Im bardziej odrażające szaleństwa barbarzyńców, zabijających „niewiernych” w imię religii, tym lepiej smakują słowa arcydzieł, przywracających wiarę w prawdę, dobro i piękno.
Ostatnio raz jeszcze na własnej skórze doświadczyłem, że jest coś takiego jak „przestrzeń dzieł wiecznych” (tytuł jednej z książek naszego wielkiego humanisty Zygmunta Kubiaka); że istnieją dzieła, które skutecznie przywracają wiarę w Sens – wbrew okrucieństwu, głupocie, chaosowi, które potrafią zasiać w człowieku niepokój, zwątpienie i marazm.
Podczas wakacji, gdy docierały do mnie różne niepokojące informacje z kraju i świata, pochłaniałem właśnie Księgę pieśni żałobliwych Grzegorza z Nareku. To niewątpliwie moje wakacyjne odkrycie numer jeden. Powstałe w XI wieku dzieło jest perłą literatury ormiańskiej i uchodzi za syntezę ducha wschodniego chrześcijaństwa. Dzięki Księdze po prostu inaczej patrzy się na świat. Choć minęło tysiąclecie, zachowuje swoje znaczenie literackie – bo jest po prostu piękną poezją, jak i religijne – bo odzwierciedla ponadczasowe niepokoje ludzkiej duszy.
Jak zauważa we wstępie główny tłumacz Księgi Andrzej Mandalian, dzieło pisane z perspektywy sądu ostatecznego jest zarazem mową oskarżycielską i obrończą; wykwitem skrajnej rozpaczy, ale i towarzyszącej jej, wbrew wszystkiemu, nadziei.
Dzieło Grzegorza z Nareku to ciąg 95 Słów do Pana z głębi serca płynących. Pokocha tę książkę każdy miłośnik poezji, a także ci, którzy modlą się słowami Psalmów, odnajdując w nich słowa, które celnie, a do tego w piękny sposób oddają ich własne myśli.
Ale niezwykłość Księgi pieśni żałobliwych polega nie tylko na literackim i duchowym pięknie zapewniającym jej nieśmiertelność, ale także na funkcji, jaką spełniało i spełnia w dziejach narodu ormiańskiego. Choć bowiem, jak podkreśla tłumacz, nie opiewa ona historii Armenii ani też dziejów jej bohaterów, lecz jest księgą pytań i przemyśleń dotyczących ostatecznego przeznaczenia każdego człowieka, to właśnie ona stała się księgą narodową. Jej treść przekazywały sobie kolejne pokolenia Ormian, ucząc się na pamięć całych fragmentów jako znaku przynależności do całej, rozsianej też po świecie, wspólnoty. Swoją drogą, zupełnie niezwykły musi to być naród.
Przed dwoma laty papież Franciszek włączył Grzegorza z Nareku do grona ojców Kościoła. A przed rokiem, będąc w Armenii, nazwał go nauczycielem życia – „bo uczy nas, że trzeba przede wszystkim uznać siebie za ludzi potrzebujących miłosierdzia, a następnie, w obliczu nędzy i ran, które postrzegamy, nie zamykać się w sobie, ale szczerze i ufnie otworzyć się na Pana”.
Księga została wydana po polsku w serii Bibliotheca Mundi w 1990 r., ale można ją łatwo kupić w internecie. Polecam, bo to pierwszorzędna strawa duchowa i estetyczna. I odtrutka na głupotę i zło tego świata.