Logo Przewdonik Katolicki

Jezus z La Manchy

Anna Sosnowska
Kadr z filmu "Cierń Boga" / fot. materiały promocyjne

Niewielki budżet na realizację filmu trzeba nadrobić sprytem, mądrością i kreatywnością. Niestety, twórcom Ciernia Boga to się zupełnie nie udało.

Wobec filmów o Jezusie powinno się uprawiać szczególny rodzaj krytyki, czyli generalnie... krytyki unikać. Z takim stanowiskiem nierzadko można się spotkać w środowisku chrześcijan. Bo przecież najważniejsze, że to o Nim, że misja ewangelizacyjna, i że ktoś w ogóle podjął taki temat. Jednak po Pasji Mela Gibsona (choć dla mnie punktem odniesienia od wielu lat pozostaje także Ostatnie kuszenie Chrystusa Martina Scorsese) nie da się już takiego podejścia obronić. Zgoda, nie każdemu udaje się zebrać trzydziestomilionowy budżet liczony w dolarach (choć w porównaniu z hollywoodzkimi superprodukcjami to i tak bardzo niewiele), ale wtedy brak środków trzeba nadrobić sprytem, mądrością i kreatywnością. Niestety, twórcom Ciernia Boga, który wchodzi do kin 19 lutego, zupełnie się to nie udało, a wszystko, co było przedstawiane jako atut tego filmu, ostatecznie zagrało na jego niekorzyść.
 
Klaustrofobia
„Reżyser, wprowadzając kamerę w samo serce spotkań Jezusa i jego towarzyszy, zabiera nas w fascynującą podróż do Izraela I w. n.e.” – czytamy w zapowiedzi. Otóż reżyser Óscar Parra de Carrizosa zabiera nas przede wszystkim do ogrodu oliwnego w La Manchy (Hiszpania), gdzie została nakręcona większość scen Ciernia Boga. Rażąco rzuca się to w oczy. Natomiast zamiast obiecywanego kameralnego klimatu – za sprawą bardzo ciasnych, statycznych kadrów, w których widzimy głównie twarze bohaterów, a od których w filmie aż się roi – widz zaczyna raczej odczuwać coś na kształt klaustrofobii. Biorąc pod uwagę to, że seans trwa niemal dwie i pół godziny, jest to bardzo nużące.
„W ujęciach reżyser nie potrzebuje tłumów, królów, żołnierzy [...]. Wystarczają mu jedynie statyści z Santa Cruz de la Zarza” – mówi zapowiedź. Niestety, nie wystarczają, tym bardziej że ci, którzy zagrali w Cierniu Boga, wyglądają na co najmniej zagubionych i wprowadzają widza w pewne zakłopotanie.
 
Jak malowany
Tyle w kwestii didaskaliów. Poświęćmy teraz trochę uwagi głównym bohaterom filmu hiszpańskiego reżysera. Przedstawiony przez niego Jezus (w tej roli Sergio Raboso) jest bardzo ludzki, zwyczajny. Nie tylko głosi zgromadzonym wokół niego uczniom Dobrą Nowinę – momentami autorom scenariusza udało się dość zgrabnie wpleść w dialogi przypowieści z Ewangelii – ale też z nimi żartuje i biesiaduje. Tej „zwykłości” ujmują nieco Jezusowi wcale nie cuda, których dokonuje, tylko... nienaturalnie niebieskie oczy (Raboso takich nie ma) oraz włosy skręcone w niby niedbałe loki. Wiem, wygląd zewnętrzny nie jest ważny, ale w tym wypadku jakoś razi. Bo miał być Jezus z krwi i kości, a wyszedł Jezus jak z obrazka.
 
Wyzwolenie
Cierń Boga opowiada o trzech latach publicznej działalności Nazarejczyka, której finał wszyscy dobrze znamy. I tu mały wtręt. Twórcy filmu zapewniają: „Moment ukrzyżowania sfilmowany jest w taki sposób, że odzwierciedla najnowsze odkrycia medycyny sądowej, dotyczące egzekucji dokonanej w tak bestialski sposób”. To może nie zabrzmi dobrze, jednak niczego nowego widz tutaj nie zobaczy (co nie znaczy, że sceny męki nie są poruszające – dla mnie są zawsze). Przebijanie ręki skazańca w miejscu nadgarstka, a nie dłoni oraz wiedza o tym, że Ukrzyżowany umiera na skutek uduszenia, nie są żadnymi „najnowszymi odkryciami medycyny sądowej” – wiemy to już od dawna.
Wróćmy jednak do momentu, kiedy Jezus naucza. Najczęściej widzimy go wtedy razem z apostołami, więc może teraz trochę o nich. Nieokrzesani, pełni wątpliwości, ale i dobrych chęci. Tu pełna zgoda – możemy się domyślać, że tak to właśnie wyglądało. Przysłuchują się słowom Jezusa, widzą, co robi, i to rodzi w nich uzasadnione pytania. Układa im się w głowie następujące równanie: skoro Mesjasz zgodnie z zapowiedziami Pisma ma wyzwolić lud Izraela, a Jezus jest Mesjaszem, to znaczy, że niebawem przepędzi Rzymian i wyrwie w ten sposób Żydów spod władzy okupanta. A uczniowie oczywiście Mu w tym pomogą. Jednak wyzwolenie, o którym opowiada im Mistrz, ma polegać na czymś zupełnie innym. Nie wszyscy apostołowie chcą to przyjąć do wiadomości. Niektórzy uważają, że ich wizja wyzwolenia jest lepsza i skuteczniejsza. To generuje napięcia, szemrania, niepewność.  Ten wątek, dość mocno uwypuklony, na pewno można policzyć filmowi na plus. Szkoda tylko, że apostołowie z powodu kiepskiej gry aktorskiej wypadają momentami niezwykle infantylnie, przypominając raczej grupę przedszkolaków niż grono dorosłych i dojrzałych mężczyzn.
 
Ukłucie
Ponieważ doświadczenie pokazuje, że produkcjom o tematyce religijnej – z pewnymi wyjątkami – trudno się przebić do regularnej dystrybucji kinowej, Cierń Boga będzie wyświetlany przede wszystkim w kinach studyjnych. Można go także obejrzeć w multipleksach, ale tu procedura jest nieco bardziej skomplikowana – trzeba zebrać odpowiednio liczną grupę osób, skontaktować się z danym kinem i zamówić seans. Istnieje też trzecia droga – zakup licencji na wyświetlenie filmu, np. w parafii (brawa dla dystrybutora za pomysł udostępnienia licencji niedługo po premierze, bo zazwyczaj na taką możliwość trzeba trochę poczekać). Dlaczego o tym wspominam, choć trudno uznać moją recenzję za pochlebną? Nie tylko dlatego, że odwodzenie kogoś od obejrzenia obrazu o Jezusie jest nieco niezręczne. Mnie wprawdzie Cierń Boga w żaden sposób nie zainspirował, co więcej – bardzo mnie rozczarował. Ale to nie znaczy, że kogoś innego nie poruszy, nie natchnie, nie pomoże czegoś ważnego zrozumieć.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki