Kawa na ławę? Bardzo proszę. „Część księży jest przyzwyczajona do łopatologicznej teologii moralnej i kiedy papież pozostawia naszemu, również kapłańskiemu sumieniu temat do rozwiązania, to może być problem z akceptacją”. Tak dominikanin o. Józef Puciłowski skomentował spór wokół jednego z punktów papieskiej adhortacji Amoris laetitia, dotyczącego komunii św. dla rozwiedzionych żyjących w ponownych związkach. Zakonnik mówił o tym w Szczecinie podczas rekolekcji dla osób znajdujących w takiej sytuacji.
Ale nim opadł kurz po pierwszej bombie, o. Józef zaserwował drugą kawę. „To jest w końcu papież, do licha ciężkiego – to jest głowa Kościoła. Trzeba się w to wgłębić. Siądźmy, pogadajmy, podyskutujmy, zobaczmy, jak to rozwiązać w parafii, diecezji, w całym Kościele, w lokalnym Kościele, to służy ludziom myślącym. Myśląc łopatologicznie, tego nigdy nie znajdziemy”.
O. Józefowi należy się wdzięczność za próbę nastrojenia naszej kościelnej mowy na tony bardziej szczere i otwarte. Takie, jakimi powinna posługiwać się zdrowa rodzina. A więc także rodzina Kościoła pragnąca, by panował w niej zdrowy duch. Ale nie chcę poprzestać na chowaniu się za cytatami i obok dominikańskiej stawiam na ławę także kawę swoją: chciałbym więcej klimatu spod znaku „siądźmy, pogadajmy, podyskutujmy”. Niepokojące słowa sędziwego, mądrego, niosącego bagaż dziesięcioleci duszpasterskiej posługi zakonnika utwierdzają mnie w przekonaniu, że cierpimy w Kościele w Polsce na deficyt szczerości lub może lepiej: niedobór mówienia wprost, „tak tak, nie nie”. Lub jeszcze inaczej: niektórych tematów po prostu się boimy. Dominikanin zwraca na ten problem uwagę w kontekście Franciszkowego nauczania o sakramencie małżeństwa i różnych tzw. sytuacji „nieregularnych”, ale sądzę, że nasze blokady dają o sobie niekiedy znać w odniesieniu do wielu innych spraw.
Zacznijmy od mniejszego kręgu osób: swoje pytania i dylematy mają zakonnice, zakonnicy, księża. Nie wszystkie ich problemy nadają się do publicznego roztrząsania, to prawda. Ale dobrze byłoby, żeby zapanowała tam atmosfera spod znaku „siądźmy, pogadajmy, podyskutujmy” i żeby rzeczywiście przegadano tam z przełożonymi to, co każdemu leży na sercu i wątrobie. Bo leży.
Ale chciałbym, by owo „siądźmy, pogadajmy, podyskutujmy” zaowocowało także szerzej, by zamieniło się w publiczną debatę Kościoła o towarzyszeniu narzeczonym i małżeństwom o różnym stażu, o bilansie szkolnej katechezy, o kościelnym kiczu i o tym, jak Kościół winien ustrzegać się niebezpiecznych aliansów z władzą. A także – bo przecież i tego dotyka ożywcza wypowiedź o. Puciłowskiego – dlaczego Franciszek spotyka się w Polsce z oporem części katolików. To tylko kilka przykładów takich nieobecnych tematów.
Tak, potrzebna jest w Kościele szczera rozmowa, bez łatwych etykietek i podziałów na mniej i bardziej wierzących, na postępowców i konserwę, „pisiorów” i „platfusów”, „lewaków” i „nacjonalistów”...
Kościół musi być platformą, przepraszam, płaszczyzną spotkania na temat tego, co najważniejsze. Chcąc zapraszać innych, musi być taki dla tych, którzy już w nim są. „Siądźmy, pogadajmy, podyskutujmy” – proste słowa, święte słowa.