Logo Przewdonik Katolicki

Sprzedawcy dymu

Michał Szułdrzyński
Fot. Magdalena Książek

Biskup polowy krytykuje ministra obrony narodowej – rozkrzyczały się nagłówki niektórych mediów.

Na pierwszy rzut oka zapowiadało się na nie lada wydarzenie. Kto jednak chciał, ten szybko przeczytał o co szła rzecz – z okazji 99. rocznicy powołania Sztabu Generalnego Wojska Polskiego bp Józef Guzdek pytał, co może sobie myśleć młody żołnierz, który wstępuje do armii. „Co może myśleć o polskiej armii młody, zdolny człowiek, do którego wciąż docierają sprzeczne informacje o priorytetach wojska, o jego sile i znaczeniu, o ciągłych reformach w strukturach dowodzenia w siłach zbrojnych” – pytał w homilii. I przestrzegał słowami papieża Franciszka przed „sprzedawcami dymu”, którzy sprzedają fałszywe iluzje, „czarują słowem, nie myśląc o konsekwencjach”.
Rzeczywiście na pierwszy rzut oka można te wypowiedzi uznać za polityczne. No bo właśnie trwa dyskusja na temat reformy struktur dowodzenia i jak liczne powinno być wojsko. Łatwo jednak stwierdzić, że sprzedawcami dymu, którzy handlują iluzjami, są politycy. Tyle tylko, że nim utwierdzimy się w przekonaniu, że oto doszło do jakiegoś sporu, warto rzucić okiem na kontekst. Prześledzić wcześniejsze homilie biskupa polowego, przyjrzeć się jego relacjom z kolejnymi ministrami obrony narodowej (bp Guzdek jest w ordynariacie polowym od 2010 r.). I wówczas wszyscy, którzy już liczyli, że oto szykuje się konflikt, przeżyją rozczarowanie. Taki jest styl działania biskupa polowego, on w ten sposób mówi, za swój pierwszy obowiązek uważając duszpasterstwo powierzonych mu żołnierzy. Czy kiedyś wcześniej można było usłyszeć jego kazanie, które miało jakieś polityczne konotacje? No właśnie, choć o rozmaitych konfliktach spekulowano już za czasów rządów PO, gdy likwidowano kolejne garnizony i od biskupa polowego oczekiwano również uszczuplenia liczby wojskowych kapelanów.
Ale z tej historii płynie dość smutny wniosek: otóż niektórzy tylko czekają na okazję, by wykorzystać politycznie słowa duchownych. Ci, którzy źle życzą obecnej władzy, z nadzieją wyszukują rozmaitych wypowiedzi księży, biskupów, arcybiskupów czy kardynałów, szukając w nich drugiego dna, by stwierdzić: oto Kościół wchodzi w konflikt z PiS. Ale i tak zwana druga strona lubi szukać argumentów na rzecz tezy, że biskupi są sojusznikami obecnej władzy i starają się interpretować różne wypowiedzi jako afirmację konkretnych posunięć politycznych PiS.
Ta instrumentalizacja Kościoła jest niebezpieczna. Wynika z niezrozumienia misji Kościoła. Jego rolą jest dbanie o zbawienie człowieka, a nie sukces wyborczy; głoszenie Dobrej Nowiny, a nie Dobrej Zmiany; zachęcanie do nawrócenia każdego, ale to każdego człowieka, a nie tylko wyborców jakiegoś ugrupowania. Oczywiście drogi Kościoła i polityki się przecinają, ale to nie zmienia faktu, że dotyczą one różnych porządków i różnych rzeczywistości. Ale jest i inne ryzyko. Jeśli politycy chcą być blisko Kościoła, w niezręcznej sytuacji znajdują się ich polityczni oponenci. Mogą spytać, czy znajdzie się miejsce w Kościele również dla tych, którzy głosują na innych polityków. A przecież katolicki znaczy powszechny.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki