Logo Przewdonik Katolicki

Zaklęty krąg ubóstwa

Piotr Wójcik
FOT. OXANA GRIVINA/FOTOLIA.

Osoby uboższe regularnie płacą za różne dobra dużo więcej niż zamożni, a współczesny kapitalizm co rusz domaga się od nich „premii” za ich gorszą sytuację finansową.

Według obiegowego przekonania osoby ubogie są mniej zaradne i pracowite. Nie tylko gorzej sobie radzą z zarabianiem pieniędzy, ale nawet tego, co im się zdarzy zarobić, nie potrafią dobrze wykorzystać. Ubóstwo ma być więc wynikiem nieporadnych działań samych ubogich, którzy najpierw się w nie wpakowali, a teraz jeszcze uparcie w nim tkwią, choć gdyby tylko zmienili swoje nawyki, to bez większych przeszkód by się z niego wydostali. Należy więc pochylić się nad nieporadnością ubogich, nauczyć zaradności, przekonać ich, by zaczęli działać bardziej efektywnie, a sami zaczną powoli wydostawać się ze swojego przykrego położenia.
Ta dobrze znana chyba każdemu narracja bardzo łatwo wpada w ucho, jednak ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Osobom niezamożnym zaradności i pracowitości zwykle nie brakuje. W końcu na co dzień muszą się mierzyć z wyzwaniami, które zamożnym nawet się nie śniły. Ich głównym przeciwnikiem nie są one same, lecz mechanizmy tworzące zaklęty krąg ubóstwa – niewidzialne na pierwszy rzut oka bariery, które nie pozwalają im się wzbogacić i powodują przekazywanie wykluczenia ekonomicznego kolejnym pokoleniom. Prawda jest taka, że ubogim od najmłodszych lat wiatr wieje w oczy. A potem jest już tylko gorzej.
 
Nierówność szans
Nasi ubożsi rodacy bardzo szybko przekonali się, że szanse w życiowym wyścigu po dobrobyt nie są równe. Najczęściej przychodzili na świat w rodzinach niezamożnych, a więc nie byli przesadnie rozpieszczani. Materiały szkolne ograniczone do kilku najpotrzebniejszych rzeczy i plecak po starszym bracie już na starcie nie zachęcały do nauki. Ich zamożniejsi koledzy w razie problemów w szkole mogli liczyć na korepetycje albo dodatkowe lekcje języka obcego. Jeśli wykazywali się talentem sportowym rodzice osobiście dowozili ich na treningi, a jeśli mieli smykałkę do języków obcych, w wakacje udawali się na kilkutygodniowy wyjazd językowy. Potomkowie biedniejszych rodzin piłkarskie szlify zbierali na „boisku” za trzepakiem, a językowe – słuchając zagranicznych kaset. Zamożne dzieci, dobrze odżywione i podwożone do szkoły przez rodziców, mogły się skupić na nauce, ich biedniejsi koledzy musieli jeszcze zadbać o siebie, choć nikt ich tego nie nauczył, więc i efekty były gorsze.
Jeśli mimo to, że od początku mieli pod górkę, dostali się jakoś na studia, to i tak mieli trudniej, musząc dorabiać w fast foodzie. Zamożniejsi studenci zwykle nie musieli tracić czasu na zarabianie – wspierani „stypendium” od rodziców mogli skupić się na uczelnianym życiu. Wychodzili więc na bardziej aktywnych i np. mieli pierwszeństwo w wyborze studiów doktoranckich. Podczas oceniania na egzaminach nikt nie pyta studentów, czy mają cieplarniane warunki do studiowania, czy może wręcz przeciwnie. Zamożni absolwenci wchodzą więc na rynek pracy z bagażem doświadczeń, znajomości i umiejętności, a ich ubożsi koledzy przemęczeni, zniechęceni ciągłą walką z przeciwnościami losu i wyposażeni w niespecjalnie okazałe CV. A przecież i tak mówimy o wyjątkowo szczęśliwym scenariuszu, w którym potomek ubogiej rodziny pomimo tego toru przeszkód kończy studia, co zbyt częste nie jest. Według danych Eurostatu zaledwie 8 proc. Polaków, których rodzice mieli wykształcenie podstawowe lub zawodowe, zdobyło wyższe wykształcenie.
 
Kapitał kulturowy
Zamożność rodziny jest powszechnie znanym czynnikiem nierówności szans. Rzadziej zwraca się uwagę na równie istotny, jeśli nie bardziej – kapitał kulturowy rodziców. Nawet niespecjalnie bogaci rodzice, jeśli są dobrze wykształceni i dysponują rozwiniętymi kontaktami społecznymi, mogą dać swoim pociechom ogromną przewagę już na samym starcie. Lepiej przekazujący wiedzę rodzice mogą przygotować swoje potomstwo do szkoły w taki sposób, że formalną edukację rozpoczną z umiejętnościami, których dzieci z rodzin niewykształconych dopiero będą musiały się nauczyć. Dzieci z rodzin o wysokim kapitale społecznym zwykle obracają się w towarzystwie, w którym mogą mimochodem chłonąć wiedzę i sposoby zachowań, których inni muszą się uczyć z podręczników. Zdobędą także sieci kontaktów, dzięki którym łatwiej znajdą pracę albo zagraniczny staż. Będą też wiedzieć, do kogo się udać po pomoc prawną albo w jaki sposób i gdzie najlepiej złożyć wniosek o publiczny grant. Dodatkowe sposoby zarabiania pieniędzy będą do nich przychodzić niejako same – tu telefon od znajomego ojca, tam mejl od kolegi poznanego na zagranicznym stażu. Gospodarka rynkowa wciąż w ogromnej mierze opiera się o nieformalne relacje, tak więc ludzie z rozbudowanymi sieciami kontaktów mają olbrzymią przewagę. Tymczasem potomkowie rodzin z niskim kapitałem kulturowym są ich pozbawieni. Wielką wagę kapitału kulturowego rodziców w Polsce dostrzegł niedawno Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju w swoim raporcie o rozwoju krajów postkomunistycznych. W Polsce odpowiada on aż za 68 proc. nierówności szans, a pozostałe czynniki (np. płeć, miejsce zamieszkania) odpowiadają zaledwie za jedną trzecią. W żadnym innym badanym kraju kapitał kulturowy rodziców nie był tak istotny.
 
Opłata za biedę
Nie tylko na starcie szanse są wyjątkowo nierówne. Także później rzeczywistość nieustannie sypie mniej zamożnym piach w tryby. Najczęściej poprzez zjawisko zwane poverty premium, co można przetłumaczyć jako „opłata za biedę”. Osoby uboższe regularnie płacą za różne dobra dużo więcej niż zamożni, a współczesny kapitalizm co rusz domaga się od niezamożnych premii za ich gorszą sytuację finansową. Najważniejszym przykładem tego zjawiska jest kredyt bankowy. Osoby zamożne mają wysokie oraz stabilne dochody, więc udzielenie im pożyczki wiąże się z mniejszym ryzykiem. Banki oferują im zatem kredyty z niższym oprocentowaniem, najczęściej bez prowizji oraz ubezpieczenia. Osoba uboższa, jeśli w ogóle dostanie kredyt po wielu dość przykrych procedurach, dostanie go z dużo wyższym oprocentowaniem i koniecznością opłacenia prowizji i ubezpieczenia. Przykładowy kredyt wysokości 150 tys. zł na 30 lat może być dla niej droższy w sumie nawet o 80 tys. zł.
Oczywiście można powiedzieć, że przecież nikt nie każe niezamożnym brać kredytów. Tylko że takie głosy są wyrazem ślepoty na rzeczywistość. Obecny model gospodarki jest oparty na kredycie. Bez niego nie można korzystać z wielu podstawowych dóbr, które oferuje gospodarka. We współczesnym modelu ekonomicznym, który opiera się na obniżaniu kosztów, a więc siłą rzeczy na niskich płacach, zdecydowana większość zwykłych ludzi takie dobra, jak mieszkanie, samochód czy sprzęty gospodarstwa domowego, jest w stanie zakupić tylko na kredyt. A to w ogromnym stopniu powiększa realne nierówności ekonomiczne. Co więcej, robi to w sposób niezauważalny, gdyż oficjalne wskaźniki nierówności pokazują głównie różnice w zarobkach, tymczasem nie widać w nich tego, jak te różnice przekładają się na realne koszty życia.
 
Bezpłatne dla zamożnych
„Opłata za ubóstwo” nie kończy się jednak tylko na kosztach długu. Osoby mniej zamożne jeżdżą zwykle starymi samochodami, których koszt ubezpieczenia jest wyższy – to nawet kilkaset złotych rocznie. Inne opłaty bankowe także zwykle mają wyższe. Bogatsi niemal wszystkie najważniejsze usługi bankowe mają darmowe, tymczasem ubożsi, bez regularnych lub z niewielkimi wpływami na konto, muszą płacić jeśli nie za posiadanie rachunku, to na przykład za kartę bankomatową czy za korzystanie z bankomatów. To nie koniec – niezamożni nabywają zwykle lokale w gorszych lokalizacjach, więc dojeżdżając do pracy, tracą więcej pieniędzy na paliwo lub przynajmniej więcej czasu na dojazd komunikacją publiczną. A przecież czas to pieniądz. Kupują też na co dzień jedzenie gorszej jakości oraz zwykle nie wykupują wszystkich leków, co po jakimś czasie kończy się pogorszeniem stanu zdrowia, a więc kolejnymi wydatkami.
W XXI w. spore nierówności ekonomiczne generuje dostęp do internetu – a konkretnie jego brak. Wciąż około 20 proc. gospodarstw domowych w naszym kraju, oczywiście głównie najuboższych, nie ma dostępu do internetu, czy to z powodu kosztów, czy braku posiadania sprzętu, czy też braku umiejętności korzystania z niego. Dla porównania w Holandii czy w Danii mają go niemal wszystkie. Tymczasem internet wyraźnie zmniejsza koszty życia. Chodzi nie tylko o ceny produktów w sklepach internetowych, które potrafią być kilkadziesiąt procent niższe, ale też koszty transakcyjne – np. koszt dojazdu w celu załatwienia sprawy, którą można załatwić przez internet bez ruszania się z domu.
W Wielkiej Brytanii zaawansowane jest badanie wyższych kosztów energii, które płacą ubodzy. Żyją oni zwykle w gorzej ocieplonych domach, ze starą instalacją, więc muszą zużyć więcej energii na ogrzanie takiej samej powierzchni. Ubodzy na Wyspach płacą z tego powodu nawet kilkaset funtów rocznie więcej. W Polsce tego zjawiska w ogóle się nie bada, jednak możemy podejrzewać, że strata jest analogiczna.
 
Usługi premium
Jakby tego wszystkiego było mało, osobom zamożnym otwierają się też bardziej atrakcyjne sposoby zarabiania pieniędzy. Chociażby fundusze inwestycyjne przynoszące dużą stopę zwrotu, granie na giełdzie, wykupywanie udziałów w perspektywicznych firmach czy kupno mieszkań na wynajem. Osoba uboższa, nawet jeśli uda się jej coś odłożyć, będzie mogła skorzystać co najwyżej z lokaty bankowej na 2 proc. rocznie.
Najwięcej zarabiający płacą zwykle też preferencyjne stawki podatkowe. Przykładowo obciążenie dochodu z dywidend wynosi 19 proc. bez żadnych składek ZUS, a z wynajmu mieszkań tylko 8,5 proc. od przychodu. Nie mówiąc już o częstym korzystaniu z optymalizacji podatkowej czy rajów podatkowych. Warto też wiedzieć, że w ubogich szczególnie mocno uderza podatek VAT, który jest w naszym kraju najważniejszym źródłem dochodów budżetowych. Obciąża on średnio 16 proc. dochodu najbiedniejszych 10 procent Polaków i – dla porównania – zaledwie 6 proc. dochodu najzamożniejszych 10 procent.
Jak widać o sukcesie lub porażce nie decyduje jedynie osobisty wkład człowieka. Ogromne znaczenie mają też mechanizmy społeczne i rynkowe, które sprawiają, że szanse poszczególnych osób są wyjątkowo nierówne. Pamiętajmy o tym, gdy znów będzie ktoś nas próbował przekonać, że biedni są sami sobie winni.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki