W piątkowy wieczór pierwszego dnia swojej pielgrzymki do Fatimy papież Franciszek zapytał zebranych, jakie mają wyobrażenia dotyczące Maryi. Zapytał, czy uważają Ją za świętą z obrazka, od której można łatwym kosztem uzyskać jakieś korzyści czy raczej na nauczycielką życia duchowego. Słuchając tych słów, byłem zdumiony. Wiem, że czasami toczą się takie rozmowy wśród księży czy teologów, bo duchowość maryjna, oprócz tego, że piękna, bywa też problematyczna. Nie spodziewałem się jednak, że papież odważy się taki problem podjąć publicznie i to w takiej chwili.
Ewangeliczny obraz Matki Bożej
Jeśli papież już pierwszego wieczoru temat podjął, to znaczy, że problem jest istotny. Bywa przecież tak, że Maryja traktowana jest w naszej pobożności jak bogini w religiach pogańskich, której składa się ofiary, aby zyskać przychylność dla zaspokojenia własnych potrzeb. Papież zapytał odważnie, czy nasze myślenie jest wolne od tego pogańskiego szukania w religii jedynie własnych korzyści. Czy nie ulegamy pokusie, aby zwracać się do Matki Bożej tylko po to, żeby nam pomogła w różnych sprawach naszego życia, zupełnie pomijając jej wezwanie do miłości Boga i wrażliwości na potrzeby innych. Modlitwa koncentrująca na sobie nie jest ani chrześcijańska, ani maryjna. Papież nie boi się tego powiedzieć i już na samym początku podkreśla, że Matki Bożej należy najpierw słuchać.
Na tym pytaniu się jednak nie skończyło. Zaraz następne dotyczyło niebezpieczeństwa zacierania ewangelicznego obrazu Maryi. Nieewangeliczne bowiem i zarazem sprzeczne z tradycją Kościoła jest wyobrażenie Maryi, jako Tej, która „powstrzymuje karzące ramię Boga gotowego do karania”, „lepszej od Chrystusa, postrzeganego jako bezlitosny sędzia” i „bardziej miłosiernej niż Baranek złożony za nas w ofierze”. Chyba nie można było powiedzieć trafniej i mocniej. Można jedynie sobie życzyć, abyśmy słowa papieża naprawdę wzięli sobie mocno do serca i oczyścili z podobnych naleciałości nasze polskie wyrazy pobożności, które miłosierdzie Matki Bożej przeciwstawiają karykaturalnemu obrazowi gniewnego Boga, „który siecze”. I już teraz wiemy, że czasem trzeba o tym wyraźnie przypomnieć.
Proroctwo, które potrzebuje oczyszczenia
Nie może nas więc dziwić, że Franciszek położył tak duży akcent na ewangeliczny sposób odczytania całości objawień z Fatimy, oczyszczając je od deformujących interpretacji. „Zgodnie ze słowami Łucji – mówił papież podczas sobotniej homilii – troje uprzywilejowanych znajdowało się̨ wewnątrz światła Boga, promieniującego z Matki Bożej. Ogarnęła ich płaszczem światła, którym obdarzył ją Bóg”. „Zgodnie z przekonaniem i uczuciem wielu, jeśli nie wszystkich pielgrzymów – kontynuował papież – Fatima jest przede wszystkim tym płaszczem Światła, który nas okrywa, tutaj tak samo jak w każdym innym miejscu na Ziemi”. Podkreślił w ten sposób, że światło Matki Bożej, które widziały fatimskie dzieci, nie było zwykłym blaskiem, ale symbolem wewnętrznego doświadczenia Bożej miłości. Zresztą wyjaśniając tym samym, że jest to światło dostępne każdemu człowiekowi otwartemu na Boga, o czym przekonują się pielgrzymi przybywający z modlitwą do Fatimy.
Papież zachęcił też, żeby w świetle tej miłości „odłożyć na bok wszelkie formy lęku i strachu, który nie przystoi temu, kto jest miłowany”. Nie możemy się bać Boga. „Musimy przedkładać́ miłosierdzie ponad sąd”. Wyjaśnił też bardzo dosadnie, dlaczego strach, który bywa podsycany przez osoby zniekształcające fatimskie przesłanie, jest tutaj nie na miejscu. Papież dodał: „Dopuszczamy się̨ wielkiej niesprawiedliwości wobec Boga i Jego łaski, gdy twierdzimy ponad wszystko, że grzechy są̨ karane przez Jego sąd, nie uznając – jak ukazuje Ewangelia – że są̨ one odpuszczane przez Jego miłosierdzie!”.
Fatimska rewolucja czułości
W czasie piątkowego przemówienia Franciszek powiedział, że „gdy spoglądamy na Maryję, znów zaczynamy wierzyć́ w rewolucyjną moc czułości i miłości”. Szczególnie wybrzmiało słowo „moc”. Tym bardziej że papież zaraz wyjaśnił, że „pokora i delikatność są̨ cnotami nie słabych, lecz mocnych, którzy nie potrzebują źle traktować́ innych, aby czuć́ się̨ ważnymi”. Pielgrzymka fatimska pomaga w ten sposób zrozumieć lepiej sens rewolucji, do której papież nieustannie nawiązuje. Nie chodzi w niej o rezygnację z wpływu chrześcijan na świat, jego historię i globalne zarządzanie. Ta rewolucja to nie naiwność wycofanych, jak sądzą krytycy. Franciszek proponuje coś całkowicie przeciwnego. Wzywa do budowania Kościoła, który przekona świat do Ewangelii w postawie pokory, która cechowała fatimskich pastuszków. To im, a nie wielkim tego świata, Matka Boża przekazała proroctwo dotyczące przemiany świata i zmiany biegu historii. Pokusą jest więc pycha wobec Boga, która popycha nas do szukania własnych sposobów na zwycięstwo i polegania na sobie.
Kard. Pietro Parolin, który w piątek przewodniczył Mszy św. w fatimskim sanktuarium, dobitnie wyjaśnił, na czym polega prawdziwy triumf Niepokalanego Serca Maryi. „Ostatecznie zwyciężą miłość i pokój – mówił kardynał – gdyż Boże miłosierdzie jest silniejsze od mocy zła”. I nie rozumiał tej miłości w sposób zawężony do osób, które świadomie przeżywają fatimskie przesłanie. Nawet nie tylko do samych wierzących w Chrystusa. Bardzo otwarcie i jasno sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej powierzył pod opiekę Maryi „serca wszystkich ludzi, ogniska rodzinne, drogi narodów i ducha braterskiego całej ludzkości”.
Kościół gościnny
W tym kontekście zrozumiała jest przestroga Franciszka, którą sformułował wobec Kościoła, aby ten nie ulegał pokusie polegania na środkach „mocnych”. Przy niejednej okazji przypominał, że są nimi głównie pieniądze, przychylność władzy politycznej i siła mediów. W fatimskich przemówieniach Franciszka pojawił się jeszcze jeden rodzaj pokusy, do którego papież często nawiązuje w kontekście pokusy upadania w nieewangeliczną światowość, a jest nią szukanie własnej chwały. – Ze względu na pychę̨ serca żyłem, goniąc za swoimi ambicjami i korzyściami, ale nie udało mi się̨ zająć żadnego tronu, Panie! – modlił się papież w imieniu każdego, kto realnie mógł ulec tej pokusie. – Jedyna możliwość́ wywyższenia – kontynuował, wskazując na prawdziwie ewangeliczne ambicje w Kościele – to ta, że Twoja Matka weźmie mnie w ramiona, okryje swoim płaszczem i umieści obok Twojego serca.
Dlatego w Fatimie papież Franciszek zaprosił wszystkich wierzących do ufnego wsłuchania się w przesłanie Matki Bożej, dzięki któremu możemy „odkryć́ młode i piękne oblicze Kościoła, który jaśnieje, gdy jest misyjny, gościnny, wolny, wierny, ubogi w środki i bogaty w miłość”.
Może już najwyższy czas na to zaproszenie odpowiedzieć, żeby się Fatimą rzeczywiście przejąć i przestać powtarzać, że zło jest silniejsze, bo w rękach „silniejszych” od Kościoła są pieniądze i media. Wciąż się zastanawiam, czy my na pewno wierzymy fatimskim objawieniom…
Duchowość współczucia
Najlepszym przykładem realizacji fatimskiej wizji Kościoła, o której mówił papież, jest życie kanonizowanych Franciszka i Hiacynty Marto. Wspomniał o tym biskup diecezji Leiria-Fátima, António Augusto dos Santos Marto, uzasadniając heroiczność cnót pierwszych w historii kanonizowanych dzieci nie z powodu męczeństwa. – Franciszek modlił się godzinami – podkreślił biskup – ponieważ widział Boga smutnego, który cierpi z powodu ludzkich grzechów. Było w nim pragnienie, aby pocieszać innych i był bardzo wrażliwy na ich potrzeby. Podobnie Hiacynta, która bardzo cierpiała z powodu cierpienia innych. Od czasu spotkania z Matką Bożą zapomniała o sobie – mówił biskup. Dlatego główną cechą jej duchowości było współczucie. Można więc sądzić, że jej umartwienie za grzeszników (a przypomnę, że będąc dzieckiem w wieku naszych dzieci pierwszokomunijnych, poszcząc, płakała z głodu), było jej wolnym i świadomym wyborem. Zresztą zdaniem biskupa António zupełnie paradoksalnie tę empatię dzieci odziedziczyły po rodzicach, którzy byli przykładem życia pobożnego, ale też miłosierdzia i wrażliwości na biednych. Paradoks polega na tym, że to właśnie rodzice mieli problem z zaakceptowaniem doniesień o spotkaniach z Panią z nieba, a za brak uznania ich za kłamstwo wymierzali dzieciom kary fizyczne. Pokora Franciszka, Hiacynty i Łucji okazała się jednak silniejsza niż trudności, których doznali na początku prawie od wszystkich osób dorosłych, które chciały wybić im z głowy rzekome objawienia Maryi.
Spełniająca się wizja
W czasie fatimskich uroczystości wydarzyła się ponadto rzecz przedziwna. Podczas sobotniej homilii papież Franciszek nawiązał do wyznania Hiacynty, która krótko po tym, jak została obdarzona wizją, powiedziała: „Czy nie widzisz dróg, ścieżek i pól, pełnych ludzi, którzy płaczą̨ z głodu, bo nie mają nic do jedzenia. A Ojciec Święty modli się̨ w kościele przed Niepokalanym Sercem Maryi, i razem z nim modli się̨ bardzo dużo ludzi?”. Papież nie powiedział wprost, że ta wizja spełnia się w tej właśnie chwili, ale pośrednio dał do zrozumienia, że tak właśnie się dzieje. Zasygnalizował to więc bardzo krótko, mówiąc do półmilionowego tłumu: „Dziękuję wam bracia i siostry, że mi towarzyszycie”.
Najbardziej zaskakujące nie jest jednak to, że mowa jest o papieżu i zgromadzonym tłumie modlących się ludzi, ale że Hiacynta połączyła ten obraz z płaczem głodujących i ubogich. Towarzyszenie, o którym wspomniał Franciszek, nie należy więc odczytywać tylko w kontekście obecności wiernych na kanonizacyjnej Mszy, ale szerzej, w posłaniu na peryferie. „Dlatego – powiedział później papież – przemierzymy wszystkie szlaki, będziemy pielgrzymami wszystkich dróg, obalimy wszystkie mury i pokonamy wszystkie granice, wychodząc ku wszystkim peryferiom, ukazując tam sprawiedliwość i pokój Boga”. „Oby każdy z nas – modlił się papież – stawał się̨ wraz z Maryją znakiem i sakramentem miłosierdzia Boga, który zawsze przebacza, przebacza wszystko”. „On nas stworzył rzeczywiście jako nadzieję dla innych” – dodał Franciszek.
Jeżeli rzeczywiście spełniła się w tym momencie jedna z fatimskich wizji, mamy do czynienia z kolejnym, już nie z papieskim, ale Bożym przesłaniem do współczesnego Kościoła, aby wielkodusznie otwierał się na ubogich. A tego elementu fatimskich objawień nikt chyba tak wyraźnie jeszcze nie wydobył.
Postać w bieli
Był jeszcze inny moment, w którym Franciszek nawiązał do spełniających się właśnie tajemnic fatimskich. „W tym miejscu, gdzie przed stu laty wszystkim pokazałaś zamysły miłosierdzia naszego Boga – modlił się papież w kaplicy objawień – patrzę̨ na Twoją suknię światła i jako biskup ubrany na biało, pamiętam o tych wszystkich, którzy odziani w biel chrzcielną, chcą̨ żyć́ w Bogu i rozważają̨ tajemnice Chrystusa, aby osiągnąć pokój”. Odnajduję w tych słowach wyraźne nawiązanie do postaci ubranej na biało z tajemnic fatimskich, w której wielu upatrywało jedynie osoby Jana Pawła II. Już jednak kard. Józef Ratzinger wyjaśnił, że obraz należy traktować szeroko, zgodnie z obrazem apokaliptycznej rzeszy zbawionych, którzy „wybielili swoje szaty we krwi Baranka”. Wspomniał także o ewentualnym odnajdywaniu w symbolice białej szaty konkretnych papieży, począwszy od papieża Piusa X. Nie chciał jednak, aby niezaprzeczalne skądinąd nawiązanie do zamachu na Jana Pawła II ograniczyło wszechstronne przesłanie zawarte w tajemnicy do jednej osoby. Stąd papież Franciszek mógł poczuć się zobowiązany, aby odnaleźć w tym obrazie samego siebie i wszystkich, którzy z racji swojej przynależności do Chrystusa, chcą być sprawcami pokoju na świecie.
Estetyka
Fatima jest miejscem niezwykłym. Świadczy o tym pielgrzymka Franciszka i słowa, w jakich udało mu się ująć tajemnicę tego miejsce i jego współczesne promieniowanie na Kościół i świat. Na sam koniec warto jednak wspomnieć rzecz wydawałoby się najmniej istotną, ale jak ważną dla sposobu, w jaki pielgrzymi mogą rozmyślać nad przesłaniem fatimskich objawień. Jest nią przepiękna estetyka. I to nie tylko miejsca, ale też języka współczesnego przekazu objawień, liturgii i wszystkiego co się składa na zaproszenie do uczestnictwa w modlitwie. Będąc w Fatimie, przekonałem się, że to nie przypadek. Ktoś to głęboko przemyślał i w szczegółach dopracował. Dla mnie to kolejny dowód na to, że pobożność ludowa nie musi być kiczowata.