Logo Przewdonik Katolicki

Zbudował Watykan ze szkła

Monika Białkowska
FOT. ETTORE FERRARI/PAP-EPA. Joaquin Navarro-Valls podczas konferencji prasowej w Watykanie, kwiecień 2005 r.

– Nie myśl o trudzie, ale o tym, co masz zrobić – powiedział mu Jan Paweł II, gdy 4 grudnia 1984 r. Joaquin Navarro-Valls po raz pierwszy stanął w biurze rzecznika prasowego Stolicy Apostolskiej jako jego dyrektor.

Miał 41 lat, kiedy rozpoczął pracę jako korespondent hiszpańskiego dziennika ABC, akredytowany przy Stolicy Apostolskiej. Miał pisać o tym, co dzieje się na Watykanie, we Włoszech i wschodnich krajach basenu Morza Śródziemnego. Jako dziennikarz sporadycznie wyjeżdżał do Japonii czy do Afryki Równikowej, a w czasach pierwszej „Solidarności” bywał również w Warszawie i Gdańsku. Jego kariera się rozwijała, on jednak planował wrócić do Hiszpanii i poświęcić się swojej pierwszej miłości, czyli medycynie. Kiedy podczas jednej z pielgrzymek papież Jan Paweł II oświadczył, że rzecznikiem Watykanu powinna być osoba świecka, dziennikarz Navarro-Valls zareagował entuzjazmem. Nie spodziewał się, że kilka miesięcy później to właśnie on usłyszy propozycję objęcia tej funkcji.
 
Dwie rewolucje
To była rewolucja. Dotąd biurem prasowym Stolicy Apostolskiej zarządzali jezuici. Do dziś w wielu kuriach diecezjalnych dopuszczenie osoby świeckiej na stanowisko rzecznika wydaje się nie do pomyślenia – wystarczy powiedzieć, że 30 lat później w Polsce tylko dwie diecezje, płocka i warszawsko-praska, mają świeckich rzeczników. Na Navarro-Vallsa posypały się nieprzychylne komentarze. Zarzucano mu między innymi zbyt młody wiek (miał wówczas 48 lat). On sam zażądał kolejnej rewolucji: zgodził się objąć nowe stanowisko pod warunkiem, że będzie miał bezpośredni dostęp do papieża, bez żadnych pośredników. Spodziewał się, że nie popracuje na tym stanowisku dłużej, jak dwa, może trzy lata. Przyznał potem, że przez ostatnie dziesięć lat pontyfikatu Jana Pawła II trzy razy zgłaszał swoją gotowość rezygnacji. „Mówiłem, że moją ideą było stworzenie struktury, próba zmiany pewnej mentalności, a potem odejście ze stanowiska. A Jan Paweł II ze swoim poczuciem humoru mówił mi: Jasne, pan się zastanawia. To bardzo interesujące, proszę mi o tym przypomnieć za pięć, sześć lat – wspominał. – Myślę, że bywają takie drogi zawodowe, których nie sposób zaprogramować. Pojawiają się, choć ich nie szukamy. Stają przed nami, mimo iż w naszych planach zawodowych nie liczyliśmy się przedtem z ich możliwością”.
 
Uświęcać codzienną pracę
Zanim trafił jako dziennikarz do Włoch, a potem rzecznik do Watykanu, Navarro-Valls studiował filozofię i medycynę. Jako student grywał również w teatrze, wcielając się między innymi w Hamleta i Romeo. Zrobił specjalizację najpierw z interny, później z psychiatrii. Jako 25-latek obronił doktorat i zaczął publikować prace badawcze. Przez czternaście lat pracował jako lekarz, ale choć kariera stała sprzed nim otworem, on chciał więcej: postanowił studiować również dziennikarstwo.
Nowy kierunek jego życiu nadało spotkanie z Josemarią Escrivą, założycielem Opus Dei. Po tym spotkaniu w 1960 r. Navarro-Valls przyłączył się do tej organizacji, a w 1970 r. przeniósł się do Rzymu, gdzie zamieszkał w jej domu macierzystym. Pozostając świeckim, złożył ślub życia w celibacie. Jednocześnie kontynuował studia psychiatryczne. „Na mapie katolickiej duchowej geografii odkryłem Opus Dei jako szczegółowy plan podróży i moje miejsce w Kościele” – mówił po latach. Przyznawał, że to właśnie Opus Dei nauczyło go, jak uświęcać codzienną pracę, niezależnie od tego, czy będzie nią medycyna, czy dziennikarstwo.
 
Między Kościołem a mediami
Jako świecki rzecznik był pośrednikiem między dwoma światami: światem pracy papieża i światem mediów. Oba rozumiał i robił wszystko, by ich relacje były owocne dla każdej ze stron. Gdy zostawał dyrektorem Biura Prasowego Watykanu, tylko co piąte doniesienie na temat papieża w światowych mediach pochodziło z oficjalnego źródła. Reszta była niepodpisana lub traktowana jako nieoficjalna. Po dziesięciu latach informacje oficjalne stanowiły już 80 proc. wszystkich medialnych przekazów. Watykan zaczął być, jak to nazywał Jan Paweł II, domem ze szkła. Papież pozwolił, żeby media szły za nim wszędzie, również na spotkanie z Ali Agcą czy do szpitala – a rzecznik dbał, by medialny przekaz o tym był na wysokim poziomie. Relacje z dziennikarzami budował na zasadzie wzajemnego zaufania. Wszystkie istotne informacje i dokumenty przekazywał im z 24-godzinnym embargiem, czyli zakazem publikacji przed czasem, by mieli czas na przygotowanie materiałów i komentarzy. W czasie całej jego kariery nie zdarzyło się, by ktokolwiek to embargo złamał. W pilnych przypadkach zdarzało mu się komunikować z nimi również SMS-ami. Sam starał się, by wychodzące z jego biura komunikaty były nie tylko aktualne, ale i ciekawe. Na nadsyłane z całego świata pytania dziennikarzy odpowiadał natychmiast, a nie – jak zdarzało się wcześniej – po kilku tygodniach. Z myślą o dziennikarzach z różnych stref czasowych uruchomił również czynne całą dobę wirtualne biuro prasowe. Nigdy nie dzielił ich na „swoich” i „obcych”: żadnym mediom nie odmawiał pomocy.
 
Dyplomata i przyjaciel
Dla Jana Pawła II był nie tylko rzecznikiem. Papież ufał mu i powierzał nawet delikatne misje dyplomatyczne, umożliwiające papieżowi stawianie kolejnych kroków. Niektórzy porównywali go do Jana Chrzciciela, który swoim słowem przygotowywał drogę Jezusowi.
To Navarro-Valls w 1988 r. pojechał do Michaiła Gorbaczowa z listem, w którym papież prawdopodobnie wyrażał chęć odwiedzenia Związku Radzieckiego. To on w 1997 r. wynegocjował z Fidelem Castro zgodę na obchodzenie w kraju świąt Bożego Narodzenia – po raz pierwszy od rewolucji. Dzięki niemu również księża i siostry zakonne, chcące pracować na Kubie, otrzymały od kubańskich władz wizy wjazdowe, a kubańczycy z okazji wizyty papieża mieli sześć godzin wolnych od pracy.
Ale Navarro-Valls był i zwyczajnie przyjacielem papieża, któremu towarzyszył w pracy, w podróżach, na wakacjach czy w szpitalu. Zachował przy tym niezależność: nigdy nie starał się przypodobać papieskiemu otoczeniu, nie uczył się wymawianych z trudem po polsku „szczęść Boże” czy „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” (przypominał w tym zresztą innego przyjaciela papieża, kard. Josepha Ratzingera). W biurze prasowym nie zatrudnił żadnego Polaka, co odróżniało je od innych agend i instytucji papieskich.
 
Nie brakuje mi papieża
Długo trzeba szukać w internecie zdjęcia, na którym nie ma garnituru. Jest tylko jedno: gdy spotyka się z papieżem Benedyktem i oboje są już emerytami. Był człowiekiem niezwykłej kultury i erudycji. Budził zaufanie, w trudnych sytuacjach okazywał spokój i kompetencję. Taki również – spokojny i kompetentny – był wówczas, gdy w kwietniu 2005 r. mówił o powolnym umieraniu papieża. Wtedy również po raz pierwszy publicznie odsłonił swoją wrażliwość, był wyraźnie wzruszony. Na pytanie, co czuje, ze łzami w oczach odpowiedział: „Myślę, że moje uczucia nie mają tu większego znaczenia. Z pewnością jednak podczas tych 26 lat nie widziałem jeszcze papieża w tak złej kondycji”.
Nawet wtedy, w tych trudnych dla siebie dniach, Navarro-Valls nie skupiał jednak uwagi na sobie. Nie przestał być profesjonalistą. Zapowiedział, że biuro prasowe Watykanu pozostanie otwarte całą noc, a w razie pojawienia się kolejnych ważnych informacji agencje otrzymają je również drogą elektroniczną. Gdy za ścianą umierał jego przyjaciel, on nadał dźwigał odpowiedzialność za zadania, które tamten mu powierzył.
Kiedy jedna z dziennikarek na konferencji prasowej po śmierci papieża zapytała go, czy brakuje mu teraz Jana Pawła II, odpowiedział: „Nie. Przedtem rozmawiałem z nim prawie codziennie godzinę lub dwie, w zależności od okoliczności, teraz mogę z nim rozmawiać 24 godziny na dobę”.
Teraz rozmawiają już bez przeszkód: Joaquin Navarro-Valls zmarł 5 lipca w Rzymie.
 
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki