Ks. Henryk Seweryniak: Ależ on z całej wielkiej teologii wcale nie rezygnuje! Nie kwestionuje jej. Mówi raczej: „Zaprzęgnijmy tę wielką teorię na służbę rzeczy naprawdę ważnych”. Wszystko, co wypracowane przez wieki, nie jest niepotrzebne. Ma służyć. Ale tylko służyć, a nie być w centrum. Ani teologia, ani tradycja nie jest Bogiem.
M.B.: Ale widzi Ksiądz w nim wielkiego teologa? Jan Paweł II był wielkim filozofem. Benedykt XVI jest naprawdę wielkim myślicielem. Ale papież Franciszek…? Jaki z niego teolog…?
H.S.: Nie żartuj! Człowiek, który codziennie takie kazania mówi? Albo weź sobie choćby adhortację Amoris laetitia. Ile tam jest solidnej teologii biblijnej! Nikt mi do tej pory tak nie wyłożył teologii Hymnu do miłości św. Pawła, jak właśnie Franciszek. Nikt! Strofa po strofie, pięknie, czytałem to z wypiekami na twarzy! Wszyscy skupiają się na tych fragmentach, które wywołują kontrowersje i wokół których toczy się wielka dyskusja. Mało kto widzi tę doskonałą teologię, i św. Tomasza, i św. Augustyna, którzy są tam wpisani.
M.B.: Ale te kontrowersyjne fragmenty wywołały naprawdę dużo zamieszania. Papież, który pisze, że ciężar grzechu nie musi być obiektywny, że zależeć może od okoliczności? Który nie kwestionuje niektórych interpretacji tego dokumentu, które dopuszczają możliwość udzielania sakramentów ludziom, żyjącym w powtórnych związkach? Który mówi, że nie należy oczekiwać od Magisterium Kościoła rozstrzygnięcia każdej kontrowersyjnej kwestii? Znajomy ksiądz w zapale głoszenia do dzieci orzekł kiedyś z ambony, że „z pustego nawet Pan Bóg nie stworzy”. Nie ma Ksiądz wrażenia, że papież też czasem rzuci jakieś zgrabne zdanie, bez głębszej refleksji, nie przewidując teologicznych konsekwencji? A potem całe jego otoczenie musi się gimnastykować, żeby go jakoś wytłumaczyć?
H.S.: Bez refleksji? Jestem głęboko przekonany, że on to robi absolutnie świadomie! Duch Święty nie wybrałby przez kardynałów kogoś, kto mówi bez refleksji! Papież wie, że będzie wokół tego dyskusja. I tej dyskusji właśnie chce! Myślisz, że nie wie, jaki szum się zrobi, kiedy tak a nie inaczej powie o osobach żyjących w powtórnych związkach? Że nie jest świadomy, jakie będą reakcje na powiedzenie o możliwości zniesienia obowiązkowego celibatu? Doskonale wie! Wie i mówi: spróbujmy, zobaczymy, rozeznajmy, czy nie powinniśmy czegoś tu zmienić.
M.B.: Zmienić? Ale dlaczego? Dlaczego zmieniać coś, co jest dobre, ważne – a na dodatek w czasach, kiedy Kościół potrzebuje być coraz bardziej jednoznaczny? Przeciwnicy powiedzą, że takie działanie to występowanie wbrew nauce Kościoła! Nic dziwnego, że tyle płynie głosów krytyki wobec papieża…
H.S.: Bo dyscyplina czy prawo to sprawy wtórne wobec Jezusa i Jego Ewangelii. Pojawiły się, żeby służyć przekazywaniu Ewangelii, ale nie ją zastąpić. A krytyka? Tak szczerze, od kogo ją słyszysz? Od księży głównie, prawda? Bo Franciszek rezygnuje z patosu, rezygnuje z całej tej nadętej otoczki. Nie chce takiej władzy: ani władzy nad sumieniami, ani ziemskiej władzy. Jest charyzmatykiem, prorokiem.
M.B.: Jest charyzmatykiem, prorokiem, owszem. On skupi się na Ewangelii, na drugi plan odsuwając przywileje papieskiej władzy i oczyszczając kościelne zwyczaje. I go zrozumiemy, i zachwycimy się! Ale jeśli po nim przyjdzie ktoś, kto nie będzie miał takiej charyzmy, co wtedy? Z czym zostanie? Na czym się oprze? Słaby, zapomniany papież w jakimś hoteliku na obrzeżach Watykanu, u którego nikt już nie zabiega o prywatne audiencje, którego rola ogranicza się do robienia sobie selfie z pielgrzymami?
H.S.: O to bym się naprawdę nie bał. Przynajmniej od Jana XXIII, jeśli nie wcześniej, nie było papieża bez charyzmy. Franciszek jest prosty, chodzi w starych butach, pałace go odstręczają, to jest piękne! A jak chodził św. Piotr?! Wyobrażasz go sobie w pałacach, lektykach, złotych ornatach? Franciszek chce to zostawić. Woli być blisko ludzi. A najładniejsze w tym wszystkim jest to, że jemu się chce. Że ma na to wszystko siłę. Podziwiam to, bo ja bym nie dał rady. Ale to zewnętrzne formy. Cała rzecz u Franciszka idzie o to, od czego zaczęłaś: o sumienie. On tak po jezuicku wyczuwa, że w gruncie rzeczy najważniejsze sprawy rozstrzygają się nie w dokumentach, nie w prawie, ale w sumieniu człowieka. I mówi: „Nie zastępujmy sumienia!”. Na tym polega rozeznawanie. Na tym, że nie wydaję wyroków, bo nie jestem sumieniem drugiego człowieka. Nawet jeśli jestem papieżem.
M.B.: Co w takim razie Franciszka najlepiej definiuje? Że odróżnia istotę chrześcijaństwa od tego, co wyrosło później? Że pyta: co nam dały te wszystkie teologiczne traktaty, skoro wciąż nie umiemy żyć jak uczniowie Jezusa? Że pierwsze dla niego jest spotkanie z Jezusem w sumieniu, dopiero z tego wyrasta cała reszta?
H.S.: Ależ oczywiście! Tu jest klucz! On wciąż mówi o rozeznawaniu. Po włosku to słowo oznacza nie tylko samo rozeznanie, ale też rozróżnianie. To jest to najważniejsze, co się dokonuje w sumieniu człowieka: odróżnianie dobra od zła, w każdej, konkretnej, życiowej sytuacji. Za tym idzie dalej towarzyszenie – nasze, Kościoła, każdego księdza z osobna towarzyszenie człowiekowi.
M.B.: To towarzyszenie też jest ważne. Bo w zachwycie nad sumieniem łatwo zapomnieć, że to bardzo wrażliwy instrument. Z jednej strony domaga się posłuszeństwa, ale z drugiej łatwo go rozstroić. Nie wystarczy sumienia słuchać. Trzeba o nie dbać, żeby nie było błędne, kontrolować, obiektywizować, żeby zła nie zaczęło nazywać dobrem…
H.S.: Wszystkie dokumenty czy wielka teologia właśnie mają temu służyć, dlatego nie wyrzucamy ich do kosza. I Kościół, i ksiądz też ma być pomocą dla człowieka, żeby ten się nie pogubił. A Franciszek tylko przypomina, że ani dokumenty, ani ksiądz nie mogą decydować za drugiego człowieka. Towarzyszenie to fantastyczna robota. I jestem czasem na siebie zły, że sobie trochę odpuściłem to bycie z ludźmi.
M.B.: Ja tu jestem. I może ktoś nas czyta?
Ks. prof. Henryk Seweryniak
prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce
Dr Monika Białkowska
doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka Przewodnika Katolickiego