Ks. Henryk Seweryniak: Czujesz się w obowiązku odpowiedzieć?
M.B.: Chyba tak, bo po roku rozmawiania nie przyznaliśmy się nadal, jak długo i skąd się znamy. A Ksiądz mówił do mnie „pani” – na pierwszym egzaminie z teologii fundamentalnej, dwadzieścia lat temu. Potem do wszystkich swoich magistrantów i doktorantów już tylko na „ty”. Jakbym nagle usłyszała „pani” poczułabym, że się Ksiądz na mnie obraził… A Ksiądz jest rówieśnikiem mojej mamy: dlatego uprzedzając kolejne pytania, pozostanie Ksiądz „księdzem”. Takie relacje mistrz–uczeń(nica) mają swój urok i nie zamierzam z tego uroku rezygnować.
H.S.: To mamy wyjaśnione. Ale wiesz, że nasze dzisiejsze tytułowe pytanie o to, kiedy w zasadzie Jezus założył Kościół, zadawali mi nie tylko studenci teologii?
M.B.: Bo studenci mieli odpowiedź w podręczniku!
H.S.: A kiedy je usłyszałem pierwszy raz, byłem księdzem po rzymskich studiach, wysłanym na parafię. Założyłem zespół muzyczny, jeździliśmy na festiwale i wtedy w drodze któraś ze śpiewających dziewczyn nagle o to zapytała. Bo pytała wcześniej na religii i ksiądz nie potrafił odpowiedzieć. Przyznaję, że było to wtedy dla mnie jako teologa wyzwanie – taka pierwsza „teologia przy rosole”. Bo jak sensownie wytłumaczyć coś, co wcale nie jest proste? Przecież jeszcze mnie uczono po prostu, że Kościół narodził się w dniu Zesłania Ducha Świętego.
M.B.: A to by oznaczało, że już bez udziału Jezusa, którego wtedy w Wieczerniku nie było! Kościół miałby powstać bez Jezusa?
H.S.: W Wieczerniku Kościół rzeczywiście po raz pierwszy objawia się światu. Taką zresztą koncepcję ma św. Łukasz. Zauważ, że on ani razu w swojej Ewangelii nie używa słowa „Kościół” – a w Dziejach Apostolskich robi to już dwadzieścia cztery razy! Dla niego Kościół to wspólnota, w której uobecniane jest i przekazywane dzieło Jezusa Chrystusa, które się dokonało w Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Dopóki się nie dokonało, dla Łukasza Kościoła nie było.
M.B.: Pozostaje jednak pytanie: kiedy to się stało? Ono jest ważne, bo zarzuca się nam czasem, że Kościół powstał wbrew woli Jezusa albo bez Jego wiedzy, że go sobie wymyśliliśmy. Zna Ksiądz ten stary już i złośliwy dowcip?
H.S.: Opowiadaj, lubię dowcipy, chociaż nazajutrz je zapominam. A dawniej w wielu krajach, księża w Zielone Świątki mieli obowiązek opowiedzieć z ambony jakąś śmieszną historię...
M.B.: Ale ten jest obrazoburczy. O tym, że umarł papież i poszedł do raju, ale tam nikt go nie rozpoznał. Nie kojarzyli ani imienia, ani że biskup Rzymu, ani głowa Kościoła katolickiego. W końcu wezwano Jezusa, ten z papieżem pogadał i rozbawiony poszedł opowiedzieć Bogu Ojcu, że to kółko rybackie, które założył dwa tysiące lat temu na ziemi, jeszcze działa.
H.S.: Złośliwe, liberalizm, modernizm! Ale pokazuje, że pytanie o związek Jezusa Chrystusa z Kościołem jest ważne i trzeba na nie odpowiadać. Nawet jeśli to trudne.
M.B.: Cały nasz problem w tym, że to nie był – jak w przypadku Eucharystii – jeden akt ustanowienia, jeden gest, jedno wydarzenie. Mówi się o ciągu wydarzeń, o czytaniu intencji Jezusa…
H.S.: Różnie próbowano to rozwiązywać. Loisy, francuski ksiądz, później ekskomunikowany, mówił na przykład, że Chrystus przyszedł głosić królestwo Boże, a... zjawił się Kościół. To był wyraz jego rozczarowania: tu piękna Ewangelia, Jezioro Galilejskie, królestwo Boże – a tu nagle już nawet nie „kółko rybackie”, tylko potężna instytucja. W odpowiedzi na takie głosy, wcześniej także na antypapieskie nastawienie protestantów, Kościół zaczął głosić, że to ustanowienie dokonało się, gdy Jezus powiedział do Piotra: „Ty jesteś Piotr Skała i na tej Skale zbuduję mój Kościół”. Ale prawosławni już się z tą interpretacją genezy Kościoła nie zgodzą. Na ich ikonach Kościół jest podtrzymywany przez Piotra i Andrzeja, pierwszego z powołanych według tradycji Janowej. Poza tym taka koncentracja wyłącznie na prymacie Piotra niesie ze sobą niebezpieczeństwa: na przykład utożsamienia papieża ze świeckim monarchą, pomniejszenia znaczenia kolegium biskupów, diecezji itp.
M.B.: To zostawmy na razie tę interpretację. Kiedy jeszcze rodził się Kościół, jeśli nie tylko wtedy, gdy Jezus mówi do Szymona o byciu Skałą? Zresztą „rodził się” to chyba lepsze słowo, niż „był zakładany”, „ustanawiany”?
H.S.: Owszem. Św. Ambroży mówił, że tak, jak z przebitego boku Adama zrodziła się Ewa, tak z przebitego boku Chrystusa zrodziła się Ecclesia – Kościół. Pięknie: w tej wizji Kościół jest owocem śmierci Jezusa i zrodził się na krzyżu. Obrazowo przedstawiano sakramenty, wypływające z boku Jezusa: wodę płynącą do chrzcielnicy i krew jako symbol Eucharystii. W średniowieczu uczono, że Kościół jest równoznaczny z głoszonym i zapowiadanym przez Jezusa królestwem Bożym. Benedykt XVI jeszcze jako ksiądz profesor Joseph Ratzinger uczył, że Kościół zrodził się w Wieczerniku, że to Eucharystia czyni z nas Kościół
M.B.: Co z tego dzisiaj zostało? Co możemy głosić i się nie wstydzić swojej niewiedzy?
H.S.: Dziś przyznajemy, że nie ma jednego momentu czy wydarzenia, przy którym moglibyśmy powiedzieć „oto stał się Kościół”. Całe ziemskie życia Jezusa, oddane w końcu za nas, było rodzeniem Kościoła; cały ten ciąg wydarzeń, o którym opowiadaliśmy, jest powoływaniem do życia ludu Bożego Nowego Przymierza. Sam Kościół zaś jest pewnym etapem rozwijania się królestwa Bożego i gdy ono w pełni nastanie, Kościół, jaki znamy, przestanie istnieć.
M.B.: Ale woli Jezusa w jego założeniu zakwestionować się nie da?
H.S.: Można próbować. Można pytać, czy to, co widzimy, jest naprawdę tym, czego Jezus chciał? Ale nikt nie może zbudować innego Kościoła, choćby miał być doskonalszy. Dar Kościoła można tylko przyjąć.
M.B.: Dajmy jednak ludziom trochę poczucia bezpieczeństwa. Zależy mi na tym, bo sama to mocno rozumiem: choć Kościół bywa niedoskonały i często stoi słabymi ludźmi czy papierologią, to właśnie w nim są te elementy, których chciał Jezus dla swojej wspólnoty, rodziny nowego przymierza. I dla tych właśnie elementów warto dźwignąć całą niedoskonałą resztę…
H.S.: To na pewno jest przyjaźń z Jezusem. To na pewno jest Eucharystia. To na pewno jest niedziela. To jest pewne oczarowanie, zachwyt Ewangelią. To Piotr. To chrzest. To mama ucząca swoje dziecko znaku krzyża. Nie można tego hierarchizować, wszystko jest ważne. Bez tego nie byłoby Kościoła.
M.B.: I nie mamy tego bez Kościoła. Dlatego warto kochać Kościół…
Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka Przewodnika Katolickiego