A przecież to cały czas jest stolica, do granic miasta jest z tego lasu ponad kilometr. Rosły w nim głównie sosny, w lecie wydzielające niezwykły zapach, a w zimie pachnące iglastą wilgocią. Gdzieniegdzie las zmieniał się w liściasty, bardzo nierówny rosnący na pofalowanym terenie dawnych wiślańskich wydm piaskowych. I choć spacerując po nim, miało się niemal wrażenie, że jest się gdzieś daleko w górach lub tuż-tuż za chwilę będzie ostatnia wydma, a za nią już morze, to jednak była nasza codzienna rzeczywistość.
I nagle wkroczyły w nią przemysłowe maszyny. Po pierwszym tygodniu pierwszy kawałek lasu przestał istnieć. Zamiast niego kilka dymiących gór wiórów, które wznosiły się tak wysoko, jak wcześniej sosny. Grubsze drzewa złożone jak zapałki na skraju polany, która powstała nagle. Każdy kolejny tydzień wydzierał nam wielką jak boisko piłkarskie połać lasu. Za robotami leśnymi pojawili się robotnicy. Cały teren został ogrodzony. Ścieżki które doskonale znaliśmy, zniknęły. Tą jechało się na cmentarz. Tamtą obok szkoły do najbliższego sklepu. Obok kortu tenisowego jechało się do hotelu – lokalnego centrum kulturalnego, gdzie w niedzielę rano odbywały się pikniki rodzinne, a zimą wieczorami koncerty pianistyczne lub sesje jazzowe. Inna prowadziła przez najpiękniejszy teren, który w domu nazywaliśmy „pięknym lasem”. Teraz ich nie ma. Teren został odgrodzony płotami z napisami: teren budowy, wstęp wzbroniony. W sumie można to zrozumieć. Przecież po wycince wyrównają teren, zbudują wiadukty, zjazdy, podjazdy i za kilka lat nie będzie śladu po „pięknym lesie”. Będzie za to autostrada, a konkretnie Południowa Obwodnica Warszawy w ciągu drogi A2.
Lokalne uliczki zostały pozamykane. A na nich ogłoszenie: objazd do sierpnia 2020 roku. I chyba te znaki uzmysłowiły mi istotę sprawy: tego się nie da odwrócić, nic już teraz nie będzie takie samo.
Początek listopada to wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych i Dzień Zaduszny. Wspominamy tych, którzy już odeszli z tego świata i dumamy nad tym, że czas bezpowrotnie umyka. Nam o przemijaniu przypomniało w tym roku jeszcze coś. Tego naszego lasu nikt już nie zasadzi. Było go i nie ma. Czeka nas kilka lat zgiełku i robót drogowych. A potem autostrada, która połączy naszą dzielnicę wprost z Europą Zachodnią, poprowadzi nas do Berlina, Paryża, Londynu, a nawet do Lizbony. Nie, nikt z nas nie protestuje przeciw temu, co ma się stać. Po prostu na własne oczy zobaczyliśmy nieuchronność przemijania. Przeminął nasz las, my też przeminiemy. A autostrada będzie tu przez najbliższe kilkadziesiąt lat.