Oczekujący tam grzesznicy, których symbolizują pierwsi rodzice, wyciągają ręce do Zbawiciela, prosząc Go o miłosierdzie. Na fragmencie ikony, którą umieściiśmy na okładce świątecznego „Przewodnika”, wszystkie postacie znajdują się na tle kręgów, które niejako zapadają się w ciemność. Obraz pogłębiającego się nasycenia błękitu kolorem czarnym ma wymowne znaczenie. Obietnica niebiańskiego przebywania z Bogiem, z powodu grzechu Adama i Ewy, przechodzi w czerń ludzkiej samotności. Warto zwrócić uwagę, że Chrystus nie woła upadłych ludzi z daleka, aby sami z niej wyszli, ale idzie do środka tej ciemności, z której chce ich wyprowadzić. Chwyta ich za ręce i podnosi. Przekonuje nas trzymany przez Niego krzyż, który jest metaforą duchowej drabiny, po której zszedł na sam dół.
Bóg chrześcijan nie jest złotym cielcem, który trwa nieporuszony. Jest pasterzem szukającym owiec i ofiarnym barankiem, który wylewa własną krew. Nie jest jak bogini Temida, która ma zawiązane oczy, aby wymierzać sprawiedliwą karę. Sądzi człowieka ukrzyżowany Chrystus, który patrzy na tego, którego oskarża grzech. Jego spojrzenie jest czułe i wyraża pragnienie, aby karę wziąć w całości na siebie.
Wszystko, co piszę, wydaje się takie oczywiste. A jednak. Gdyby było bezdyskusyjne, nie byłoby zgorszenia postawą papieża Franciszka, który obmywa więźniom nogi, nie odróżniając ich przynależności religijnej. Nie byłoby tego „świętego” oburzenia, że chce czule towarzyszyć ludziom poranionym grzechem. Nie byłoby oskarżeń, że idąc na peryferie, może się pobrudzić.
Życzę więc wszystkim radości z odkrycia i naśladowania Chrystusa miłosiernego. Nie tylko Tego, który w Wielki Piątek umarł i w Niedzielę Wielkanocną zmartwychwstał, ale także Tego, który w Wielką Sobotę zszedł z miłością do „piekieł” ludzkiej egzystencji.