Monika Białkowska: Mimo moich dziesiątek życiowych przeprowadzek? Zdecydowanie z Mogilna. Ale rozumiem, że to nie ma być rozmowa o genealogii?
H.S.: Trochę też o tym. To ważne pytanie. „Skąd Ty jesteś” pojawia się wprost na ustach Piłata, podczas Pasji Jezusa, ale odpowiedź na nie daje już Boże Narodzenie, jego ewangelijne opisy, jego liturgia. Papież Benedykt pokazuje, że to w gruncie rzeczy najważniejsze pytanie, na które odpowiadają wszystkie Ewangelie. I nie chodzi tylko o miejsce, w którym Jezus się urodził.
M.B.: Genealogia to przede wszystkim ludzie. W genealogii Jezusa najbardziej zachwyca mnie to, że są w niej kobiety. Wcale nie święte kobiety. Wcale nie Żydówki nawet! W rodowodzie Jezusa są poganie: to znaczy, że nikomu nie wolno zatrzymać Jego przesłania tylko dla swojego narodu. Zanim się urodził, przekroczył granice!
H.S.: Trochę inaczej wygląda ta genealogia u św. Jana. On na pytanie, skąd jest Jezus, odpowiada: „Na początku było Słowo, i Słowo było u Boga i Bogiem było”. Jezus jest z rodu Dawida, w który wpisany są poganie. Jest z betlejemskiego żłóbka. I jest „z wysoka”, z Boga. Nie da się go sprowadzić do jednego z wielu dzieci, narodzonych w Betlejem.
M.B.: Święta są. Z całą świadomością tego, że Jezus „nie jest stąd”, pogadajmy jednak o Betlejem… Dla św. Łukasza narodzenie Jezusa bez wątpienia było wydarzeniem historycznym, umieszczonym dokładnie pośród innych wydarzeń.
H.S.: Łukasz pisze, że Jezus urodził się za czasów spisu ludności, który dotyczył całego ówczesnego zamieszkałego i cywilizowanego świata. Benedykt XVI w książce Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo napisał, że to znak, że Zbawiciel może przyjść dopiero wtedy, gdy „nastała pełnia czasu”, to znaczy ludy mają powszechnie znany język i prawa, gdy mogą się swobodnie porozumiewać.
M.B.: Bo to dopiero umożliwi Dobrej Nowinie docieranie „po krańce ziemi”. Uf, ależ dziś cytatami sypiemy! Tu mądre sformułowania, a tu prosta stajnia czy grota…
H.S.: Z grotą czy stajnią też różnie mogło być. Przyzwyczailiśmy się patrzeć na to jako na znak niegościnności. Ale mieszkańcy okolic Betlejem byli i są gościnnymi ludźmi. Św. Łukasz napisał, że „nie było miejsca w gospodzie”, ale użyte tam greckie słowo można również tłumaczyć jako „dużą salę” tej gospody. Jeśli była ona wypełniona ludźmi, którzy przybyli na spis, to przecież nie było to najlepsze miejsce dla tak intymnego wydarzenia, jakim jest poród. Gdy Mateusz pisać będzie o przybyciu magów, użyje już słowa „dom”, nie „stajnia”.
M.B.: Ewangeliści nie piszą o grocie – ale za to mówi o niej Orygenes. Był w Betlejem w 215 r. i pisał o grocie, czczonej jako ta, w której urodził się Jezus, o żłobie nawet!
H.S.: I potwierdzają to badania archeologiczne. W grotach na Polu Pasterzy w Betlejem znaleziono specjalne wydrążenia w skale. Przez te wydrążenia przeciągano postronki, żeby przywiązać zwierzęta. Gdy cesarz Hadrian wypędził Żydów z Betlejem, w miejscu groty zaprowadzono kult pogański. To znak, że musiano tam sprawować wcześniej jakieś inne obrzędy, bo rzymianie często w Ziemi Świętej dokonywali takich „zastępstw”, substytucji w miejscach kultu. Później cesarzowa Helena poświęciła wzniesioną nad grotą bazylikę Maryi Matki Bożej. Absyda bazyliki umieszczona została bezpośrednio nad grotą, do której schodziło się po stopniach.
M.B.: Ale cztery wieki po narodzeniu Jezusa coś jeszcze ważnego rodziło się w betlejemskiej grocie! To przecież tam w 384 r. zamieszkał św. Hieronim! Potem dołączyła do niego Paula, którą bardzo lubię, bo jest dowodem na to, że za większością wielkich dzieł mężczyzn stoją kobiety. Zwykle ukryte, ale niezbędne, ba, będące wręcz sprężynami męskiej twórczości! Paula była wdową z córką, dołączyła do grupy mniszek wokół św. Marceli, a potem pojechała z Hieronimem do Betlejem. Znała Pismo Święte na pamięć, znała też grekę oraz język hebrajski na równi z rodzimą łaciną. A to właśnie w Betlejem – zapewne przy pomocy Pauli! – św. Hieronim przełożył na łacinę cały Stary i Nowy Testament. W Betlejem urodził się więc Jezus, ale dokładnie w tym samym miejscu urodziła się również Wulgata!
H.S.: Ciekawe, co czuł Hieronim, mając świadomość, że słowa o narodzeniu Jezusa, które tłumaczy, opowiadają o miejscu, w którym właśnie się znajduje… Za czasów św. Hieronima Betlejem z małego miasteczka stało się ważnym ośrodkiem monastycznym. Potem w 529 r. bizantyjski cesarz Justynian polecił rozebrać kościół betlejemski i zbudował na tym miejscu wspaniałą bazylikę Narodzenia. To właśnie ta budowla dotrwała do naszych czasów. Persowie w 614 r., nie zniszczyli jej, ponieważ znaleźli na mozaice fasady wizerunki trzech magów w znanych im strojach. Wielokrotnie udało się obronić ją przed muzułmanami. Specjalnie zmniejszono na przykład główne wejście – żeby nie mogły przez nie wjechać wozy, którymi muzułmanie wywozili marmury na Wzgórze Świątynne w Jerozolimie.
M.B.: Cesarzowie, święci, wojska – tylu wielkich tego świata przez wieki przewijało się przez biedne, małe Betlejem. A przecież wcale nie o to chodziło!
H.S.: Nie o to. Jezus przyszedł na świat, pozbawiony znaczenia i słaby. Nie przyszły do niego elity ówczesnego świata, ale pogardzani powszechnie pasterze. Potem dorastał w ciszy, przez dwadzieścia kilka lat pozostając niemal anonimowym. I to jest ważny aspekt całego chrześcijaństwa: Ewangelia przewartościowuje to, co naprawdę jest ważne, co naprawdę jest wielkie, o co naprawdę należy zabiegać. Pamiętasz kazanie papieża Franciszka na Jasnej Górze? Ono było właśnie o tym!
M.B.: O tym, że nie mamy czekać na Boga, który zatryumfuje politycznie, za którym będą szły nadnaturalne zjawiska. O tym, że Bóg przychodzi jak deszcz, spadający na ziemię, niedostrzegalnie, w małości, w pokorze. Jak każde inne dziecko.
H.S.: Ja, polski chrześcijanin, mam uwierzyć, że Pan mojego życia jest cichy i pokornego serca, że woli prostaczków, że to oni są wielcy w Jego oczach. Że On ich otacza szczególną miłością, bo nie idą za „pychą tego życia”, nie ulegają „światowości”. Oni mówią językiem Boga – językiem pokornej miłości. Powołuje ich, by byli Jego rzecznikami.
M.B.: Ale co z tym pytaniem: „Skąd jesteś”? To nie znaczy czasem, że wszyscy powinniśmy być trochę z Betlejem?
H.S.: Chyba powinniśmy sobie i innym życzyć, żebyśmy umieli stamtąd być.
M.B.: Prości. Bez koron na głowach (chyba że w orszaku trzech króli). Nierobiący wokół siebie hałasu. Skupieni bardziej na tym, co możemy dać innym, niż na tym, co nam się należy. I uśmiechnięci, bo przecież w Betlejem, mimo ubóstwa i ciemnej nocy, radości na pewno nie brakowało!
Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce
Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka Przewodnika Katolickiego