Logo Przewdonik Katolicki

Festiwalowe życie

Natalia Budzyńska
FOT. JAKUB CZAJKOWSKI/FOTOLIA. Supraśl.

Czytam, że Roman Gutek stawia na slow i organizuje nowy festiwal filmowo-artystyczny, podczas którego nie trzeba będzie oglądać kilku filmów dziennie i frustrować się tym, że na ten najciekawszy nie ma już biletów.

Często bywam na różnego rodzaju festiwalach – od muzycznych przez filmowe po literackie. Obserwuję, że z roku na rok rozrastają się do nieprawdopodobnych rozmiarów. Już dawno żadnemu organizatorowi nie wystarcza przysłowiowa jedna scena. Równocześnie odbywają się na przykład dwa koncerty na dwóch scenach. Albo nawet trzy. Muszę wybierać: albo decyduję się na jeden zespół, albo mam problem, bo zdarza się i tak, że w tym samym momencie występują artyści, których chciałabym zobaczyć i posłuchać, no ale przecież się nie da.
Od niedawna to samo dzieje się na festiwalach literackich, które coraz bardziej upodabniają się do muzycznych. W ogóle festiwalowość zaczyna polegać na tym, że wszystkiego jest po trochu. Literackie na przykład mają równoległe spotkania z pisarzami i do tego jeszcze koncercik. Kilka dni temu na Facebooku jedna pisarka żaliła się na organizatorów festiwalu literackiego, że ma prowadzić spotkanie autorskie z inną pisarką, a w tym samym czasie pod teatrem, w którym owo spotkanie ma się odbywać, grać będzie zespół, którego ona by sama chętnie posłuchała. Poza tym słusznie się obawia, że ludność zmuszona do niełatwego wyboru postawi raczej na koncert na świeżym powietrzu niż spotkanie z pisarkami. Jej frustracja jest zrozumiała z punktu widzenia wykonawcy, bo się martwi, kogo wybierze publiczność, a nikt nie lubi publicznością się dzielić, szczególnie jeśli ten podział wypada na jego niekorzyść. Sfrustrowana może być także publiczność, która nie ma daru bilokacji…
W przypadku festiwalu filmowego Nowe Horyzonty sal jest znacznie więcej, filmów także. Owszem, grane są kilkakrotnie w ciągu festiwalowych dziesięciu dni, ale i tak, żeby obejrzeć te najgorętsze trzeba się mocno postarać. Internetowy system rezerwacji wymaga wczesnej pobudki i dużego szczęścia. A potem cały dzień siedzi się w kinie niemal non stop, bo poczucie, że umyka coś ważnego jest nieprzyjemne. Dla tych, którzy chcą zwolnić i dość mają nadmiaru Roman Gutek proponuje Podlasie. Najwyżej dwa filmy dziennie, i to takie z wyjątkową, powolną akcją, niekoniecznie nowości, jakiś koncert, niezbyt głośny, wystawa, rozmowa z pisarzem, a nawet teatr (Wierszalin). I dużo spacerów i spotkań przy jarmużowym koktajlu. No dobra, niech będzie kawa. I piwo – ale z małego lokalnego browaru. Do Supraśla można zajrzeć kiedy tylko się zachce, bo Podlasie Slow Fest trwa od 1 lipca do połowy września.
 

 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki