W 1954 r. znany francuski pisarz François Mauriac zanotował w swoim dzienniku pod datą 2 listopada: „Wybuchła wojna w Algierii”. Było to jedyne wydarzenie, o którym pisał wielkimi literami w liczącym wiele tysięcy stron notatniku. Konflikt zbrojny pomiędzy Francją a algierskim Frontem Wyzwolenia Narodowego trwał do 1962 r. Wojna ta naznaczyła całe życie i powołanie młodego Christiana de Chergé, jednego z męczenników z Tibhirine.
Największy dar miłości
Urodził się w 1937 r. w Colmar, w katolickiej rodzinie prowincjonalnej szlachty o tradycjach wojskowych. Część dzieciństwa spędził w Algierii, gdzie jego ojciec był dowódcą pułku artylerii. Następnie rodzina powróciła do Paryża. Christian ponownie przyjechał do Algierii w 1959 r., już w czasie konfliktu, jako młody oficer. Z pobytem tym związane jest wydarzenie, które mocno wpłynęło na jego dalsze losy. Podczas zasadzki przygotowanej przez partyzantów uratował mu życie algierczyk Mohamed, ojciec dziesięciorga dzieci. Młody francuski oficer obiecał modlić się za niego, na co Algierczyk odpowiedział: „Wiem, że będziesz się modlić za mnie. Ale spójrz, chrześcijanie nie wiedzą, jak się modlić”. Mohameda znaleziono następnego dnia zamordowanego przez nieznanych sprawców. Christian nigdy nie zapomniał człowieka, który uratował mu życie. „W krwi tego przyjaciela, – wspominał później – zobaczyłem, że moje powołanie do naśladowania Chrystusa oznaczało żyć, prędzej czy później, w kraju, w którym został udzielony mi największy dar miłości”. W 1964 r. przyjął święcenia kapłańskie, a w 1969 r. wstąpił do opactwa trapistów i po odbyciu nowicjatu przyjechał po raz kolejny do Algierii.
Modlitwa, praca, pomoc
Klasztor Najświętszej Maryi Panny z gór Atlasu w Tibhirine został założony w 1938 r. przez francuskich trapistów. Żyjący w nim mnisi zajmowali się zgodnie z regułą świętego Benedykta modlitwą i pracą na roli. Wykonywali również proste prace na rzecz miejscowej ludności, jak nauczanie dzieci czy prowadzenie gabinetu lekarskiego. Ideał życia monastycznego nie jest sprzeczny z wykonywaniem tego typu zajęć. Mnichów nawet w sytuacjach radykalnego odejścia od świata, jak ma to miejsce w przypadku pustelników, obowiązuje nakaz głoszenia Ewangelii i czynienia ludzi uczniami Chrystusa. Dokonuje się to jednak w inny sposób niż klasyczna ewangelizacja przy pomocy głoszenia kazań czy organizowania spotkań modlitewnych. Na pierwszym miejscu stawiają świadectwo życia.
Rozsiane po całym świecie wspólnoty monastyczne są milczącym świadectwem Ewangelii. Trapiści w Tibhirine zajmowali się prostymi rzeczami: modlitwą, pracą, pomocą sąsiadom. Ojciec Michał Zioło, polski trapista, który przygotowywał się do wstąpienia do klasztoru w Tibhirine i znał osobiście braci męczenników, w jednej ze swoich książek wspomina historię kopania studni. Ojciec Christian wraz z Mehmedem przez wiele tygodni kopali studnię. Gdy wreszcie trysnęła woda, Christian śmiejąc się spytał: „Kopaliśmy razem, jak więc sądzisz, muzułmańska to woda czy chrześcijańska?”. Mehmed odpowiedział: „Ty dobrze wiesz, że jest to woda samego Boga”. Historia ta w prosty sposób pokazuje jak wyglądało życie tych chrześcijan w muzułmańskim kraju i jak wspólnie poszukiwali oni Boga. W tekście powstałym w 1994 r. mnisi z Tibhirine określali swoją wspólnotę jako grupę „modlących się wśród innych modlących się”. Główną ich misją była modlitwa. Starali się odpowiedzieć na pytanie młodego Mohameda: „Czy chrześcijanie wiedzą jak się modlić?”.
Po wybuchu wojny domowej w Algierii w 1992 r. doszło do eskalacji przemocy wymierzonej w chrześcijan. W grudniu 1993 r. na ścieżce w pobliżu klasztoru odnaleziono ciała zamordowanych robotników jugosłowiańskich, którzy wcześniej uczestniczyli w nabożeństwach świątecznych w kościele trapistów. W tym czasie do klasztoru wtargnął odział partyzantów islamskich, którzy zażądali od braci „podatku rewolucyjnego”. Ojciec Christian, który był przełożonym wspólnoty odmówił, oznajmił jednak, iż klasztor przyjmie wszystkich chorych, którzy się do nich zgłoszą. Bracia zdecydowali, że mimo zagrożenia pozostaną w klasztorze. Odmówili również przyjęcia ochrony wojskowej, zadeklarowali jedynie, iż będą zamykać bramę klasztoru każdego dnia wieczorem i ograniczą kontakty ze światem zewnętrznym. Doskonale zdawali sobie sprawę z zagrożenia, w jakim się znajdowali, pomimo tego, że zachowywali neutralną pozycję w toczącym się w kraju konflikcie zbrojnym.
Jaki dialog?
Czy możliwe jest prowadzenie dialogu z warunkach wojny? Czy w ogóle możliwe jest prowadzenie dialogu z islamem, który przez wielu uważany jest za religię dopuszczającą przemoc? Bracia z Tibhirine uczestniczyli w tym dialogu przede wszystkim na poziomie praktyki życia. Nie przeprowadzali naukowych konferencji ani paneli dyskusyjnych. Przede wszystkim żyli nie obok, ale razem z muzułmanami. Przypatrując się ich życiu i działalności w Algierii, możemy wyróżnić trzy elementy, które wydają się charakterystyczne dla tego typu dialogu.
Przede wszystkim widzimy u nich chęć poznania innej kultury. Ojciec Christian doskonale znał islam i kulturę arabską, wspierał również dialog islamsko-chrześcijański. Posiadał głęboką wiedzę i wielki szacunek dla islamu i kultury arabskiej, znał nie tylko język arabski, ale łacinę, grekę i hebrajski. Było to poznanie skierowane nie na szukanie argumentów przeciwko islamowi lub za islamem, ale poszukujące punktów wspólnych. Bracia starali się poznać tych, z którymi żyli. Kiedy ojciec Christian odwiedził po raz pierwszy byłe opactwo trapistów w Staoueli położone na północy Algierii, podbiegła do niego mała arabska dziewczynka i bez słowa wręczyła mu nie wiadomo gdzie zerwaną różę. Zasuszył kwiat i trzymał jak relikwię w swojej celi.
Drugą charakterystyczną cechą prowadzonego przez nich dialogu była otwartość. Tak specyficzna dla synów świętego Benedykta gościnność, to przede wszystkim widzenie w każdym człowieku dziecka Bożego, stworzonego na Jego obraz i podobieństwo. Zaraz po odnalezieniu ciał zabitych braci świat obiegły słowa testamentu ojca Christiana: „I ty, przyjacielu ostatniej minuty” – zwracał się do swego zabójcy. Nawet w momencie śmierci widział w muzułmanach nie tylko braci, ale przyjaciół.
I trzecia cecha – gotowość do poniesienia ofiary. Dla ojca Christiana kluczowym doświadczeniem było spotkanie z muzułmaninem, który uratował mu życie. Wtedy doświadczył największej miłości. Nie zawsze Bóg wzywa nas do poniesienia ofiary z własnego życia, jednak nie da się prowadzić dialogu, jeśli nie jesteśmy gotowi na zmianę. Często jest ona wyrzeczeniem się czegoś, co jest nam bliskie, chociażby przekonania o tym, że mamy rację.
Świadkowie
Mnisi zostali porwani nocą z 26 na 27 marca 1996 r. Napastnicy, w liczbie około 20 osób, zmusili ogrodnika Mohameda do otwarcia bramy. Atak na klasztor trwał 30 minut. Porwania uniknęły osoby przebywające w domu gościnnym oraz dwaj mnisi, którzy wyjątkowo się w nim znajdowali. 23 maja podano komunikat o śmierci braci. Zostali zamordowaniu dwa dni wcześniej – 21 maja.
Papież Paweł VI mawiał, że świat woli słuchać świadków niż nauczycieli, a nauczycieli wtedy, gdy są świadkami. Świadectwo to często jest niemym krzykiem. Bracia z Tibhirine wybrali milczącą obecność wśród wyznawców islamu. Żyli w duchu innego męczennika z II wieku chrześcijaństwa –Ignacego z Antiochii, który w jednym z listów pisał: „Lepiej milczeć i być, niż mówić i nie być”. Milcząca obecność jest czasem ostatnią barierą stawianą przemocy.