Jest 18 listopada 1919 r. Od kilku miesięcy trwa wojna polsko-bolszewicka. Front przesuwa się przez Żytomierz. To tam rodzice Zofii Tajber prowadzili przed laty tartak i dobrze prosperującą fabrykę prawideł szewskich. To tam został rozstrzelany przez Rosjan jeden z pracowników zakładu. Drugiemu udaje się uciec. Teraz Zofia wraz z dwoma towarzyszkami chce przedostać się przez granicę na terytorium Polski. Wszyscy odradzają jej ten krok. Granica jest pod stałym obstrzałem z obu stron. Ona jednak się upiera. Dojeżdżają bezpiecznie do rzeki Słucz niedaleko Zwiachla. Od przewodnika wyprawy słyszy: „Proszę się bardzo modlić, by nie spotkała nas bolszewicka straż graniczna, bo mogą w połowie rzeki nas wystrzelać lub cało z powrotem zawrócić i uwięzić!”. Koń i bryczka wjeżdżają do rzeki. Nikt ich nie zatrzymuje. Nie pada ani jeden strzał. We trzy docierają do pewnej parafii. Proboszcz nie dowierza, że jadą do Krakowa, by stworzyć nowe zgromadzenie zakonne. Odsyła je na polski posterunek po przepustkę. Zamiast otrzymać przepustkę, zostają uznane za bolszewickich szpiegów. Grozi im rozstrzelanie. Niespodziewanie do pokoju wchodzi inny oficer. Z entuzjazmem wita się z Zofią i przedstawia jako pracownik z fabryki jej ojca, który uciekł kilka dni wcześniej bolszewikom. To on ratuje przyszłej Matce Pauli życie.
Dzieciństwo
Zofia urodziła się 23 maja 1890 r. w Białej Podlaskiej jako piętnaste dziecko Marii i Rudolfa Tajberów. Rodzice byli niezwykle zamożni – razem prowadzili spore przedsiębiorstwo. W roku 1895 przenoszą się do Żytomierza, gdzie tworzą podobny zakład, zatrudniający ponad 300 pracowników. Byli praktykującymi katolikami. Ojciec był człowiekiem sumiennym i słownym, a żona pilnowała, by nie był zbyt rozrzutny w pomaganiu ubogim. Rudolfa Tajbera poważały władze, pracownicy i inni przedsiębiorcy, którzy zawierali z nim umowy nawet bez podpisu.
Zofia rodziców straciła szybko – matkę w wieku 12 lat, a ojca w wieku 24. Była niezwykle uzdolniona muzycznie. Studiowała grę na fortepianie i śpiew w Warszawie, Berlinie i Kijowie. Interesowała się kulturą i sztuką. Po skończeniu gimnazjum zwierzyła się rodzinie z planów wstąpienia do zakonu. Bliscy zdecydowanie się temu sprzeciwiali. Jeden z braci polecił jej lekturę Voltaire’a i Nietzschego, aby „wybić jej z głowy” życie w zakonie. Jego plan zadziałał: Zofia stała się sceptykiem. Na każdym kroku krytykowała duchowieństwo i Kościół. Porzuciła zupełnie modlitwę. Wierzyła wciąż w Boga Stwórcę, ale praktyki religijne i sakramenty uważała za zabobony dla ludzi o niskim poziomie inteligencji. Stała się skrajną indywidualistką: sama przyznawała, że nie potrafi nawiązywać głębszych relacji. Po ośmiu latach oddalenia od Boga i rozpaczliwym szukaniu sensu życia doszło do momentu ostatecznego rozczarowania. Wybuchła I wojna światowa, obnażając, w opinii Zofii, słabość ludzkiego myślenia.
Powrót
Przełom przychodzi w Wielki Piątek. 2 kwietnia 1915 r. Zofia wchodzi do kościoła pw. św. Aleksandra w Kijowie, aby obejrzeć grób Pański. Interesuje ją jednak nie Jezus czy przeżywanie Triduum, ale dzieło sztuki. Gdy patrzy na grób, ogarnia ją niepokój. Rozgląda się i widzi studentów, widzi ludzi starszych w eleganckich strojach i dochodzi do wniosku, że przyszli tu także ludzie „oświeceni”, którzy teraz klęczą przed kawałkiem chleba. To wtedy doświadcza, podobnie jak św. Paweł, swojego Damaszku i zgina swoje kolana.
„Odczułam niezwykłą, promieniującą siłę, skierowaną z monstrancji wprost na mnie i z tak silnym wpływem miłości, dobra, pokoju i pożądania posiadania mej duszy, osoby, że nie mogłam się oprzeć tej błogiej pociągającej mnie sile miłości, który widać ujrzawszy mnie stojącą przed Nim po tyloletnim odejściu od Niego, chciwie wpatrywał się w moją biedną, zabłąkaną duszę, którą Sobie obrał i przeznaczył za narzędzie do czci Swojej Boskiej Duszy, chcąc mnie przygarnąć do Serca Swego, jakoby marnotrawnego syna” – opisuje ten moment Zofia.
Kilka miesięcy później poznała ks. Ignacego Dubowskiego, późniejszego biskupa łucko-żytomierskiego, który został jej spowiednikiem i zachęcał do regularnej pracy duchowej. Owoce tej pracy były tak duże, że ksiądz poprosił Zofię o prowadzenie dziennika duchowego. W 1918 r. z rąk bp. Dubowskiego Zofia przyjęła sakrament bierzmowania. Wszystko działo się w prywatnej kaplicy biskupa. Do Zofii powróciło pragnienie życia zakonnego.
Którędy droga?
Dwa lata później podczas Mszy św. w Żytomierzu Zofia poprosiła Jezusa, by wskazał jej, w jakim zgromadzeniu ma Mu służyć. Godzinę później w tramwaju zaczepiła ją kobieta, którą znała z widzenia z kościoła. Ta zapewniła ją, że powinno powstać nowe zgromadzenie i ona też chętnie do niego wstąpi. Zofia miała wtedy 29 lat i o życiu zakonnym nie wiedziała zupełni nic. Jezusowi zwierzała się: „Czuję jedno, że prawem tego Zakonu ma być: bezgraniczna miłość do Twojej Najświętszej Duszy. Dwa tylko westchnienia z duszy naszej mają wznosić się wciąż do Boga – miłości i dziękczynienia”.
Podstawą kultu Najświętszej Duszy Jezusa jest fundamentalna dla chrześcijaństwa prawda, że Syn Boży stał się człowiekiem, a więc przyjął ludzkie ciało i duszę. Miłość, dziękczynienie i apostolstwo: to słowa, które określiły więc charyzmat nowego zgromadzenia. Ich ilustracją stał obraz Dusza Jezusa, który powstał w 1957 r. na podstawie modlitewnej wizji. Jezus na obrazie promieniuje i przyciąga do siebie dusze ludzi, którzy są blisko, ale też i tych oddalonych. Widać w nim analogię do obrazu Jezu, ufam Tobie – źródłem światła w obu przypadkach jest Serce Jezusa. Zofia zapragnęła prowadzić do Boga zagubionych. Siostry zaczęły się angażować w działania oświatowe i pomoc najuboższym. Założycielka powtarzała, że klasztor ma być jak elektrownia, z której światło Boga oświetla całe miasto.
Wiara i posłuszeństwo
Po przedostaniu się do Polski Zofia osiadła w Krakowie. Nie miała tam znajomych i przez wiele miesięcy pracowała jako służąca. Wychodziło jej to nie najlepiej, w końcu była córką bogatego fabrykanta. Zgromadzenie Sióstr Najświętszej Duszy Chrystusa Pana powstało ostatecznie w 1949 r. w Krakowie. To tam m. Paula poznała bp. Karola Wojtyłę. Zgromadzenie powiększało się, powstawały ochronki, przedszkola, sklepy i szwalnie, gdzie siostry uczyły kroju i szycia.
Pod koniec życia na m. Paulę przychodzi poważna próba. W czasie przed Soborem Watykańskim II pisma m. Pauli wydawały się zbyt innowacyjne: między innymi ze względu na opisy doświadczeń mistycznych odnoszących się do obecności Jezusa w niej i w każdym człowieku. W 1961 r. niektóre z nich zostają odrzucone, a kard. Stefan Wyszyński zdecydował o zdjęciu jej z funkcji Matki Generalnej zgromadzenia. Z Krakowa posłusznie udała się do domu zakonnego w Siedlcu. Wtedy też ujawnia się jej poważna choroba przewodu pokarmowego.
Kilka dni przed śmiercią 20 maja 1963 r. matka spotkała się z bp. Wojtyłą i poprosiła o błogosławieństwo na godzinę śmierci. Biskup wymawia się, bo takiego błogosławieństwa mógł udzielić tylko papież. Matka Paula nalegała jednak: „A ja wierzę i mocno ufam, że Wasza Ekscelencja nim zostanie”. Wojtyła uległ: „Skoro Matka ma taką wiarę, to udzielam błogosławieństwa”. Potem sam poprowadził jej kondukt pogrzebowy. Określał matkę Paulę jako tę, która chciała być posłuszna. I była posłuszna. W 1981 r. Jan Paweł II zatwierdził założone przez nią zgromadzenie na prawie papieskim. W 1993 r. rozpoczął się jej proces beatyfikacyjny. Dziś w zgromadzeniu posługuje ponad dziewięćdziesiąt sióstr Duszy Chrystusowej na trzech kontynentach.