Logo Przewdonik Katolicki

Wyspy niepewności

Krzysztof Mielnik-Kośmiderski, Edynburg
FOT. WILL OLIVIER/PAP/EPA. Kolejna z prounijnych demonstracji odbyła się w Londynie 9 września.

Brytyjski rząd ma plan jak po brexicie ograniczyć imigrację. Zmiany nie ograniczają się do wstrzymania napływu nowych obcokrajowców, ale mają też dotknąć tych, którzy już mieszkają w Wielkiej Brytanii.

Ofiarami nowej polityki Zjednoczonego Królestwa mają paść zwłaszcza nisko wykwalifikowani pracownicy z Europy, a to właśnie do tej grupy zaliczana jest większość spośród 916 tys. Polaków żyjących na Wyspach. Ujawnione przez opiniotwórczy dziennik „Guardian” plany zakładają wprowadzenie ograniczenia, wedle którego podjęcie zatrudnienia wymagałoby uzyskania wizy pracowniczej. Upoważnienie wydawane byłoby na okres nie dłuższy niż dwa lata. Tylko wysoko wykwalifikowani obcokrajowcy mogliby liczyć na pięcioletnie pozwolenie na pracę.
 
Szereg restrykcji
Wjeżdżającym do Wielkiej Brytanii nie wystarczałby już dowód osobisty. Na teren kraju mogliby dostać się jedynie za okazaniem paszportu. Dodatkowo miałby zostać wprowadzony system biometrycznych dokumentów dla wszystkich, którzy zamierzaliby zostać tam na okres dłuższy niż kilka miesięcy.
Inne propozycje z ujawnionego dokumentu zakładają przyznanie priorytetowej pozycji na rynku pracy obywatelom Zjednoczonego Królestwa oraz tym spośród obcokrajowców, którzy na Wyspach mieszkają od co najmniej sześciu lat i mogą wylegitymować się statusem stałych rezydentów. Nie znaczy to, że niedogodności brexitu takich osób nie dotkną. Trudności pojawić mogą się zwłaszcza w przypadku woli sprowadzenia do siebie rodzin. Stosowana dziś w prawodawstwie unijnym definicja „członka rodziny” nie zawiera praktycznie żadnych ograniczeń co do stopnia pokrewieństwa obywatela Unii Europejskiej z jego dalszym krewnym, o ile oboje są w stanie przedstawić przekonujące dowody na istniejący między nimi związek. Po brexicie określenie to prawdopodobnie zostałoby zawężone jedynie do partnerów życiowych i dzieci.
Kolejny problem może stanowić próba łączenia par, w których jedna z osób nie pochodziłaby z kraju UE. Wbrew pozorom rzecz dotyczy też naszych rodaków. Jako że Polacy tłumnie zasiedlają Wielką Brytanię od 15 lat, a kraj ten sam w sobie stanowi narodowościowy tygiel, spore grono tworzą osoby, które zawarły związki małżeńskie z obywatelami krajów nienależących do UE. Aby ktoś taki mógł uzyskać prawo do osiedlenia się na Wyspach, mieszkający tu partner będzie musiał wykazać się minimalnym dochodem wysokości 18,6 tys. funtów rocznie. To może okazać się ogromną przeszkodą w łączeniu rodzin, gdyż kwota ta o blisko 3 tys. funtów przekracza średni roczny zarobek uzyskiwany przez pracujących tu Polaków.
 
Wyrazy dezaprobaty
Choć wyciek poufnych dokumentów Home Office, czyli rządowego departamentu odpowiedzialnego m.in. za politykę imigracyjną, początkowo próbowano bagatelizować, kolejne wypowiedzi wysoko postawionych polityków jasno wskazywały nie tylko na autentyczność dokumentu, ale też na fakt, iż prace nad nim weszły w zaawansowaną fazę. Pełniąca w rządzie Theresy May rolę ministra spraw wewnętrznych Amber Rudd przyznała, że plany doprowadziły do sporych podziałów w obrębie partii konserwatywnej. Nawet część polityków frakcji rządzącej miała bowiem określić niektóre z propozycji mianem „drakońskich”.
Ujawnienie planów rządu spotkało się z mocną reakcją środowisk proimigracyjnych, zwłaszcza w Londynie. W miniony weekend kilkadziesiąt tysięcy osób przeszło ulicami miasta w proteście przeciwko opuszczeniu struktur europejskich. Wśród demonstrantów pojawili się m.in. lider Liberalnych Demokratów Vince Cable i były doradca Tony’ego Blaira, Alastair Campbell. W imieniu polskiej społeczności przemawiał zaś Wiktor Moszczyński, znany polonijny aktywista i dziennikarz. Autor książki Polak Londyńczyk w mocnych słowach wyraził wątpliwości wszystkich obcokrajowców zamieszkujących kraj, którzy od 23 czerwca ubiegłego roku zmagają się z pytaniami o sens dalszego przebywania na Wyspach. – Polacy nie żyją już w Wielkiej Brytanii, lecz w państwie pustki, niepewni miejsc pracy oraz przyszłości swojej i swych rodzin. (...) Utknęli między uprzedzeniami i szyderstwami ksenofobicznych prześladowców na ulicach i na stronach „Daily Mail” a biurokratycznym negatywizmem brytyjskiego ministerstwa spraw wewnętrznych – mówił.
 
Mądry Anglik po szkodzie
Gospodarka Zjednoczonego Królestwa zwalnia. Rynki walutowe od kilkunastu miesięcy notują spadki wartości funta, a saldo migracji spadło w ostatnich miesiącach do poziomu najniższego od trzech lat. Zarówno obcokrajowcy, jak i brytyjscy przedsiębiorcy z coraz większym rozgoryczeniem spoglądają w stronę Westminsteru, który zdaje się nie zauważać nie tylko niepokojących zmian gospodarczych, ale również ewoluujących poglądów na imigrację w brytyjskim społeczeństwie. Przeprowadzona przed kilkoma tygodniami ankieta wykazała, że jedna czwarta spośród tych, którzy opowiedzieli się za brexitem, dziś podjęłaby odmienną decyzję.
W obliczu zmiennych nastrojów Brytyjczyków uzasadnionym zdaje się jednak pytanie, czy gdyby już doszło do kolejnego referendum, ludzie rzeczywiście zagłosowaliby inaczej? Zważywszy na fakt, że w ciągu ostatniego roku w Wielkiej Brytanii jednej paradoks goni drugi, można w to wątpić.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki