Na zakładzie
Z czysto ludzkiej strony taki widok budzi naszą odrazę, przynajmniej niepokój, niezgodę na to, że w takich warunkach mogą być przetrzymywani ludzie. Po spojrzeniu na wnętrze psychuszki zaczynają blednąć nasze rodzime narzekania na służbę zdrowia. Mroczne wnętrza, wymalowane do połowy farbą olejną w nijakim kolorze, pokoje wypełnione łóżkami jedno przy drugim. Nie można powiedzieć, że kobiety, których życie oglądamy, są pozostawione same sobie, ale wyczuwalny jest jakiś rodzaj chaosu. Obsługa przypomina raz po raz o zasadach, nawet stosuje kary, ale jest to bezskuteczne. Bohaterki zamknięte są w swoich światach i każda dryfuje po własnej orbicie. Wśród wyzwisk, krzyków i jęków toczy się jednak jakieś plemienne życie, w którym rządzi oczywiście ten, kto jest silniejszy. To znów, jak w XIX w. miejsce zsyłki. Pacjentami tego okropnego miejsca nie są tylko osoby z zaburzeniami psychicznymi. To także starsze kobiety, chore na alzheimera, którymi nie chciały już zaopiekować się ich rodziny. Nie brakuje młodych dziewcząt, dla których nie było miejsc w poprawczakach, narkomanek, nawet seryjnych zabójczyń.
W Rosji takich miejsc są setki, przed laty były one postrachem nawet dla opozycjonistów, sprzeciwiających się władzy. Można się zastanawiać, czy taki poziom opieki wynika ze zubożenia społeczeństwa, czy może z tego, że nie dotarły tam jeszcze pewne standardy. Prawdą jest jednak to, że takie traktowanie drugiego człowieka wynika z naszego przyzwolenia na kategoryzowanie ludzi. Zamykanie ich w zakładach jest przecież wygodniejsze, problem wydaje się rozwiązany. Owszem, w naszej części świata są to sterylne placówki, z opieką medyczną na wysokim poziomie, z możliwością terapii, najczęściej z założonym jakimś jej efektem i przewidzianą datą wyjścia. Czy jednak na pewno? Jednorazowa nawet hospitalizacja w zakładzie dla psychicznie chorych to pewien stygmat, fakt który ciągnie się za człowiekiem. I bez wątpienia zostaje w nim, bo przecież jak zmierzyć, gdzie zdrowie psychiczne się kończy, a gdzie zaczyna?
Obłędny świat
Po tym smutnym świecie oprowadza nas lekarz z filozoficznymi zapędami. Już pierwsze jego pytanie ukierunkowuje nas na specyficzny odbiór tego miejsca: „Gdzie znajduje się dusza? W sercu? W mózgu? A może gdzie indziej?”. Zapewne odpowiedź bardzo ułatwiłaby mu pracę, choć lekarz ma także specyficzne formy diagnozy: po pierwszym spotkaniu potrafi ocenić, czy ktoś w psychuszce zostanie na zawsze czy tylko na jakiś czas. Przechadzając się po korytarzach, oznajmia swoje wyroki, chcącym wyjść na wolność przypomina, że nie znalazły się tu przypadkiem, że jest to dla nich najlepsze miejsce. Bo w istocie nigdzie indziej nikt ich nie chce. Nawet tak wszechwładny doktor nie może znaleźć sposobu na to, jak okiełznać ten wewnętrzny świat, jak wyleczyć osobę, która widzi kryształy podpowiadające jej zabicie Szatana, czy dziewczynkę, która rzuciła się z nożem na swojego wychowawcę w poprawczaku. Pozostaje tylko trzymanie tego wszystkiego we w miarę ustalonych ramach. Pacjentki opiekują się sobą nawzajem, czasem nawet okazują czułość, a przede wszystkim starają się normalnie żyć. Farbują włosy, wymykają się nawet na spotkania z pacjentami oddziału męskiego, tocząc przy dziurze w płocie romantyczne rozmowy.
Jedynym momentem, podczas którego, według mnie, wyglądały dość spokojnie, skupione, z uduchowionymi twarzami, była Msza. Prawosławny kapłan tubalnym głosem wyśpiewuje kolejne hymny, a wpatrzone w niego kobiety raz po raz wykonują znak krzyża. Nawet ten moment zakłóca jednak spazm chorej Buriatki, która nie może powstrzymać się od krzyku. W tym dziwnym miejscu, w którym wszystko dzieje się na granicy normalności, religia pozwala jednak wznieść się ponad beznadzieję i samotność. Reżyser filmu Ikona Wojciech Kasperski dostał się do tego niedostępnego dla nikogo miejsca i bez zbędnych komentarzy przedstawił los ludzi ubezwłasnowolnionych, pozostawionych samym sobie. Zgadzam się z jego intuicją, którą przedstawiał w wywiadach, że jest to w sumie obraz także o nas, bo przecież my również zależymy od wielu ludzi, czasem wydrążamy dziurę, drepcząc w miejscu, jesteśmy bezsilni wobec rzeczywistości. I również my stoimy czasami na granicy światów. Ikona przenosi naszą myśl do świata niematerialnego, podobnie jak obraz tych biednych kobiet może zaprowadzić nas do pytania o kondycję naszej duszy. Mamy z jednej strony świat, w którym psychologia wdziera się do różnych dziedzin życia, znamy powody i sposoby przeciwdziałania różnych zaburzeń, a jednak często zmierzamy się z wewnętrzną pustką, pozostajemy w rozsypce, wokół odnotowujemy coraz większą liczbę nerwowych załamań. Dokument Kasperskiego, nad którym pracował niemal 10 lat, jest w tym kontekście tym bardziej wstrząsający, bo mimo że jako ludzie wiemy o sobie coraz więcej, to pozostają wciąż sytuacje, wobec których jesteśmy bezsilni, zamknięci w obłędnym świecie.