Dobrze, że są na świecie pasjonaci – ludzie, których wyobraźnia zdaje się nie mieć końca. Jeszcze lepiej, gdy owa wyobraźnia płynie we właściwych kierunkach. Bartosza Borowiaka zainspirowała rocznica chrztu, więc od trzech lat na własną rękę realizuje swoje pomysły, zarażając nimi coraz szersze kręgi. Na niczym nie zarabia – cieszy się tym, że kolejni ludzie włączają się w upamiętnianie wydarzenia sprzed lat. To w końcu jedyna taka szansa dla naszego pokolenia.
Dzwonią z całego świata
Do stworzenia projektu kropielnicy zainspirowali pana Bartosza biskupi – już na początku przygotowań do jubileuszu mówi o tym, że warto powrócić do starej tradycji ich zawieszania przy drzwiach wejściowych. – Akurat w tym czasie dostaliśmy kropielnicę z okazji ślubu i wtedy pomyślałem, że fajnie byłoby zrobić takie z motywem gnieźnieńskim i chrzcielnym: z symbolem kropli wody z krzyżem i z fragmentem sgraffito na rezydencji biskupów pomocniczych, widocznym z placu przy katedrze.
Zaraz po kropielnicach pojawił się pomysł zawieszek, niewielkich i dyskretnych, w kolorze srebra lub złota – robione na zamówienie również mają kształt kropli chrzcielnej wody z maleńkim krzyżem. Od czasu do czasu zdarza się, że przy okazji katechez chrzcielnych jakiś proboszcz zaprasza z nimi pana Bartosza do parafii, żeby mógł opowiedzieć o swoich pomysłach i zachęcić ludzi do osobistego przeżycia tego niezwykłego jubileuszu.
Gnieźnianom, oswojonym z wyjątkowością swojego miasta wydawać się może czasem, że to jakieś tam przeciętne wydarzenie. – Dzwonią do mnie ludzie z całego świata – opowiada pan Bartosz. – Ja się przecież w żaden sposób nie zajmuję organizacją, ale skoro znajdują mój numer w internecie, to pytają: czy będą sektory, gdzie zdobyć bilety, ile to będzie trwało. Odebrałem telefon od 80-letniej pani, która była na obchodach w 1966 r. i teraz chce do Gniezna wrócić. Dzwonił ktoś ze Stanów Zjednoczonych, ze środowiska polonijnego w Detroit z pytaniem, co możemy im zaproponować, bo chcą przyjechać, ale też mieć coś do pokazania tym, którzy przyjechać nie mogą. Odsyłam ich do tych, którzy mogą udzielać kompetentnych informacji, ale też cieszę się, że jest tak duże zainteresowanie tym wydarzeniem. Wydawałoby się, że to rocznica trochę dziwna, nie do końca okrągła, ale można ją świetnie wykorzystać.
Kolejki do biura
Papież Franciszek na początku swojego pontyfikatu pytał: „Kto z was zna datę swego chrztu? Ważna jest znajomość dnia, kiedy zostałem zanurzony w tym Jezusowym nurcie zbawienia. Pozwalam sobie dać wam radę, więcej – zadanie na dziś: po powrocie do waszych domów poszukajcie daty waszego chrztu. Dzięki temu będziecie dobrze wiedzieli, kiedy był ten piękny dzień waszego chrztu. Chodzi o poznanie szczęśliwej daty naszego chrztu! Jeśli nie będziemy jej znali, grozi nam zatracenie pamięci tego, co Pan w nas uczynił, pamięci o otrzymanym przez nas darze. (…) Musimy rozbudzić pamięć naszego chrztu. Jesteśmy wezwani, by żyć naszym chrztem każdego dnia, jako rzeczywistością aktualną w naszym życiu. Jeśli udaje się nam iść za Jezusem i trwać w Kościele, pomimo naszych ograniczeń, słabości i grzechów, to dzieje się to jedynie ze względu na sakrament, w którym staliśmy się nowymi stworzeniami i zostaliśmy przyobleczeni w Chrystusa”. Te słowa również zainspirowały pana Bartosza.
– Akcję nazwaliśmy „Zalogowani przez chrzest”. Rzecz polega na tym, żeby w 2016 r. odwiedzić miejsce swojego chrztu, poznać jego datę, zrobić sobie zdjęcie przy chrzcielnicy, przy której otrzymaliśmy sakrament, a następnie wrzucić zdjęcie na któreś z mediów społecznościowych z opisem #zalogowaniprzezchrzest i nominować kolejne osoby do wykonania tego zadania. Przy okazji ja też po 30 latach wróciłem do miejsca swojego chrztu. Pochodzę z Kłecka, ale tam ksiądz chrzcił wówczas raz na trzy miesiące – rodzice nie chcieli tyle czekać i pojechali ze mną do Sokolnik. Teraz pojechałem tam po metrykę, ksiądz wpuścił mnie do chrzcielnicy, zrobił zdjęcie, pokazał kościół. Słyszałem już też historię, że któryś z proboszczów przypomniał słowa papieża Franciszka z upomnieniem, że kto daty swojego chrztu nie zna, powinien się wstydzić – i potem przez cały tydzień miał długie kolejki do biura parafialnego!
Historia w zabawie
Pan Bartosz nie waha się promować chrztu Polski i początków państwa polskiego na sposób mało standardowy. Taka na przykład gra w karty.
– Razem z kolegą chcieliśmy zrobić grę, która pokazywać będzie historię. Oparliśmy ją na zasadach gry w kanastę, są w niej grody – Gniezno, Lednica, Grzybowo, Poznań, są i postaci – Mieszko, Dobrawa, Thietmar, są również wojowie. Do gry dołączone są krótkie notki biograficzne każdej z postaci. Gra przeznaczona jest dla dwóch do ośmiu osób i w wielkim skrócie polega na tym, żeby zdobyć 966 punktów poprzez różnie punktowane zbieranie drużyny wojów rodzimych lub uzupełnianej najemnikami. Wcześniej grę poddaliśmy testom, uwagi od testujących oczywiście nanieśliśmy i wiemy, że całkiem fajnie się przyjęła. Teraz myślimy o tym, żeby sięgnąć po finansowanie społecznościowe i jeśli uda nam się zdobyć środki, chcemy przygotować serię figurek kolekcjonerskich z postaciami z gry.
Innym pomysłem na pokazanie historii są dla pana Bartosza klocki lego. – To moja pasja z dzieciństwa. Zwykle rozkładałem gotowe zestawy, żeby stworzyć z nich coś zupełnie nowego. Przy okazji starań o badania grodu w Kłecku zbudowałem z klocków makietę tamtejszego grodu. Makieta wystawiona była najpierw w kościele w Kłecku, później w Muzeum Początków Państwa Polskiego, gdzie przyjechał obejrzeć ją tłum dzieciaków. Jeden z chłopców jechał aż 80 km, jego mama mówiła, że musiała go przywieźć, bo kiedy wyczytał w internecie zapowiedź, nie dawał jej spokoju. Z okazji 1050-lecia chrztu Polski chcieliśmy stworzyć cztery inne makiety: legendę o Lechu, Czechu i Rusie, Mysią Wieżę, Ostrów Lednicki ze sceną chrztu Mieszka i gnieźnieńską katedrę ze sceną koronacji Bolesława Chrobrego. Na razie powstała tylko ta pierwsza: wciąż szukamy kogoś, kto chciałby wesprzeć ten pomysł, bo klocki trzeba kupować. Sprowadzam je bezpośrednio z Danii, z katalogu wybieram pojedyncze klocki, które są mi potrzebne. Same figurki są z serii Lego Castel, poświęconej średniowieczu – problem jest tylko z biskupem, którego nigdy nie wyprodukowano, więc muszę sam go przebierać.
Niepoważnie i płytko?
Czy takie podejście do upamiętniania 1050-rocznicy chrztu nie jest jej banalizowaniem? W pamięci mamy przecież ważne wydarzenia historyczne, wielu pamięta jeszcze podniosłość wydarzeń sprzed 50 lat i wielką postać prymasa Wyszyńskiego, przez dziewięć lat przygotowującego cały naród do przeżycia Millennium. A tu nagle jakieś rysunki, komiksy, klocki lego. Czy nie jest to niepoważne i nieodpowiedzialne spłycanie ważnego tematu?
– Dziś, czy nam się to podoba, czy nie, najważniejszym nośnikiem treści jest obraz – odpowiada pan Bartosz. – Dlatego tak ważne jest, żeby wchodzić w konkretną kulturę, żeby mówić do ludzi nie tak, jak nam się wydaje, ale tak, jak oni są w stanie zrozumieć. Trzeba takiego języka i takich środków wyrazu szukać. Żyjemy dziś w zupełnie innej epoce niż ludzie 50 lat temu. Postać prymasa Wyszyńskiego pozostaje ważna, to był człowiek nieugięty i z odważną wizją. Ale przecież on sam kładł duży nacisk na obecność świeckich i na branie przez nich odpowiedzialności za Kościół. On też szukał nowych form wyrazu dla starych treści – dowodem są choćby napisane przez niego Śluby Jasnogórskie. Rozumiał, że te napisane za czasów Jana Kazimierza nie są dla ludzi czytelne, że trzeba w nie wnieść coś świeżego, nowego, co pomoże współczesnym ludziom z ich problemami w nich się odnaleźć. Myślę, że dziś też chciałby, żebyśmy szukali nowego języka i nowych sposobów na przybliżanie ludziom najważniejszych treści naszej wiary.