Prezydent chce, by zapytać Polaków, czy członkostwo w Unii Europejskiej – po pierwsze – oraz w NATO – po drugie, powinno być zapisane w naszej konstytucji. Problemem nie jest to, czy te sprawy powinny być wpisane, czy też nie do naszej ustawy zasadniczej. Pytanie brzmi raczej, czy jest sens zaczynać dziś nad czymś ogólnonarodową debatę, nie mając pewności, co z takiej dyskusji wyniknie.
Członkostwo w UE, podobnie jak i w NATO, jest czymś w rodzaju aksjomatu dla polskiej racji stanu. W obecnej sytuacji międzynarodowej, a szerzej geopolitycznej – wynikającej z miejsca, jakie Polska zajmuje na mapie – tylko poważne zakorzenienie w świecie Zachodu może nas uchronić przed losem państw takich jak Gruzja, Białoruś czy Ukraina, gdzie Rosja nie chce się pogodzić z ich suwerennościowymi aspiracjami i wszelkie próby marszu do Europy traktuje jako zamach na swoje bezpieczeństwo. Dlatego w 2008 r. zareagowała agresją wojskową na Gruzję, dlatego w 2013 r. nie chciała się zgodzić na stowarzyszenie Ukrainy z Unią Europejską.
Aksjomaty to pewniki, z którymi się nie dyskutuje. Oczywiście zawsze znajdą się ludzie, którzy uwielbiają podważać wszelkie pewniki i dekonstruować aksjomaty. Pytanie jednak, czy poddawanie tych spraw pod referendum – właściwie bez wyraźnego powodu, ponieważ jesteśmy członkami obu tych ciał i w tej chwili nie jest to żadną bieżącą kwestią – nie jest prezentem dla wszystkich, którzy chcieliby zasiać w Polakach wątpliwość, czy aby nie warto aksjomatów zmieniać.
Powiedzmy sobie wprost: czy w czasie postprawdy, fake newsów, czy w sytuacji, gdy udowodniono, że Rosjanie maczali palce zarówno w kampanii wyborczej w USA, jak i przy okazji dyskusji nad brexitem – wierzymy, że da się zorganizować poważną ogólnonarodową dyskusję na ten temat? Czy nie zmieni się ona od razu w polityczną siekankę – tak jak wszystko, z czym mamy w ostatnich latach do czynienia? Zresztą brexit jest tutaj bardzo dobrym przykładem. Większość Brytyjczyków nie wyobrażała sobie opuszczenia wspólnoty. Nie chcieli tego także rządzący konserwatyści ani opozycyjni labourzyści. A jednak chcąc zaszachować pojawiających się na prawicy zwolenników brexitu, premier David Cameron podjął absurdalną decyzję o tym, by przeprowadzić w swoim kraju referendum. Gdy swą decyzję ogłaszał, pewnym było, że referendum zostanie przez zwolenników brexitu przegrane. Jednak radykalizacja sporu politycznego, niezwykle emocjonalne argumenty, którymi posługiwali się przeciwnicy pozostania we wspólnocie, zamachy terrorystyczne itp. doprowadziły do tego, że za rok Wielka Brytania opuści wspólnotę. I chyba nikt nie uważa tego za dobrą wiadomość.
Dziś też nikt nie wyobraża sobie opuszczenia przez Polskę UE i NATO. Ale pomysł zakwestionowania tych aksjomatów poprzez poddanie sprawy pod głosowanie w referendum, może to zmienić. Nikt tak jak Rosja nie ucieszyłby się z sytuacji, w której w Polsce w siłę urośliby przeciwnicy NATO i Unii Europejskiej. Dlaczego mielibyśmy do tego przykładać rękę?