Logo Przewdonik Katolicki

  Ubodzy zmienią bieg historii

ks. Mirosław Tykfer
FOT. GIUSEPPE CICCIA NURPHOTO GETTY IMAGES

Franciszek nie przestaje nas przekonywać, że zwrot w kierunku ubogich odrodzi duchowo zlaicyzowany świat. Bo to nie my ubogich, ale najpierw oni nas ewangelizują.

Po lekturze najnowszego Orędzia papieża Franciszka na Światowy Dzień Ubogich nie można mieć innego zdania. Najważniejsze jest to, że to naprawdę dobra wiadomość. Tracimy dziś setki godzin na dyskusje o tym, jak uratować chrześcijaństwo w Europie albo jak przywrócić wiarygodność Kościołowi. Czytając Orędzie można odnieść wrażenie, że w tych intelektualnych poszukiwaniach przeoczyliśmy rzecz jakże prostą: Jezus przyszedł najpierw do ubogich. To przede wszystkim w spotkaniach z nimi pokazywał światu, czym jest zbawienie: nie zaczynając od abstrakcyjnych teorii, ale od dosłownego wyzwolenia tych, którym społeczeństwo odbiera godność. Nie lekceważąc więc potrzeby refleksji nad przyczynami współczesnej sekularyzacji, warto natychmiast zastosować lekarstwo ukryte w tej papieskiej intuicji: bo wrażliwość na ubogich to nie chwilowa moda w Kościele, ale siła, która może odwrócić bieg historii.
 
Odwrócona perspektywa
Przesłanie Franciszka jest rzeczywiście zaskakujące. Papież odwraca porządek dotychczasowego sposobu myślenia o pomocy ubogim. Staje w kontraście do powszechnego przekonania, że biednym, obok rzeczy materialnych, należy nieść także Chrystusa. Wprawdzie papież tego nie neguje – ubodzy też mają przecież swoje potrzeby duchowe – ale wydaje się jednocześnie pytać: Dlaczego bezdomnym mielibyśmy duchowo ofiarować więcej, niż oni mogliby dać nam? Dlaczego myśląc o leżących na ulicy, myślimy, że jesteśmy na wyższym od nich poziomie moralnym? Dlaczego zachowujemy się jak celnik w świątyni, który dziękuje Bogu, że nie jest jak „tamten”? Papież odpowiada: to „ubodzy są znakiem prawdziwej obecności Jezusa wśród nas”, a bycie z nimi jest „uprzywilejowanym momentem ewangelizacji”.
 
Cud uwolnionej wyobraźni
Jak to się jednak dzieje, że sama obecność ubogich otwiera na ostateczny sens życia? W jaki sposób ubodzy prowadzą nas do Boga? Bardzo sugestywnie opowiedział o tym dylemacie papież Franciszek podczas jednego ze spotkań z księżmi diecezji rzymskiej. „Jak odpowiecie na pytanie Chrystusa: za kogo uważają mnie ludzie? – zapytał duchownych. – Kim jest dla innych, kim jest dla ciebie?”. „Nasza odpowiedź może być tylko jedna – wyjaśnił. – W twarzy Chrystusa poznajemy Boga, który się całkowicie ogołocił we współczującej miłości do człowieka”. Twarz Chrystusa jest tą samą twarzą, która patrzy na nas oczami ubogich. Dlatego dzięki nim mamy szansę odkryć na nowo, i to nie tylko umysłem, ale przede wszystkim sercem, że Bóg rzeczywiście jest wśród nas. W sposób spontaniczny otwieramy się na Niego, kiedy rzeczywiście ofiarowujemy swoją miłość biednym. Już św. Augustyn przekonywał, że oczy człowieka okazującego miłość bliźniemu stają się bardziej zdolne do rozpoznania Boga. W spotkaniu z ubogimi dokonuje się bowiem cud otwarcia ludzkiej wyobraźni na głębszy wymiar życia, który w codziennym życiu czasami zanika.
 
On tam jest
Dla Franciszka Bóg nie jest więc z nami, abyśmy my mogli Go zanieść innym. To zasadnicza różnica w stosunku do potocznego rozumienia ewangelizacji. Dla Franciszka „Bóg nas zawsze wyprzedza w drodze”. Papież odwołuje się w ten sposób do Chrystusa Zmartwychwstałego, którego uczniowie mieli odnaleźć w Galilei, gdzie On już był przed nimi. Jezus Zmartwychwstały zawsze wyprzedzał uczniów w drodze i przez dar Ducha przygotowywał serca ludzi na głoszoną przez uczniów Ewangelię. To więc Bóg, a nie ludzie – w rozumieniu Franciszka – jest pierwszym ewangelizatorem ludzkich serc. Dlatego patrząc na peryferie, należy z papieżem powiedzieć jeszcze mocniej: On tam już jest i czeka na nas.
 
Uomo sacro
Nie dlatego jednak Bóg mieszka na peryferiach, że ubodzy są ludźmi lepszymi od nas. Nie, oni często wcale nie są bardziej święci (chociaż nikomu nie wolno takich sądów wobec konkretnych osób formułować). Żeby lepiej zrozumieć tę intuicję Franciszka trzeba sięgnąć do papieża Pawła VI, do którego papież często nawiązuje. W przemówieniu na zakończenie Soboru Watykańskiego II Paweł VI powiedział, że człowiek jest miejscem obecności Boga „przez samą tajemnicę swojego ubóstwa”. Papież świadomie użył przymiotnika „sacro” mówiąc o człowieku ubogim. „Uomo sacro” nie oznacza jednak osobistej świętości (wtedy papież mówiłby o „uomo sancto”). „Uomo sacro” oznacza człowieka, który nie tyle jest święty przez swoje dobre życie, co z racji swojego ubóstwa staje się przestrzenią sakralną – podobnie jak ma to miejsce w liturgii – i w którym możliwe staje się żywe doświadczenie obecności Boga. W swoim Orędziu papież Franciszek rozwinął tę właśnie intuicję swojego poprzednika, uzasadniając, że w spotkaniu z ubogimi jest rzeczywiście ukryte jakieś sacrum, w którym możemy „odkryć zbawczą moc” ich ubogiego życia: coś co także nam pomaga lepiej żyć.
 
Lokalnie, czyli lepiej
Dobry przykład wiary w to, że ubodzy w taki właśnie sposób zmienią Kościół odnalazłem w historii opowiedzianej przez kilka osób zaangażowanych w paryską Caritas. Zaskoczyło mnie, że nie chwaliły się one organizacją spektakularnych wydarzeń. Nie mówiły o ilości zebranych pieniędzy czy udzielonej pomocy. Zwracały uwagę na to, co udało się im zainicjować w parafiach. Cieszyły się tym, jak powstawały w lokalnych wspólnotach nowe więzi z powodu okazywanego sobie wzajemnie miłosierdzia. Trochę z zazdrością pomyślałem, że trzeba mieć ogromnie dużo pokory, żeby nie szukać publicznego rozgłosu dla działań podejmowanych centralnie, ale stawiać akcent na coś znacznie mniej policzalnego: na konkretne ludzkie relacje. Paryżanie przekonywali jednak, że to ma głęboki sens i że działa, bo buduje wspólnoty lokalne lepiej niż jakikolwiek inny program aktywizacji.
 
Zagubione szczęście
O tym, że taki sposób myślenia rzeczywiście działa, przekonałem się, obserwując pracę zespołu Caritas w parafii na poznańskim Łazarzu (kościół pw. św. Anny). Osoby tam zaangażowane najpierw świadomie zrezygnowały z dystrybucji pożywienia przesyłanego do Polski z Zachodu. Stwierdziły, że lepiej jest zbierać pieniądze w parafii i pomagać tym, którzy najbardziej potrzebują pomocy w ich ocenie, a nie tylko według kryteriów dochodowych. To zapewniło bardziej sprawiedliwy powiedział zebranych pieniędzy i rzeczy. Ich marzenia biegły jednak dalej. Patrząc z perspektywy lokalnej, osoby tworzące zespół Caritas doszły do wniosku, że największą radość sprawia im i tym, którym pomagają, budowanie wzajemnych więzi: wspólna herbata, rozmowy, spotkania. I że skuteczniejsze od systemowych rozporządzeń, płynących z instytucji unijnych, jest budowanie relacji i szukanie rozwiązań dla konkretnych rodzin. Dzięki tak funkcjonującej Caritas wiele osób nie tylko otrzymało pomoc, ale miało okazję bardzo namacalnie poczuć miłość Kościoła, a nawet do niego powrócić. Sami wolontariusze natomiast coraz częściej mówią, że ta służba daje także im gdzieś zagubione poczucie szczęścia – i że bez tego doświadczenia trudno byłoby im dalej żyć.
 
Odejść od lustra
Franciszek pokazuje, że bezpośrednie spotykanie z ubogimi jest uprzywilejowaną drogą, na której Kościół rzeczywiście może się zmienić. Żeby jednak do tej przemiany doszło, to spotkanie musi dokonać się realnie. Niestety, według papieża „staliśmy się więźniami kultury, która nakłania do przeglądania się w lustrze i do nadmiernej troski o siebie, uważając, że wystarczy gest altruizmu, aby być zadowolonym, bez konieczności bezpośredniego zaangażowania”. Papież diagnozuje, że ograniczamy się do tzw. pomocy delegowanej: dam pieniądze organizacji, a ona zajmie się biednymi. Podkreśla przy tym, że „biedni nie potrzebują aktu delegacji, ale osobistego zaangażowania tych, którzy słuchają ich wołania”. Trzeba się wsłuchać w ich rzeczywiste potrzeby, aby usłyszeć, czego rzeczywiście potrzebują: częściej bardziej od jedzenia i ubrań ubodzy pragną wyzwolenia z samotności. Proszą nas o spotkanie, przyjaźń, o bycie dla nich rodziną, którą stracili. Bez takiego bezpośredniego spotkania, bez dotyku i spojrzenia wzajemnie sobie w oczy nie będzie żadnego cudu przemiany, nie będzie nowej chrześcijańskiej Europy.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki