Różne są rodzaje głodu na świecie, a Chrystus ma twarz tych, którzy proszą o zaspokojenie tych braków. Jako licealistka zgłosiłam się do odwiedzania osób starszych i samotnych. Trafiłam do rodziny liczącej trzy osoby: matka i jej dorosłe dzieci, chore, na rentach, do tego prawie w wieku emerytalnym. Bardzo czekali na moje przyjścia, było to jak powiew odmienności w ich monotonnym życiu. Dostawałam, pamiętam, szklankę herbaty, bo na nic więcej nie było ich stać, i opowiadałam o moim szkolnym życiu. Pamiętam, że starsza pani była nauczycielką i wtedy bardzo uważnie mnie słuchała.
Miałam wrażenie, że było to dla nich wydarzenie. Także już jako dorosłej osobie zdarzało mi się odwiedzać ludzi starszych. Tak naprawdę lubię słuchać opowieści matuzalemowych. Kryje się w nich również jednak rozgoryczenie na to, jak się życie potoczyło. Odkryłam, że to, czego najpierw potrzebują, to obecności. Są głodni drugiego człowieka, który wniesie coś radosnego do ich już tlącego się coraz mniejszym płomieniem życia. Wysłucha ich opowieści i podzieli się swoim kawałkiem życia. Mają niełatwe życiorysy; często ich samotność jest również ich decyzją. Potrzebują się wyżalić, być zrozumianymi przez obcych ludzi. Dopiero potem potrzebują, żeby ktoś im zrobił zakupy, posprzątał mieszkanie czy pomógł w codziennych czynnościach. Są głodni ludzkiej obecności. Tyle, a coraz częściej widać, że aż tyle.
Marta Titaniec odpowiedzialna za projekty zagraniczne w Caritas Polska. Zaangażowana w pomoc uchodźcom syryjskim. Mieszka w Warszawie.