Logo Przewdonik Katolicki

To, co sfotografowane

Natalia Budzyńska
FOT. UNSPLASH

Wszystko zaczęło się od czarnego wafelka i to właśnie przez niego po raz pierwszy w życiu zrobiłam zdjęcie loda.

Miało to miejsce na krakowskiej ulicy, a połączenie różowego koloru sorbetu truskawkowego z czarnym waflem zachwyciło mnie. Stanęłam w bramie – malowniczej, pokrytej graffiti – wyciągnęłam z torebki smartfona i cyknęłam fotę. Co więcej: umieściłam ją na portalu społecznościowym, by podzielić się swoim zaskoczeniem czarnym wafelkiem i pięknem kolorystycznego lodowego miksu z całym światem. Trochę się zawstydziłam, bo jeszcze niedawno nabijałam się z młodego mężczyzny, który stał pośrodku chodnika i fotografował kupionego loda. I z pewnością miał ten sam cel co ja: podzielić się jego pięknem z całym światem. Ostatecznie nie robimy już zdjęć po to, by po jakimś czasie wspominać miłe chwile, ale po to, by się dzielić. Czyli trochę chwalić. Inna sprawa to ta, czym obecnie się chwalimy, a odpowiedź jest taka, że wszystkim. Hej, kupiłam sobie loda! Patrz, loda w Krakowie! Hej patrz, nie siedzę sam w domu smutny, jestem oto na środku ulicy i kupiłem sobie świetnego loda! Patrzcie, jaki jestem szczęśliwy, żyję aktywnie chodząc po ulicach miasta albo po łąkach podczas wypoczynkowej niedzieli.
Ale chciałam pisać o własnym uzależnieniu od fotografowania rzeczywistości, która właśnie dzięki tej czynności staje się realna i prawdziwa. Bo oto po sfotografowaniu loda i wysłaniu go na profil w medium społecznościowym rozładował mi się telefon. Tymczasem siedziałam już w samochodzie i jechałam przez Jurę Krakowsko-Częstochowską. Najpierw zatrzymaliśmy się przy zamku Ogrodzieniec. Wycieczki szkolne oraz przerażająca liczba plastikowych mieczy, karabinów maszynowych i masek gazowych (tak!) sprawiła, że szybko stamtąd uciekliśmy. Zamek nie był już tym samym co sprzed lat piętnastu, kiedy widziałam go ostatnio. Nawet mi nie przyszło do głowy go sfotografować. Ale potem, pod wieczór, o zachodzie słońca, zatrzymaliśmy się pod zamkiem Olsztyn. Zwykle widywałam go tylko z drogi, nigdy dotąd nie było czasu, żeby się zatrzymać. Budy z plastikami pozamykane, wycieczki wróciły już na obiadokolację, panowała cisza i cudne widoki. I nagle zorientowałam się, że nie mogę tej chwili sfotografować. Jak to? Z przerażeniem zauważyłam, jak szybko przestałam mieć przyjemność z tego momentu, tylko dlatego że nie mogę go uwiecznić na swoim telefonie. Tak jakby ta rzeczywistość, w której właśnie byłam, przestała w jednej chwili istnieć. Moje (nasze?) uzależnienie od fotografowania wszystkiego tak mną wstrząsnęło, że postanowiłam odtąd nie brać ze sobą na wycieczki smartfona.
Natalia Budzyńska

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki