Logo Przewdonik Katolicki

Z piętnem ofiary

Magdalena Urlich
Fot. OXANA GRIVINA/FOTOLIA

Gwałt to nie tylko akt przemocy między ofiarą i sprawcą. To także policyjne procedury, przez które musi przejść kobieta po zgłoszeniu przestępstwa. A wśród nich – standardowa pigułka wczesnoporonna. I choć miało być bardziej ludzko, nie zawsze jest.

Dwa lata temu Aneta mogła powiedzieć, że ułożyła sobie życie. W styczniu zaczęła wymarzoną pracę. Musiała wprawdzie wyjechać z rodzinnego miasta, co niezbyt podobało się jej rodzicom, ale była szczęśliwa. W marcu wzięła ślub – na początek cywilny, na szybko, bo rodzice nie zgadzali się na mieszkanie razem z narzeczonym. W pracy kończył się jej okres próbny. Miała obiecaną umowę. Lecz w jednej chwili ten świat rozsypał się na kawałki.
 
Gdybym...
Po ślubie Aneta wróciła do pracy i mieszkania na stancji. Tego dnia dyżur kończyła wieczorem. Wyszła kilka minut za późno, spóźniła się na autobus. Postanowiła pójść na osiedle niżej i złapać inny. Droga prowadziła wzdłuż ruchliwej ulicy, przez nieoświetlony teren zielony. Została zaatakowana, pobita i zgwałcona. Sprawca uciekł. – Tam był uskok i nikt z ulicy z pędzących samochodów nie był w stanie cię dojrzeć – wspomina Aneta. – Nie straciłam przytomności. Byłam w szoku. Wygrzebałam się stamtąd, zamówiłam taksówkę i pojechałam do domu. Weszłam do wanny i siedziałam ze trzy godziny – opowiada. – Ciągle żyję z piętnem ofiary. Mam poczucie winy i to się nigdy nie zmieni. Mogłam wtedy poczekać, mogłam wrócić do pracy... Rodzice też uważają, że to moja wina, bo gdybym nie wyjechała, to by się nie stało. Mąż? Powiedział, że sama nawarzyłam sobie piwa, to teraz muszę je wypić.
Krzysztof Malec, dyrektor krakowskiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej: – My mówimy jasno, że nigdy ofiara gwałtu nie ponosi żadnej odpowiedzialności za to, co się stało. Nieważne, czy np. była studentką, która zaprosiła kolegę do pokoju w akademiku. Gwałt nigdy nie jest winą ofiary. Natomiast w społeczeństwie są różne postawy – mówi.
 
Zgłoszenie
Nie planowała zgłaszać się na policję. Wciąż była w szoku. Ale nie dało się ukryć siniaków i koleżanka namówiła ją, żeby porozmawiała z kimś w Ośrodku interwencji Kryzysowej.
Mimo że zaznaczyła, że nie chce zgłaszać przestępstwa, wzięto od niej dowód osobisty. – Byłam tak zestresowana tym, że jestem w takim miejscu, że wyłączyło mi się logiczne myślenie... dałam dowód. – Postawiono ją przed faktem dokonanym: mimo protestu Anety została wezwana policja.
Krzysztof Malec mówi, że nie ma opracowanych standardów, które by obowiązywały dla wszystkich ośrodków. Opowiada o sposobie pracy u siebie: – Przede wszystkim chcemy zapewnić poczucie bezpieczeństwa poszkodowanej osobie. Zostaje objęta intensywną opieką psychologiczną, ma możliwość skorzystania z pomocy prawnej. Jest motywowana do natychmiastowego pójścia do lekarza. W przypadku gwałtu najlepiej, żeby lekarzem była kobieta. Nikogo nie legitymujemy. Dopiero potem, gdy osoba uzyska pewien stopień bezpieczeństwa, motywujemy ją do zgłoszenia się na policję – mówi. Co w sytuacji, gdy kobieta odmawia? – Gdy ktoś dowiaduje się o przestępstwie, według prawa ma obowiązek zgłoszenia go. To jest problem natury etycznej. Cały czas motywujemy do zgłoszenia, ale przede wszystkim kierujemy się dobrem osoby skrzywdzonej – odpowiada dyrektor i wylicza powody, dla których kobiety czują niechęć do ujawniania gwałtu: strach przed sprawcą, różne reakcje otoczenia i rodziny (często negatywne), poczucie winy i wstydu, nieprzyjemności w czasie postępowania policyjnego, prokuratorskiego i sądowego, wyroki w zawieszeniu dla sprawców. Zwraca też uwagę, że mimo zmian w procedurach, nie wszędzie jest lepiej. I wciąż nie każdy wie, jak postępować z ofiarami gwałtów.
 
Procedury
27 stycznia 2014 r. weszła w życie nowelizacja kodeksów: karnego i postępowania karnego dotycząca przestępstwa gwałtu. Gwałt zaczął być ścigany z urzędu, a nie na formalny wniosek poszkodowanej. Wprowadzono też rozwiązania, mające zmniejszyć dyskomfort ofiary: przesłuchiwanie tylko raz, przez biegłego psychologa tej samej płci co osoba poszkodowana, w przyjaznym pomieszczeniu, nagrane, żeby można je było odtworzyć w sądzie. W marcu 2015 r. Aneta powinna doświadczyć tej zmiany. Tak się jednak nie stało. O swoich doświadczeniach opowiadała trzy razy: w Ośrodku Interwencji Kryzysowej, na komisariacie oraz w komendzie wojewódzkiej, dokąd została wezwana, by powtórzyć zeznania. Wprawdzie za każdym razem przesłuchiwały ją kobiety, były to jednak tak traumatyczne przesłuchania, że do tej pory nie chce pójść do psychologa. – To wszystko, co było później, było prawie gorsze niż sam gwałt – mówi.
 
Pigułka
W „Procedurze postępowania policji i placówki medycznej z ofiarą przemocy seksualnej” znajduje się punkt: „ocena ryzyka powstania ciąży oraz podjęcia działań zapobiegających jej powstaniu”. Standardowo proponuje się kobiecie tabletkę antykoncepcji „awaryjnej”. Aneta: – Przychodzi do mnie pani psycholog. Mówi, że powinnam przyjąć tabletkę. Pyta, czy wiem jaką. Wiem i – odmawiam. Pani podkręca: czy na pewno? Odpowiadam, że jestem w szoku, ale jestem świadoma swoich słów. Dla mnie to jest zabójstwo. Nie chcę. Na to słyszę: bo pani jest dewotką. Zaczyna mi uświadamiać, że dziecko może się urodzić z wadami, zespołem Downa. Mówię, że takie dziecko może się też urodzić z kochającego małżeństwa. Rozmowa trwała dwie godziny. Cały czas ten temat. Nie zapytano o mój stan psychiczny, czy potrzebuję się położyć, zjeść. Tylko: czemu nie chcę tabletki. Słyszałam jeszcze rozmowę funkcjonariuszy: że jestem niepoważna, może sama tego chciałam.
Ks. Kancelarczyk, prezes Fundacji Małych Stópek, nie jest zdziwiony postawą policji. – Te osoby wierzą w to, że to jest pigułka tylko i wyłącznie antykoncepcyjna – mówi. I zaznacza, że trudno dojść do prawdy w chaosie proaborcyjnej dezinformacji. Tłumaczy: – Antykoncepcja to niedopuszczenie do zapłodnienia. Nie byłoby krzyku wokół pigułki „po”, gdyby ona była tylko tym. Odnoszę się do informacji, która jest zawarta w ulotce pigułki ellaOne w języku angielskim. Według niej pigułka zmniejsza ilość endometrium, co powoduje, że macica nie jest przygotowana na zagnieżdżenie zapłodnionej komórki jajowej.
Aneta odmówiła przyjęcia tabletki, chociaż na przesłuchaniu w komendzie wojewódzkiej temat powrócił. – Nie potępiam kobiet, które zażywają tę pigułkę – mówi. – Nie rozumiem ich, ale nie potępiam.
Ks. Kancelarczyk komentuje: – Sytuacja gwałtu jest bardzo skomplikowana. Dziecko pojawia się jako „skutek uboczny” wymuszonego współżycia. Ale sposób poczęcia nie umniejsza godności życia ludzkiego. To dziecko nie jest w niczym gorsze od dzieci poczętych w normalnych okolicznościach. Postawa tej młodej kobiety jest pełna heroizmu. Ta osoba wyniosła wartość życia ponad własne traumatyczne doświadczenia.
 
Dziecko
Aneta była w ciąży. W grudniu 2015 r. urodził się jej syn. – Gdybym dała się im nakłonić, nie miałabym dziecka. Czy to dziecko męża, czy tego człowieka, nie byłoby go – mówi.
W pracy nie dostała obiecanej umowy. Mąż odszedł. Znalazła nową pracę, pracowała do ostatniego dnia przed porodem. – Nikt mnie nie pytał, jak się czuję, czy mam siłę wstać – wspomina. Ciąża nie była łatwa także z innego powodu. – Zazwyczaj kobiety bardzo pozytywnie przeżywają, gdy czują ruchy dziecka. Ja za każdym kopnięciem czułam wstręt, obrzydzenie do siebie – opowiada. Zmieniło się to dopiero, gdy w szóstym miesiącu dostała krwawienia. Okazało się niegroźne, ale Anetą wstrząsnęło: – Uświadomiłam sobie, że ktoś mały we mnie siedzi i nie chciałabym go stracić.
Z traumą po gwałcie zmaga się do dziś. Miała myśli samobójcze. Wciąż boi się wychodzić wieczorem. W mieszkaniu zdjęła lustra, bo trudno jej na siebie patrzeć. Nie nosi spódnic, dekoltów. Latem unika komunikacji miejskiej, bo pamięta zapach tamtego człowieka, i gdy poczuje podobny, wszystko jej się przypomina. Nie znosi dotyku, nie wyobraża sobie siebie w sytuacji intymnej.
I jest zmęczona: – Wszystko ciągnę sama. Dziecko jest na świecie, a nie ma matki, bo po pracy marzę tylko o tym, żeby poszło już spać. Dałam mu życie i tej decyzji nigdy bym nie zmieniła, ale co ja dam temu dziecku?
Wiele organizacji pro-life oferuje konkretną pomoc kobietom w trudnej sytuacji, także ks. Tomasz Kancelarczyk pytał, czy jest potrzeba, by fundacja objęła ją opieką. Aneta kręci głową: – Lubię pomagać, ale prosić o pomoc już nie. Muszę dać radę sama.
 
Imię bohaterki zostało zmienione.
 


Gdzie są ci pro-liferzy?
Nie, nie znikają, gdy pojawia się problem. Można ich znaleźć na stronie jedenznas.pl w zakładce: Trudna ciąża/ Organizacje niosące pomoc. Naprawdę pomagają!

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki