Logo Przewdonik Katolicki

Let’s dance! 

Natalia Budzyńska
FOT. UNSPLASH.

Jak sylwester, to tanecznie. Najlepsze taneczne sylwestry spędzałam wcale nie w młodości.

Młodość miałam buntowniczą, więc buntowałam się przeciw wszelkiego rodzaju tradycjom, także przeciwko przymusowi świetnej zabawy 31 stycznia. Wtedy najczęściej siedziałam ze znajomymi, piłam, paliłam i gadałam przy muzyce. Albo ostentacyjnie szłam spać, mając gdzieś całe to wariactwo. Bawić zaczęłam się wtedy, gdy większość kobiet uważa, że właśnie nadszedł koniec imprezowania, a dobra zabawa oznacza odtąd grupę sfrustrowanych mamuś oraz baloniki i kredki do zamieniania dziecięcych buziek w kotki i tygryski. Miesiąc po porodzie drugiego dziecka skakałam przy Nirvanie, podczas gdy jedno dziecko bawiło się w sąsiednim pomieszczeniu z równolatkami, a to miesięczne spało przytulone do przyjaciółki w dziewiątym miesiącu ciąży. I tak to trwa, a repertuar się nie zmienia i to po nim można poznać, ile mamy lat. Bawimy się przy Beastie Boys, Nirvanie, Red Hot Chili Peppers, Fatboy Slim, B-52’s, Deee-Lite, Pixies, Talking Heads, The Clash. Zdaję sobie sprawę, że wkrótce nadejdzie czas grania z mężem w scrabble w sylwestrową noc i podgryzania ciasteczkowych powigilijnych pozostałości. Ale na razie cieszę się, że mogę tańczyć, bo w tym roku na taniec spojrzałam trochę inaczej.
Tereska, albertynka z Krakowa, opowiedziała mi niedawno, jak będzie spędzać sylwestra. Będzie tańczyć z bezdomnymi. Rok temu albertynki urządziły taką imprezę dla swoich podopiecznych, mieszkańców przytulisk. Panowie bardzo to przeżywali, kilka dni przed imprezą wyszukiwali sobie odpowiednie stroje, żeby wyglądać inaczej niż zwykle. Dopasowywali koszule, zakładali krawaty, mieli ochotę na fryzjera. Siostry zadbały nie tylko o jedzenie, ale i o muzykę, taką odpowiednią dla swoich podopiecznych, taką, jakiej oni słuchają i jaką znają. Był więc DJ, światła, może srebrna kula, serpentyny, wszystko to, co powinno być na sylwestrowej imprezie. Pań nie było dużo, więc zdarzało się, że panowie tańczyli z zakonnicami. Teresa mówiła mi o tym, jacy byli szczęśliwi. Jeden z nich wyznał jej, że ostatni raz tańczył, kiedy był dzieckiem.
Wydaje się, że to nic takiego. Kto w ogóle docenia taniec? Czy w ogóle doceniamy przyjemność, jaka płynie z tańca? Pewnie nie. Do chwili, gdy dowiemy się, że są ludzie, którzy z różnych przyczyn nie tańczą: bo nie mają z kim, bo nie mają okazji, bo tak się ułożyło. Okazuje się, że taniec może być przyjemnością, jakąś dziecięcą radością, czymś wyzwalającym, ruchem w kierunku kogoś, zwróceniem uwagi na drugiego.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki