Liturgiczne wspomnienie Dobrego Łotra, 26 marca, to Dzień Modlitw za Więźniów. Jednak oprócz modlitwy można zrobić dla nich coś konkretnego – dać im kolejną szansę. I pomóc ich dzieciom, dla których ta sytuacja jest traumą, a nierzadko także społecznym piętnem.
– Kiedy byłam w więzieniu i patrzyłam na kobiety, które odbywały karę pozbawienia wolności i gdy słuchałam ich historii, nie mogłam nie płakać – mówi Joanna McCoy, która razem z innymi pracownikami Małopolskiego Stowarzyszenia Probacja realizuje programy dla osadzonych i ich dzieci. – W zakładach karnych są także matki, które nie miały czasu pożegnać się ze swoimi dziećmi. Powiedziano im, że jeszcze wrócą do domów, że mimo aresztowania będą miały czas na pożegnanie i wyjaśnienie najbliższym, co się dzieje. Jednak nie zawsze tak jest. Dla mnie, jako dla matki, taka sytuacja jest przerażająca – dodaje.
Dla większości z nas osoba, która jest w więzieniu, „siedzi”, ponieważ ma na koncie jakieś morderstwo, gwałt lub udział w mafijnych porachunkach. Oczyma wyobraźni widzimy sceny rodem z amerykańskich filmów: ciężkie kraty, pomarańczowy kaftan skazańca, salę sądową i bezlitosnego sędziego, który wygłasza kwiecistą mowę o zbrodniczej działalności stojącego przed nim, zakutego w kajdany, wyrachowanego i pozbawionego jakichkolwiek uczuć człowieka. Rzeczywistość nie jest jednak czarno-biała, ale ma w sobie wiele odcieni szarości. – Są osadzeni, którzy popełnili przestępstwa nieumyślnie, np. potrącili kogoś ze skutkiem śmiertelnym. Nie chcieli tego zrobić. Chwila nieuwagi, wypadek i wyrok. Są też tacy, którzy nieświadomie podpisali jakieś zobowiązania kredytowe, bo np. przymusił ich do tego współmałżonek. Inni odbywają kary za błędy młodości. To są naprawdę różne historie. Nie chcę nikogo usprawiedliwiać, ale raczej naświetlić, kto jest za kratami – tłumaczy McCoy.
(To nie są) dzieci gorszego Boga
Według danych brytyjskich, każdego dnia w Europie około 2,1 miliona dzieci jest oddzielonych od swoich rodziców, bo ci przebywają w zakładach karnych lub aresztach. W Polsce ta liczba może sięgać nawet stu tysięcy dzieci. Żadne z nich nie jest objęte jakąkolwiek programową opieką. „Probacja” stara się wypełnić tę lukę i choć odrobinę zacerować rany, jakie noszą w sobie dzieci osadzonych rodziców.
– Kara więzienia dla rodzica jest także karą dla dziecka. Po zatrzymaniu rodzica dziecko pozostawione jest samo sobie. Nie przychodzi do niego psycholog czy pedagog. Jeśli drugi rodzic, babcia, dziadek czy ktokolwiek z rodziny nie wytłumaczy, co się właściwie stało, to one w jednej chwili zostają pozbawione najbliższej im na świecie osoby. Czasem nagle, bez żadnego słowa pożegnania. Bywają (i to wcale nie rzadko) sytuacje, w których to dzieci są świadkami zatrzymania. Całe to wydarzenie staje się traumą w ich życiu – tłumaczy McCoy. Są też takie dzieci, które – gdy ich rodzic trafi do więzienia – zostają umieszczone w domu dziecka. Trauma się mnoży.
– Niestety w społeczeństwie istnieje pewien bardzo krzywdzący stereotyp. Te niewinne dzieci są traktowane jak mali bandyci, jak dzieci gorszego Boga, tylko dlatego, że ich rodzic jest w więzieniu. Nie mają nic wspólnego z przestępstwem, jakie popełnili mama lub tata, ale przykleja się im łatkę kogoś złego. Nie ich wina, ale ich kara. Projekty, które realizujemy, są po to, by takim dzieciom pomóc, by dać im wsparcie – mówi p. Joanna.
Gra jest warta świeczki, albowiem wg brytyjskich badań nawet 60% chłopców, których ojcowie przebywają bądź przebywali w więzieniu, jest narażonych na to, że kiedyś sami trafią do więzienia. – Odzwierciedlenie tych badań widać podczas warsztatów. Gdy rozmawiamy z osadzonymi, przyznają się do tego, że w więzieniu „siedział” również ich ojciec i dziadek – potwierdza McCoy. Ten wymiar profilaktyczny dosięga także samych osadzonych. Utrzymanie kontaktu z rodziną zmniejsza prawdopodobieństwo powtórnego popełnienia przestępstwa przez skazanego nawet o 39%.
Usłyszeć znajomy głos
Jednym z projektów, jaki od kilku lat realizuje „Probacja” jest „Poczytaj mi”. To warsztaty z podnoszenia kompetencji rodzicielskich dla osadzonych rodziców, które kończą się nagraniem bajki na płytę CD. Później takie nagranie – po starannej obróbce dźwiękowej, z własnoręcznie wykonaną przez rodzica okładką – trafia do oddzielonego kratami dziecka. Maluch może w ten sposób choć przez chwilę utulić swoją tęsknotę i usłyszeć głos ukochanego rodzica. „Synek jest jeszcze malutki, ale z ciekawością wsłuchuje się w czytaną bajkę i w znajomy, bliski głos” – można przeczytać w jednej z ankiet, którą wypełniają rodzice po zakończonym projekcie. „Dziękujemy za wspaniały prezent dla mnie i dla córki” – widnieje w innej. „Bajka jest rewelacyjnym prezentem i pomysłem. Wypełnia choć trochę pustkę w życiu synka i moim. Mąż jest z nami choć w tej formie”, „Super pomysł, super prezent, super bajka” – podobnych komentarzy jest wiele. Wynika z nich też, że za osadzonymi tęsknią nie tylko dzieci, ale również współmałżonkowie.
– Czasem myślę, że my wszyscy potrzebujemy takich warsztatów. Takie zaangażowanie w nagrywanie bajki czy w rysowanie okładki pokazuje dzieciom, że są kochane przez rodziców, których nie ma obok. W areszcie patrzyłam na kobiety, które z zacięciem przygotowywały rysunki dla swoich dzieci. Dawno nie widziałam takiej pasji – mówi wyraźnie wzruszona McCoy.
Więzienne autorytety?
Zanim rodzic usiądzie do nagrywania bajki, musi przejść przez kilkugodzinne warsztaty. – Takie grupy warsztatowe liczą około 12 osób. Rozmawiamy o tym, czym jest rodzicielstwo. Zadajemy trudne pytania, np. o to, czy można być autorytetem dla dziecka, będąc w więzieniu – wyjaśnia Agnieszka Szeliga-Żywioł, koordynatorka projektu „Poczytaj mi”. I choć początkowo przełamywanie lodów idzie bardzo opornie, bo i tematyka spotkania jest trudna, to jednak po kilku godzinach atmosfera się rozluźnia. Gdy nadchodzi moment na ćwiczenia dykcji i wybór lektury, jest już zdecydowanie lżej. Osadzeni mogą korzystać z wielu gotowych propozycji – czytają więc Kaczkę dziwaczkę, Kopciuszka, Lokomotywę, Warszawską Syrenkę ale i Małego Księcia. Niektórzy z rodziców piszą i nagrywają własne bajki. – To także okazja do tego, by wydobyć jakieś ukryte talenty – mówi McCoy.
Zdecydowanie najprzyjemniejszym i najbardziej intymnym momentem jest ten, w którym rodzic może usiąść do nagrywania bajki. – Podczas tych nagrań rodzic może skierować do swojego dziecka kilka miłych słów, powiedzieć coś więcej, niż tylko przeczytać bajkę. Zdarza się, że właśnie wtedy ktoś po raz pierwszy mówi „kocham cię”. I co najważniejsze, dziecko to usłyszy. Staramy się, żeby ten rodzic, choć oddalony, nie zniknął całkowicie z życia dziecka. Bajka daje możliwość tego, że wieczorem, przed snem, można posłuchać głosu kochającego rodzica – tłumaczy pani Joanna.
Miłość pomimo krat
„Co sprawiło mi największą przyjemność podczas pracy nad bajką? To, że robię coś dla kogoś bardzo dla mnie ważnego. Że czytam, rysuję” – pisał jeden z osadzonych. „Poczułem, że mimo wszystko dalej jestem ważną osobą w życiu mojego syna. Z rozmów wiem, że bardzo tęskni za mną i chciałby być ze mną cały czas” – napisał ktoś inny. „Myślę, że [nagrywanie bajki – przyp. red.] pomogło mi przybliżyć się emocjonalnie. Dałem dziecku coś od siebie, nie zważając na miejsce [w jakim jestem – red.]”. „Moja córeczka będzie bardziej pewna, że ją bardzo kocham i tęsknię”. Czy to, że ktoś popełnił wielki, karalny błąd zawsze oznacza, że nie potrafi kochać? Jak widać, czasem warto dać kolejną szansę.
Na nowo zbudować dom
Jednak „Poczytaj mi” to nie jedyny projekt przygotowany przez stowarzyszenie. – Dostałyśmy dofinansowanie na projekt „Centrum Pro Domo”. To po prostu dom przejściowy dla mężczyzn, którzy opuścili więzienie i nie mają dokąd pójść, są bezdomni. Niektórzy z nich stracili swoje domy, innych wyrzuciły rodziny i zostali bez niczego, jeszcze inni w ogóle nie mieli rodzin – mówi pani Joanna. Taki dom „Probacja” już prowadziła, jednak z powodu utraconego dofinansowania trzeba było go zamknąć na jakiś czas. Dziś pracownicy stowarzyszenia stoją przed koniecznością urządzenia domu. Niezbędne jest wyposażenie kuchni, zakup mebli i najpotrzebniejszych sprzętów. – To jest miejsce, w którym można po prostu ogarnąć powięzienną rzeczywistość – tłumaczy McCoy. – Jak człowiek wychodzi z więzienia po dziesięciu latach, to tak naprawdę wkracza do innego świata. Wystarczy pomyśleć o tym, jak zmienił się Kraków przez ten czas? Jak zmienił się w ogóle świat? Prawie wszystko jest inne, nowe. Technologia poszła naprzód, są nowe wyzwania… Zmieniły się nawet takie prozaiczne rzeczy jak cena chleba. Tego wszystkiego trzeba się nauczyć na nowo – mówi.
Mieszkańcy domu – a maksymalnie może być ich czternastu – mają obowiązek uczestniczenia w terapii i poszukiwania pracy. Pobyt w „Pro Domo” nie może być dłuższy niż sześć miesięcy. W tym czasie byli więźniowie starają się – o ile to możliwe – odnowić także więzi z rodzinami, które zostały na wolności.
– Są takie osoby, którym towarzyszyłyśmy od początku ich pobytu w więzieniu aż po moment wyjścia na wolność - mówi pani Joanna. – Takich historii jest kilka. Dziś te osoby utrzymują z nami kontakt, dzwonią, przesyłają życzenia świąteczne, opowiadają, co u nich. Chwalą się rodzinami. Są takie osoby, którym się po prostu udało – kończy.