Logo Przewdonik Katolicki

Uczymy się rozumieć Europę

Piotr Zaremba
FOT. MAGDALENA KSIĄŻEK. Piotr Zaremba zastępca redaktora naczelnego „wSieci”.

Wybór nowego prezydenta Francji został przyjęty entuzjastycznie przez polskie środowiska liberalno-lewicowe, a z nieskrywaną złością przez kręgi konserwatywne.

Te pierwsze widzą analogię z Polską, zapominając, że różnimy się zasadniczo od Francji. Te drugie, zapominały, że Francja i Francuzi różnią się zasadniczo od nas. Wizja zachodniej Europy, w której liberalna polityka rozpada się jak domek z kart okazała się co najmniej przedwczesna.

Po stronie polskiej liberalnej lewicy (zaliczam do niej w tej chwili już chyba całą Platformę Obywatelską) pokutuje wizja nieuchronnego ładu, na który skazana jest cała Europa. Ci, którzy się z tego ładu wyłamują, są wybrykiem natury skazanym na porażkę. W efekcie, kiedy Emmanuel Macron w imię czysto francuskich interesów ekonomicznych i własnej wyborczej strategii beszta Polskę, ludzie ci przyjmują to z otwartym entuzjazmem. Pomijając już wszystko inne, pogrążają się w oczach znacznych grup Polaków. Ale też naprawdę uwiarygodniają rzucane na nich epitety. Występują jako reprezentanci zagranicy wobec krnąbrnych rodaków. I dotyczy to tak zdawałoby się rozsądnych, zimnokrwistych graczy jak Rafał Trzaskowski.

Trudno z kolei powiedzieć, że polska prawica, w każdym razie jej większość, jakoś szczególnie kibicowała Marine Le Pen. Trafnie wyczuwano, że jej geopolityczna wizja Europy jest mocno sprzeczna z polskim interesem. Ale przyjmowano, że nadciąga jakaś swoista „kara Boża” za wszystko, od naiwnej polityki imigracyjnej po hołdowanie biurokratycznej arogancji wewnątrz Unii Europejskiej. „Bożym biczem” miała być właśnie liderka Frontu Narodowego.

Tymczasem z wielu powodów Macron pasuje bardziej i do francuskiego charakteru narodowego, i do przemian, jakie to i inne społeczeństwa europejskie przeszły w ostatnich latach. Możliwe, że Macron zapowiada przedłużenie permanentnego kryzysu Europy, ale możliwe też, że częściowo pomoże się z niego wykręcić. Za pomocą śmiałych decyzji albo może i zwyczajnych sztuczek – okazuje się równie sprawnym populistą jak jego przeciwnicy. Wiele razy w dziejach świata okazywało się, że rzekomo nieuchronna prawidłowość okazywała się nie taka znów nieuchronna. Tak może być i tym razem.

Mnie jednak bardziej martwi co innego: to, że strony wielkiego ideowego sporu w Polsce komentują takie zdarzenia jak wybory we Francji w poetyce memu i że jest to dla nich coś naturalnego. Taką mamy popkulturę, a polityka coraz częściej okazuje się jej częścią. Gorzej, że w poetyce memów przemawiają także politycy. Zarówno ci, którzy wygrażają prawicy, wskazując na Macrona jako na wielkiego ojca, który „pokaże Polakom, jak mają żyć”. Jak i ci, którzy ledwie skrywają, a czasem nie skrywają, pogardy dla Zachodu. Przekonani, że można z nim rozmawiać tym samym językiem co z przeciwnikami w Polsce. Nie stawiam znaku równości między jednym i drugim. Dobrze, że Polacy nie postępują niewolniczo za „panią Francją”. To dylemat wobec którego stajemy co jakiś czas. Jeśli okazujemy duchową suwerenność, to tym lepiej. Warto jednak, aby prawicowcy w Polsce, zwłaszcza ci, którzy mają jakiś wpływ na rzeczywistość, uświadomili sobie inną prawidłowość. Zachodnia Europa jest i będzie nam potrzebna. Łącznie, a nawet na czele z drażniącą, arogancką Francją. Nie musimy się jej podlizywać, ale powinniśmy uczyć się ją rozumieć. Bez tej umiejętności spodziewam się serii bolesnych rozczarowań.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki