Logo Przewdonik Katolicki

Miasto ojca Mateusza

Joanna Mazur
FOT. DANIEL ROGALA. Czternastowieczny sandomierski rynek to główne tło serialu "Ojciec Mateusz".

„Mały Rzym” jest dziś bardziej znany z drugoplanowej roli w telewizji niż z zabytków i pięknej historii. Sandomierz to jednak coś więcej niż tło popularnego serialu.

Dworce PKS raczej się zamyka. Nie tutaj. Wysiadam przy świeżo wybudowanym i oszklonym budynku, przed który co chwilę podjeżdża autobus. Podobną metamorfozę przeszedł dworzec PKP. Turystyka kwitnie i zmienia to piękne miejsce. Na lepsze.
Po ponadtysiącletnim mieście siedmiu wzgórz spaceruje się jak po sinusoidzie. Siedem razy w górę i siedem razy w dół. Męczące? Przy tempie spacerowym nie bardzo, jednak na rowerze ksiądz Mateusz może złapać zadyszkę. Urzeka mnie bruk, zupełnie inny niż typowe „kocie łby”. W niektórych miejscach jest niemiłosiernie wytarty. Czy to efekt fali turystów, która od 2008 r. szuka tu śladów ojca Mateusza? Już po roku od rozpoczęcia emisji serialu ich liczba wzrosła o 30 proc. Dziewięć lat temu było tu 215 miejsc noclegowych, dzisiaj jest ponad 2,1 tys., a w ciągu ostatniej majówki przyjechało tu 50 tys. turystów. Aż zabrakło pieniędzy w bankomatach. Podobno powietrze tu jest czyste, a słońca świeci dłużej niż w innych częściach Polski.
Dziś turystów jest niewielu, filmowców jak na lekarstwo. Pewnie mają wakacyjną przerwę. W kolejce czeka może już 250 odcinek. Serial ogląda większość mieszkańców, nawet sam burmistrz stara się być na bieżąco. Rekordowy odcinek oglądało ponad 7 mln widzów.
 
Razem z miastem
Czternastowieczny sandomierski rynek to główne tło serialu. To tutaj można spotkać na planie księdza Mateusza, jeżdżącego na rowerze. To tutaj kapłan pomagał gosposi nosić zakupy i rozmawiał o jej pracy w „Nowinkach Sandomierskich”. Także tutaj spotkał się z policjantami i zdradzoną przez męża dentystką. To w kamienicy z numerem 20 napastnik napadł żonę aspiranta Mieczysława Nocula. To uliczki odchodzące od rynku przemierza najczęściej policyjna kia. To także tutaj Ewa Kobylicka odbiera z pralni sukienkę na ślub przyjaciółki i idzie na kawę z przystojnym sąsiadem. Jak na wielkość miasta rynek jest imponujący. Ten plac o wymiarach 100 na 110 metrów ma jednak specyficzną cechę: jest pochyły. Różnica poziomów dochodzi do 15 metrów. W środku stoi gotycki ratusz i charakterystyczna studnia, przy której odbywa się serialowy targ. To właśnie rynek przekonał do Sandomierza filmowców, którzy odkryli w nim podobieństwo do włoskiego miasteczka Gobio, w którym kręcony był pierwowzór serialu Don Matteo. W pięknym gotyckim ratuszu znajduje się urząd stanu cywilnego i muzeum. To właśnie z tego budynku w jednym z odcinków chciał skoczyć domniemany samobójca w czarnej pelerynie, którego dostrzega ksiądz Mateusz, a który okazuje się zwykłym manekinem.
Aby dojść do rynku, najlepiej przejść przez Bramę Opatowską i dalej ulicą, także Opatowską. To jedna z ulubionych ulic księdza Mateusza. To tutaj mieści się filmowa kolektura, w której pada rekordowa wygrana. To tędy główny bohater często jeździ na rowerze na posterunek policji. Brama jest jedną z największych atrakcji turystycznych. Powstała w XIV w., ma aż 30 metrów wysokości, a na górze taras widokowy. Zaraz obok znajduje się kościół św. Ducha, do którego wejście pojawia się w kilku ujęciach. Budowla z zewnątrz nie zachwyca. Wewnątrz znajduje się kaplica Adoracji Najświętszego Sakramentu. Tabernakulum umieszczone jest w turkusowym ołtarzu. Nad nim zawieszony jest najcenniejszy zabytek w świątyni, figurka Jezusa Frasobliwego z XV w. Przed tabernakulum klęczy siostra jadwiżanka. Kiedy po wyjściu z kościoła pytam ją o Sandomierz, mówi, że miasto nie bardzo ją zachwyca. Pochodzi ze wsi i do niej ma największy sentyment. Budynek świątyni wraz z zabudowaniami powstał w 1222 r. dla zgromadzenia duchaków. W pobliskich budynkach mieścił się pierwszy szpital i przytułek dla najuboższych, dziś znajduje się tam diecezjalny Caritas i „okno życia”.

22380864.jpg
 
Kawa na rowerze
Kilka kroków dalej napotykam na kolejne „odciski palców” serialowego księdza. W pobliskiej kawiarni do płotu przyczepionych jest kilka różnokolorowych rowerów, zapewne wszystkie używane na planie. Obok tabliczka zachęca do robienia zdjęcia. Wzrost liczby lokali gastronomicznych to jeden ze skutków rozwoju turystyki, z której cieszy się miasto –  Dzięki emisji serialu powstało wiele nowych obiektów gastronomicznych i hotelarskich. Co za tym idzie, zostały utworzone nowe miejsca pracy. To nas cieszy najbardziej – tłumaczy Dariusz Socha, kierownik Referatu Kultury, Promocji, Sportu i Turystyki Urzędu Miasta. Ratusz i producenci współpracują na każdym polu. Niedawno służby miejskie pomagały w przestawieniu kiosku prasowego, który przeszkadzał w wykonaniu odpowiednich ujęć. Miasto nie finansuje bezpośrednio serialu, ale funduje np. noclegi dla ekipy filmowej. Serial przyczynił się do powstania nowych obiektów turystycznych: bulwaru nad Wisłą i ciągu pieszo rowerowego łączącego Park „Piszczele”.
Wchodząc na rynek, można dostrzec kolejny serialowy akcent: Świat Ojca Mateusza z figurami woskowymi. Gdzieniegdzie słychać języki obce. Schodząc w dół do katedry, widzę kawiarnię „U Plebana”. Czy przygody sandomierskiego proboszcza mają wpływ na życie duchowe sandomierzan? – Trudno doszukiwać się wpływu serialu na wiarę mieszkańców miasta. Nie sądzę, aby ktoś budował swoją duchowość na przygodach serialowych bohaterów – tłumaczy ks. Tomasz Lis, rzecznik kurii. – W ostatnim czasie w Sandomierzu odbyło się Seminarium odnowy wiary oraz trzydniowa Ewangelizacja Sandomierza, prowadzona przez młodzież i osoby świeckie. To miało na pewno większy wpływ na wiarę ludzi niż serial Ojciec Mateusz.

DSC_1761.jpg

Śladami policji
Serialowa komenda policji przy ul. Żydowskiej to tak naprawdę Urząd Skarbowy. Sceny z komendy są jednak kręcone w studiu. Urząd Miejski przy placu Poniatowskiego pełni rolę sądu. Na komendzie nie ma ani komendanta Oresta Możejki, ani Mieczysława Nocula, ani Przemysława Gibalskiego. Aktorzy i policjanci często spotykają się na planie. – Współpracujemy z twórcami serialu od samego początku, na przykład przy zabezpieczeniu ruchliwych dróg, gdzie kręcone są sceny. Nie inspirujemy jednak scenariusza. Na szczęście w Sandomierzu nie ma tylu przestępstw. Cieszymy się najbardziej z tego, że serial przedstawia obraz policjanta, który jest osobą dobrą i pomocną. To pomaga zwalczać istniejące krzywdzące stereotypy – tłumaczy st. sierż. Paulina Mróz, oficer prasowy sandomierskiej policji. Nie ma żadnych danych, które mówiłyby o tym, czy serial wpłynął na spadek przestępczości. Na pewno jednak ludzie chętnie i życzliwie zwracają się do policjantów na pieszych patrolach. Turyści odwiedzają też komisariat przy ul. Mickiewicza i śledzą z zaciekawieniem sandomierskie radiowozy. Nie ma w mieście policjanta, który nie obejrzałby choć jednego odcinka. Co najbardziej różni rzeczywistość od serialu? Sposób przesłuchań i zatrzymań. Policja ma w rzeczywistości zupełnie inne procedury.

Plebania i kościół
Wpinam się pod kolejną górę. To tutaj stoi kościół św. Józefa, a za nim budujący się klasztor klarysek. To tam ksiądz Mateusz pytał siostry o to, czy ktoś nie ukradł im habitu, podejrzewając, że złodziej się w niego przebrał. Siostry żyją za klauzurą, ale warto odwiedzić pobliski kościół. Wchodząc do środka można mieć dylemat, z czego wykonana jest część prezbiterium. To marmur? Dębowa konstrukcja? Nie. To tylko sprytna malarska iluzja na sosnowych deskach. W ołtarzu kościoła św. Józefa wisi przestrzenny krzyż, ale figury obok są już zupełnie płaskie. W latach 1934–1942 pracował tu bł. Antoni Rewera – jeden z męczenników II wojny światowej. Rzym ma katakumby, a Sandomierz podziemia, które ciągną się pod całym miastem. Właśnie w podziemiach rozgrywają się sceny kradzieży cennych klejnotów z muzealnych zbiorów. W kościele św. Józefa piwnice są pełne grobów zasłużonych mieszkańców. W jednym w pomieszczeń wystawiona jest oszklona trumna. Leży tu służebnica Boża Teresa Morszytynówna. Jej ciało od roku 1698 w niewielkim stopniu uległo rozkładowi, pomimo wilgoci panującej w podziemiach. Zmarła w wieku 18 lat w opinii świętości. Jej proces beatyfikacyjny przerwała II wojna światowa.

18751296.jpg

Ucho igielne
Do katedry docieram ulicą Mariacką. To tu ksiądz Mateusz spotyka się z księdzem biskupem. To na tej ulicy rozmawia z pogodzonym po zdradzie męża małżeństwem architekta i lekarki. W gotyckim budynku z XIV w. moją uwagę zwraca specyficzny kalendarz: 12 obrazów, które symbolizują 12 miesięcy. Na każdym jest tyle postaci, ile dni w danym miesiącu. Wszystkie ponumerowane, dla porządku. W ten sposób łatwo można sprawdzić, jakim rodzajem śmierci się umrze: jak mówi tradycja, wystarczy prześledzić datę swoich urodzin. Mojego numeru nie sprawdzam, wolę niespodzianki.
Ulica Zamkowa prowadzi mnie w dół. Także tutaj spaceruje ojciec Mateusz w najnowszym sezonie. To tutaj zachowała się dominikańska furta, która służyła do wejścia do miasta. Ma kształt „ucha igielnego”, wielbłąd z przejściem przez nią miałby niemały problem. Sandomierz jednak to nie tylko mury i kościoły. To także sady i winnice. Jedna z winnic rozciąga się na całym wzgórzu, na którym położony jest klasztor dominikanów. Ojcowie kilka lat temu wrócili do średniowiecznej tradycji: to właśnie wtedy jako pierwsi otrzymali przywilej dystrybucji wina nadany przez samego króla. Co roku w listopadzie odbywa się tu święto młodego wina. W serialu jedna z winiarni jest świadkiem brutalnego napadu. Obok winnicy mieści się hotel „Dworek Ojca Mateusza”. Właścicielom udało się ominąć obostrzenia na używanie tej zastrzeżonej nazwy – tylko dlatego, że ojciec właściciela faktycznie ma na imię Mateusz.
Mijam klasztor dominikanów i prosto z zabytkowych zabudowań trafiam do wąwozu świętej królowej Jadwigi. Ksiądz Mateusz lubi jeździć tutaj rowerem. W serialu nie jest to jednak bezpieczne miejsce. Grasują tu niebezpieczni przestępcy – przebrany napastnik z nożem grożący dwóm dziewczynom.
Dookoła mnie akacje, lipy, klony i wiązy oplatające korzeniami strome urwisko. W najwyższym punkcie ma ono aż dziesięć metrów. Gdy pada, płynie tu mały strumień. Według legendy królowa często odwiedzała położony w niedalekiej odległości kościół św. Jakuba.
Na ulicach robi się już tłoczno. Od jednego z mieszkańców słyszę, że ludzie naprawdę wierzą, że Artur Żmijewski jest księdzem i pytają o jego parafię. Księdza Mateusza nie spotkałam.




 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki