Najpierw o wystawie było głośno w świecie mody, ponieważ zaangażował się w nią Kościół w osobie kard. Gianfranco Ravasiego, przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Kultury. Melanż kard. Ravasiego i Anny Wintour, naczelnej amerykańskiej edycji pisma „Vouge”, osoby mającej istotne zdanie na temat światowej mody, to sytuacja zaskakująca i nic dziwnego, że wzbudziła emocje. Świat mody kojarzony z celebryctwem, nieprzyzwoitym bogactwem, pozłacaną powierzchownością i duchową pustką wydaje się leżeć na przeciwległym biegunie wartości, których twarzą jest Kościół katolicki. Wydaje się, że związki między nimi istnieją, owszem, ale są one jednostronne: to raczej kreatorzy mody czerpią z ikonografii chrześcijańskiej i na ten kierunek wskazuje tytuł wystawy: „Heavenly Bodies: Fashion and the Catholic Imagination ”. Tymczasem okazuje się, że również przedmioty przeznaczone do kultu religijnego czerpią ze świeckiej mody. Trendy te są zauważalne i chyba właśnie to chciał w przewrotny i groteskowy sposób pokazać Federico Fellini w scenie pokazu mody kościelnej w swoim słynnym filmie.
Kardynał na gali mody
Zaczęło się niefortunnie, a właściwie przewidywalnie: próbą skandalu i głosami oburzenia. Inauguracją wydarzenia była coroczna MET Gala, na którą zaproszone gwiazdy miały przyjść ubrane w stroje nawiązujące do tematu wystawy. Większość gości potraktowała temat symbolicznie, wykorzystując znane w ikonografii fragmenty ozdób czy wzorów. Niektórzy zaszaleli i tych oczywiście najchętniej fotografowano. Królowała piosenkarka Rihanna w srebrzystej papieskiej tiarze, sukience mini i płaszczu obszytym cekinami i imitacjami klejnotów. Sarah Jessica Parker na głowie miała coś w rodzaju… minikapliczki. Jared Leto na garnitur narzucił haftowaną szarfę nawiązującą do stuły. Najczęściej wykorzystywanymi motywami, którymi dekorowali stroje nowojorscy celebryci, były anielskie skrzydła i krzyż umieszczany w przeróżnych miejscach kreacji przeznaczonych na ten wieczór. Skandalizujących i bardzo dosłownych pomysłów było kilka, reszta gwiazd wybrała delikatne nawiązania. To jednak wystarczyło, żeby oburzenie wyraziły niektóre amerykańskie organizacje katolickie, dziwiąc się przy tym obecności w tym świecie próżności takich osób, jak kard. Dolan, arcybiskup Nowego Jorku i były przewodniczący Episkopatu Stanów Zjednoczonych. Rzeczywiście, sytuacja była raczej niecodzienna i mogła wywołać kontrowersje nawet w USA, które przyzwyczaiły się już do wielu dziwactw. Można się zastanawiać, gdzie bardziej potrzebny jest pasterz Nowego Jorku – i z pewnością wolałabym go widzieć np. na ulicach wśród osób społecznie wykluczonych. Później tłumaczył się dziennikarzom, że wykorzystał tę sytuację, odpowiadając na zaproszenie ludzi, którzy z Kościołem obecnie nie mają nic wspólnego. Podobno rozmawiając z nim, przypominali sobie jakieś dawne relacje z Bogiem, więc kto wie, może była to jedyna okazja, żeby spotkali duchownego? Jeszcze inni – mówił kardynał – w ogóle nie mieli pojęcia, kim jest ksiądz. Na wydarzenie zaproszono też o. Jamesa Martina, znanego w Stanach jezuitę, aktywnego medialnie dziennikarza. To on pomagał kuratorowi wystawy, Andrew Boltonowi, nawiązywać kontakty z Watykanem jako konsultor watykańskiego Sekretariatu ds. Komunikacji. Mówił potem, że to właśnie była sytuacja, kiedy spotyka ludzi, którzy nie znają ani jednego kapłana i nie mają żadnej innej okazji, żeby rozmawiać z osobą duchowną. „Papież Franciszek mówi, żeby próbować spotkać ludzi, tam, gdzie akurat są. Tej nocy byli na MET Gali. Więc tam ich spotkałem” – mówił o. Martin. Niechcący wizyta na MET Gali znanych w Nowym Jorku duchownych dodała nowy kontekst całej wystawie: fakt, że świat mody czerpie ze świata religii jest oczywisty, ale czy religia powinna dać się wchłonąć przez modę? Zdecydowanie nie. Współczesny świat związany z modą ma za dużo wspólnego z biznesem i ogromnymi pieniędzmi, nie chciałabym, żeby mój biskup spędzał czas na imprezach z władcami tego świata w luksusie. I jak widać po reakcjach, amerykańscy katolicy też mają wątpliwości.
Szata papieska i mała czarna?
Wystawa, do której MET Gala była tylko wstępem, nie powinna już budzić takich emocji, a jedynie zachwyt i refleksję, bo zestawienie szat liturgicznych i mody haute couture ukazuje piękno i przepych. Tyle mają ze sobą wspólnego. Pytanie powinno brzmieć: czy ten przepych powinien być cechą charakteryzującą chrześcijaństwo? Można powiedzieć, że były czasy, kiedy Kościół daleko odchodził od św. Franciszka. I to właśnie była moda. Wystawa ukazuje krawiectwo XX i XXI w. inspirowane tradycją katolicką. Z Watykanu wypożyczono z tej okazji 40 szat liturgicznych używanych przez papieży w ciągu ostatnich 300 lat. Między innymi kapę papieża Piusa IX z XIX w. z haftami przedstawiającymi biblijne sceny (najbardziej wyszukana i najbardziej strojna szata na całej wystawie), tiarę inkrustowaną 19 tys. szlachetnych kamieni: diamentami, szafirami, szmaragdami i perłami, ornaty i kapy misternie zdobione. Te dzieła sztuki po raz pierwszy w historii opuściły Watykan – po dwóch latach rozmów – i przez najbliższe miesiące można je obejrzeć na wystawie na Fifth Avenue w Nowym Jorku, w mekce światowej mody, najsłynniejszej i najdroższej ulicy Ameryki, w sercu shoppingu najbogatszych. Co pokazują? Że moda miała wpływ na zewnętrzną stronę liturgii. Że piękno zewnętrzne towarzyszyło przeżyciom duchowym, nie umniejszając ich. Mimo że dzisiaj zauważalny jest odwrót od tamtych trendów, to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że także ten przepych może być zaproszeniem do kontemplacji. Na tej samej zasadzie zachwyt wzbudzają barokowe kościoły pełne złotych zdobień i malowideł.
Taki jest punkt wyjścia do właściwiej wystawy, która zestawia sztukę religijną z kolekcji Metropolitan Museum of Art z kolekcjami najsłynniejszych kreatorów mody. Ubrania pokazywane są w dialogu z dziełami sztuki średniowiecznej, bizantyjskiej i renesansowej. Aranżacje przywołują na myśl sakralne wnętrza i sakralne sytuacje: manekin panny młodej ubrany w suknię ślubną Balenciagi zwrócony jest w kierunku Chrystusa na krzyżu pochodzącego ze średniowiecznej Kastylii. Zamknięte oczy panny młodej sugerują pogrążenie w modlitwie, a w tle Maria Callas śpiewa Ave Maria. Jednak w wielu przypadkach chodzi przede wszystkim o uwidocznienie, jak bardzo współcześni kreatorzy inspirowali się w swoich projektach sztuką religijną. Niektóre zestawy mówią o tym bardzo dosłownie: suknia Jeana-Paula Gaultiera jest niemal identyczna jak ta, w jaką ubrana jest Maria Magdalena na średniowiecznym gobelinie. Inne są bardziej niż symboliczne, choć mogą też zdawać się wydumane: czy eleganckie i proste w formie czarne sukienki, jakie mają w swoich kolekcjach niemalże wszyscy projektanci, nie przywołują na myśl habitów mniszek i kapłańskiej sutanny? – pyta kurator wystawy.
Za granicą dobrego smaku
Można sobie zadawać pytania, czy krzyż powinien być ozdobą wydekoltowanej koktajlowej sukni i odpowiedź jest dla nas oczywista. Ale stosowanie przez popkulturę symboli religijnych jest faktem. Wystawa pokazuje, że choć inspiracje nie zawsze mają obrazoburcze intencje, jednak ich banalność i wykorzystanie religijnej symboliki często przekracza granice dobrego smaku. Krawiectwo haute couture potrafi być sztuką, często zachwyca nie tylko wykonaniem ale i wizjonerstwem, jednak ten melanż z sacrum nie jest dla mnie przekonujący.