Choć wszyscy o tym wiedzą, to jednak przypomnę: Światowy Dzień Chorego obchodzimy od 1993 r., z inicjatywy Ojca Świętego Jana Pawła II. Chrześcijańskie spojrzenie na cierpienie wyrasta z wierności Pismu Świętemu. Nie przemilcza tematu cierpienia Stary Testament, wiążąc je z grzechem i doświadczeniem wiary. Nowy Testament ukazuje cierpienie jako odkupieńcze narzędzie i wyzwolenie człowieka z nieszczęść. Jezus Chrystus „przeszedł, dobrze czyniąc i uzdrawiając” (Dz 10, 38), lecząc „wszystkie choroby i wszystkie słabości” (Mt 9, 35). Miłosierny Chrystus, pochylający się nad każdym chorym człowiekiem, jest ideałem postawy wobec cierpiących.
Choć po ludzku nie godzimy się z cierpieniem, to jednak trwanie w nim ma głęboki sens. Hartowany bólem i udręką człowiek może doznać wówczas wewnętrznej przemiany. Bóg dopuszcza cierpienie, aby dojrzewała i ujawniała się wiara, nadzieja i miłość. Choć zdrowie jest wielkim dobrem naturalnym, o które powinniśmy się troszczyć, to jednak trzeba się pogodzić się z myślą o cierpieniu jako nieodłącznym elemencie ludzkiego życia. Jest to zjawisko powszechne i nie ma, nie było i nie będzie człowieka, który byłby wolny od cierpienia. To osobiste doświadczenie będące jedną z najtrudniejszych prób wiary. Powszechną przyczyną cierpienia jest choroba: proces trudny i wymagający wszechstronnego wysiłku. W obliczu cierpienia jedni ludzie stają się szlachetniejsi, bardziej dojrzali, inni natomiast bluźnią Bogu, buntują się przeciwko Niemu, stają się źli dla ludzi czyniącym im dobro. Zapamiętajmy: człowiek może z choroby uczynić wartość, przekształcić ją w ofiarę i przez to nadać sens cierpieniu, a ostatecznie swojemu życiu. I jeszcze to: lekcję postawy wobec cierpiącego człowieka znajdziemy w ewangelicznej opowieści o miłosiernym Samarytaninie. To lekcja o gotowości służby, miłosierdziu, mądrym współczuciu, które przekłada się na możliwie najskuteczniejszą pomoc. Każdy z nas jest wezwany do tej służby.