taka refleksja jest potrzebna Kościołowi w Polsce zawsze, ale teraz w perspektywie obchodów 100. rocznicy niepodległości i szeregu związanych z nią wydarzeń religijno-patriotycznych potrzebujemy jej jak tlenu.