Logo Przewdonik Katolicki

Piramida w rozsypce

Dorota Niedźwiecka
FOT. MARCIN OBARA/PAP. Centrala Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Warszawie.

ZUS przypomina dworcową przechowalnię bagażu. Przychodzi gość i zostawia walizkę. Inny gość ją odbiera. Problem polega na tym, że coraz mniej jest tych, którzy przynoszą walizki.

Syn Renaty z pracy na etat przeszedł właśnie na pracę na umowy o dzieło. – Szkoda, bo nie odkłada na emeryturę – martwi się kobieta. Niepotrzebnie. Syn ma 28 lat i zanim osiągnie wiek emerytalny, emerytur z ZUS-u nie będzie. Syn, podobnie jak miliony młodych ludzi, staje przed wyzwaniem, by w inny sposób zabezpieczyć sobie byt na starość. To także zadanie dla społeczeństwa: by na miejsce systemu, który już nie działa, wprowadzić nowe, lepsze.

Emerytura Bismarcka
Pomysłodawcą europejskich systemów emerytalnych był Otto von Bismarck, kanclerz Niemiec. Pod koniec XIX w. stworzył model: młodzi ludzie wpłacali państwu pieniądze, które miały być wypłacane ludziom starszym. To był dla państwa dobry interes: emerytury wypłacano po 70. roku życia, a przeciętny Niemiec dożywał… 45 lat. Od tamtej pory liczba emerytów zdecydowanie wzrastała, a system stawał się coraz bardziej niewydolny.
– Europejski system emerytalny to klasyczna piramida, polegająca na tym, że ci, którzy do systemu wchodzą, płacą na tych, którzy w systemie są od dawna – wyjaśnia mec. Jacek Wilk, poseł Kukiz ‘15, wiceprezes Kongresu Nowej Prawicy. – Dopóki czubek piramidy jest wąski, a podstawa szeroka, system działa i przynosi duże zyski. Jednak każda piramida z czasem się załamuje: ponieważ w wyniku rotacji jej podstawa się zmniejsza, a wierzchołek poszerza.
W wypadku ZUS-owskim przybywa emerytów, a ubywa młodych (do dzietności, która zapewniałaby zastępowalność pokoleń jest nam niestety daleko). W efekcie składki emerytalne od pracujących są mniejsze niż wydatki na emerytury. – ZUS jest bankrutem – wyjaśnia Michał Marusik, europoseł grupy Europa Narodów i Wolności, zrzeszających europosłów prawicowych i sceptycznie nastawionych do Unii. – Mimo to od ponad 20 lat reanimujemy system, który nie działa. Kolejne rządy nie decydują się, by podjąć problem i przeprowadzić państwo przez zmianę systemu emerytalnego. Nic dziwnego: to przedsięwzięcie trudne ekonomicznie, społecznie i politycznie. Na zachodzie Europy sytuacja wygląda podobnie: systemy emerytalne zbankrutowały już dawno, tylko nikt nie ogłosił ich upadłości.

Majątek narodowy powraca
Rzadko mówi się o tym głośno. Nad rozwiązaniami debatują w swoich środowiskach przedstawiciele konserwatywnego liberalizmu. Ich mniej lub bardziej skonkretyzowane wizje  uświadamiają, w jak wielu kierunkach możemy wprowadzać zmiany.
– Jednym z rozwiązań jest tzw. emerytura obywatelska. Polega na tym, że wszyscy dostają mało i po równo, mając możliwość dodatkowego ubezpieczenia – wyjaśnia Janusz Szewczak, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych, poseł PiS. –  Jestem jej przeciwnikiem, bo po pierwsze: bez względu na to czy ktoś pracował ciężko czy „leżał pod chmurką” jest w niej traktowany tak samo. Po drugie: nie zarabiamy tyle, by ubezpieczać się dodatkowo w innych filarach.
Janusz Szewczak proponuje stworzenie nowej instytucji: Państwowego Banku Emerytalnego, który zarządzałby pieniędzmi obywateli na emerytury. Początkowy kapitał dla banku pochodziłby ze sprzedaży nieruchomości należących do ZUS i był dokapitalizowany lokatą Narodowego Banku Polskiego i obligacjami skarbu państwa. Różnica w stosunku do ZUS-u byłaby fundamentalna, bo pieniądze nie płynęłyby od razu do emerytów, ale bank inwestowałby je i pomnażał.

Sami o sobie
Podstawą wszelkich zmian jest zniesienie obowiązku ubezpieczeń społecznych, w tym emerytalnych – uważa Michał Marusik. – Każdemu obywatelowi należy się szacunek do jego wolności i samostanowienia. Stąd budowanie innego kołchozu zamiast „kołchozu ZUS-owskiego” nie jest rozwiązaniem – wyjaśnia. Michał Marusik stoi na stanowisku, że każdy człowiek ma prawo do samostanowienia o sobie i swojej przyszłości – także w kwestiach finansowych. Oczywiście, jako obywatele będziemy tworzyć firmy ubezpieczeniowe na własny koszt i odpowiedzialność. Rolę państwa w tej koncepcji ograniczyłoby się do zapewnienia takiej ochrony prawnej obywatelom, by działalność ubezpieczeniowa odbywała się w sposób uczciwy.
Dla prof. Roberta Gwiazdowskiego, byłego prezesa ZUS i dla Zbigniewa Jarząbka, przedsiębiorcy i prezesa fundacji Akademii Patriotów rozwiązaniem jest rozwój polskiej przedsiębiorczości. – Tym, którym płacili przez całe życie składki, nazywane myląco „składkami emerytalnymi”, uczciwie trzeba płacić – mówią. – Pozostałym: jasno powiedzieć, że dostaną tzw. emeryturę obywatelską. Czyli po mało i dla wszystkich tyle samo. O resztę sami będą musieli się zatroszczyć.
Prof. Gwiazdowski wyjaśnia, że nie jest rozwiązaniem, postulowane przez niektórych, dodatkowe opodatkowanie najbogatszych. Jest ich w Polsce zaledwie 2,5 proc. I gdybyśmy nawet zabrali im wszystko, wystarczyłoby na połowę tego, co płaci się w ZUS-ie podczas jednej płatności. A płatności w ZUS-ie są cztery w jednym miesiącu.

Znikające pieniądze
Biorąc pod uwagę przede wszystkim kwestie ekonomiczne prof. Gwiazdowski proponuje dwa równoległe rozwiązania. Pierwsze, doraźne, to przyjmowanie takich migrantów, którzy są Polsce bliscy kulturowo – czyli nie stanowią zagrożenia dla przyjętego w naszym kraju porządku i podejmują pracę.  Drugie, dalekosiężne, to przekształcenie polityki podatkowej na korzystną dla pracownika i pracodawcy. – Mamy niebywały potencjał. Polskie przedsiębiorstwa generują 3/4 dochodu narodowego – podkreślają prof. Gwiazdowski i Zbigniew Jarząbek, postulując taką zmianę prawa podatkowego, która wspierałaby nie obcy – jak to się działo do tej pory – lecz krajowy kapitał. Wobecnym systemie podatkowym kolosalnych strat doświadczają i przedsiębiorca, i pracownik. Weźmy taki przykład: pracodawca zapłacił pracownikowi (wraz z kosztami, które płaci państwu jako pracodawca i które potrąca dla państwa z pensji pracownika) 4830 zł wypłaty. Jednak po odprowadzeniu składek na ZUS, NFZ, emeryturę, podatki etc. pracownik dostaje na rękę ok. 2850 zł.  To jednak nie jest ostateczna kwota nabywcza. Robiąc zakupy, pracownik płaci VAT (średnio 16 proc.) i innego rodzaju narzuty jak akcyza na benzynę, papierosy, alkohol. Gdy zliczymy te wszystkie potrącenia przez państwo, z prawie 5 tys. zł, które pracodawca wypłacił ze swojej kas, w kieszeni pracownika zostaje 2 tys. złotych, za które może robić zakupy. – To jest wyzysk. Przypomnę, że chłop pańszczyźniany płacił 10 proc. pańszczyzny – kwituje prof. Gwiazdowski.
 


130 mld zł
rocznie wpływa do ZUS-u z naszych składek na emerytury i renty
200 mld zł
ZUS wypłaca co roku na emerytury i renty
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki