Logo Przewdonik Katolicki

Chrześcijaństwo bez kompleksów

Anna Sosnowska
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE. Anna Sosnowska Redaktor naczelna portalu Aleteia.pl

Kilka dni temu zupełnie niechcący stałam się odbiorcą prowadzonej w centrum Warszawy ewangelizacji ulicznej.

Nie wiem, kim była osoba – jak to się w naszym slangu ładnie mówi – dająca świadectwo, ale po kilku minutach przymusowego wysłuchiwania „dobrej nowiny” (kiedy ten autobus wreszcie przyjedzie!?) miałam ochotę skulić się w sobie i zatkać uszy. Zakładam, że autor słów chciał po prostu sięgnąć po „wstrząsowe” metody głoszenia, w przekonaniu, że te są bardziej skuteczne. Ja jednak – zamiast przekazu o Jezusie – słyszałam głównie agresję, a tego nie kupuję.
Nie o takim więc chrześcijaństwie myślę, kiedy zastanawiam się nad chrześcijaństwem bez kompleksów.
Tak się jakoś poskładało, że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy miałam szczęście poznać wielu ludzi, którzy: są niesamowicie inteligentni, absolutnie profesjonalni w swoich dziedzinach, mają nosa do społecznych trendów, dbają o ciągły rozwój, znają się na robieniu biznesu, a do tego jeszcze realizują swoje pasje. Nie można zarzucić im bezrefleksyjności, braku mądrości, nieumiejętności dogłębnej analizy rzeczywistości. A jednak – mając to wszystko – decydują się na świadome i zaangażowane bycie w Kościele.
To nie jest wybór „biedaka”, który nie ma innych opcji na stole, więc z braku laku pocieszy się przynajmniej wiarą w dobrego i miłosiernego Boga (oczywiście to potworne uproszczenie, bo ostatecznie każdy z nas – niezależnie od statusu społecznego – i tak jest przed Bogiem takim biedakiem…). To wybór „królów życia” (oj, oberwałoby mi się za to określenie!), którzy swój cenny czas mogliby spędzać zupełnie inaczej niż na adoracji czy Eucharystii, a jednak „tracą” go z Niewidzialnym i Niepojętym.
Czasem odnoszę wrażenie, że my, „zwykli” chrześcijanie, daliśmy się mentalnie zamknąć w szafie, bo być może trochę uwierzyliśmy w argument, że wiara to rzecz dziecinna i kultywowanie jej w dorosłym życiu jest mało poważne, albo obawiamy się posądzenia o dewocję i prowadzenie prywatnej krucjaty. A to zupełnie nie o to chodzi.
Chodzi o pokazanie naszego życia takim, jakie ono – w całości – jest. Często z nieskrywaną dumą deklarujemy: kocham męża/żonę/dzieci; kocham moją pracę; kocham moje hobby. A gdyby wśród tych komunikatów – w zupełnie naturalny sposób – pojawił się i ten: kocham Boga, On jest dla mnie ważny? Bo jeśli to fakt, jeśli to rzeczywiście istotny element mojego życia, to dlaczego miał(a)bym to ukrywać? Czego się tu wstydzić?
Często w religijnych, mniej lub bardziej oficjalnych debatach zastanawiamy się, jak zatrzymać w Kościele ludzi kończących studia, wychodzących z duszpasterstw i rzucających się w wir dorosłości. Może właśnie tak: wskazując im osoby, które w swoim dorosłym, niezależnym życiu jednak świadomie wybrały wiarę, bo – jak pokazuje ich przykład – w całym kalejdoskopie „dorosłych”, najważniejszych spraw jest także bardzo naturalne miejsce dla Boga.

 


Anna Sosnowska redaktor naczelna portalu Aleteia.pl. Fanka swojego męża Krzysztofa, miłośniczka słońca, włoskiej kawy, a także poezji Wisławy Szymborskiej, której zawdzięcza ważną życiową lekcję: im prościej tym lepiej.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki