Kiedy zatrzymujemy się na moment i pośród szarej codzienności odkrywamy nagle różę. Jej niezwykła woń sprawia, że trudno o niej zapomnieć. Ten zapach to wdzięczność.
Ostatnio na Facebooku złożyłem życzenia urodzinowe jednemu z moich byłych uczniów. Przecierałem oczy – trochę ze zdumienia (czy dobrze widzę), trochę ze wzruszenia (wycierając łzę). Ten mały, rezolutny chłopczyk naprawdę skończył 20 lat! Kiedy to się stało?
Pamiętam szkolny pot i łzy, powszedni chleb nauczycielski. Pamiętam codzienną pracę z uczniami, rodzicami, nauczycielami i dyrekcją. Pamiętam cały wysiłek, który wkłada się w ochronę tych małych nasionek, żeby wyrosły z nich potężne drzewa. Że szkoła chrześcijańska to szklarnia? Jasne, że tak! Przecież nikt nie wystawia małych roślinek na chłód, żeby zwiędły. Raczej chroni je i pielęgnuje, pozwala wzrastać. Dopiero potem, gdy będą wystarczająco silne, żeby przetrwać niekorzystne warunki, można je przesadzić na zewnątrz, ufając, że – dzięki korzeniom wiary – świetnie sobie poradzą.
„Dziękuję! Pamiętam, gdy Pan wraz z swoją żoną uczyliście mnie w szkole. Dużo się nauczyłem!”.
Wdzięczność tego chłopca (a raczej młodego mężczyzny) „zrobiła mi dzień”. Wynagrodziła i nadała głębszy sens ośmiu latom spędzonym niegdyś w szkole jako nauczyciel. Te kilka słów znaczyło dla mnie dużo więcej niż wszystkie dyplomy i certyfikaty.
Podlewajmy kolejne wodą ducha, chrońmy je ciepłem miłości i mądrości. Wtedy ci młodzi ludzie wyrosną na ludzi.