Zdaję sobie sprawę, że na pierwszy rzut oka ta droga wydaje się jedyną możliwą – mieszkańcy Europy nie znają dnia ani godziny, kiedy ich miasto zostanie zaatakowane przez terrorystów i zginą niewinni ludzie, a pomysłów mogących uzdrowić sytuację ze strony rządzących europejskimi państwami nie widać. Tyle tylko, że to droga donikąd. Skąd ta pewność? Nie bierze się ona tylko z opinii ks. Mirosława Tykfera czy postawy papieża Franciszka. To już od wielu lat stanowisko naszego Kościoła, utwierdzane przez Jana Pawła II i Benedykta XVI.
Ok, ktoś może zarzucić, że także Stolica Apostolska wpadła w sidła poprawności politycznej. Ale tak się akurat składa, że na początku września z papieżem spotkali się przedstawiciele Kościoła w Algierii, przygotowujący się do beatyfikacji męczenników: ofiar islamistów z połowy lat 90., w tym trapistów z Tibhirine, bohaterów filmu Ludzie Boga. – Bardzo nam zależy, żeby nikogo nie zranić, a zwłaszcza naszych braci muzułmanów – powiedział metropolita Algieru. Poprawność polityczna, a może bardzo dobra znajomość tematu, jakże odmienna od tej, jaką posiadamy w Polsce?
A jeśli to Państwa nie przekonuje, to polecam list, jaki półtora roku przed śmiercią napisał o. Christian de Chergé, przełożony zamordowanych trapistów z Tibhirine (można z łatwością go znaleźć w internecie). „Moja śmierć zapewne okaże się argumentem na rzecz tych, którzy szybko zdefiniowali mnie jako naiwnego idealistę” – pisał. Wcześniej zaznaczył, że nie wyobraża sobie, że mógłby się cieszyć z tego, że algierski naród miałby być oskarżony o zamordowanie go. Niedługo zostanie beatyfikowany. I wcale nie za poprawność polityczną.