Celebrowanie tego dnia trzech Mszy św.sięga starożytnej tradycji, pochodzącej przynajmniej od św. Grzegorza Wielkiego, czyli od VI w. Wtedy to papież, w ramach tak zwanej liturgii stacyjnej, czyli odprawiając Msze w różnych kościołach Rzymu, celebrował Boże Narodzenie w trzech różnych miejscach. Z czasem zrodziło to trzy różne formularze, według których odprawiano te Msze, które zachowały się w liturgii aż do dzisiaj. Tego wyjątkowego dnia każdy kapłan może odprawić Eucharystię aż trzykrotnie. Każda z tych Mszy mówi o trzech przyjściach Pana, aczkolwiek każda z nich akcentuje szczególnie jedno z nich.
Trzy Msze Bożego Narodzenia
Pierwszą Mszę Bożego Narodzenia papież sprawował w bazylice Matki Bożej Większej na Eskwilinie. Bazylika ta nosi tradycyjną nazwę Kościoła Matki Bożej od Żłóbka (Beata Maria ad Praesepe) ponieważ istnieje w niej krypta, w której w VII w. umieszczono relikwie żłóbka Pana Jezusa. W ten sposób w bazylice Matki Bożej Większej przygotowano grotę narodzenia tak, że symbolicznie stała się ona rzymskim Betlejem i tym samym miejscem celebracji pierwszej Mszy Bożego Narodzenia, którą papież sprawował o północy.
Druga Msza była sprawowana przez papieża o świcie. Po zakończeniu nocnej celebracji w bazylice Matki Bożej Większej przechodził on w uroczystej procesji pod Palatyn, gdzie znajdowały się rezydencje urzędników bizantyjskich oraz kościół dedykowany św. Anastazji. Prawdopodobnie papież zatrzymał się tam ze względu na szacunek do pełniących władzę Bizantyjczyków. Z czasem jednak ze względu na rozwój Bożego Narodzenia w Rzymie papież zaczął tam celebrować Mszę.
Trzecią Mszę Bożego Narodzenia sprawował papież po dotarciu z bazyliki św. Anastazji do bazyliki św. Piotra na Watykanie. Miało to miejsce przed południem i Msza ta została nazwana Mszą w dzień. Tę Mszę w ciągu dnia poświadczają najstarsze źródła liturgii rzymskiej.
Rzecz jasna celem papieża nie było uczczenie Bożego Narodzenia przez nocny spacer po Rzymie. Każda z tych celebracji miała swoje znaczenie i swoją treść. Liturgia każdego z tych trzech formularzy koncentrowała się na innym aspekcie Bożonarodzeniowej tajemnicy. Można wręcz powiedzieć, że liturgia celebrowała trzy narodzenia Pana, trzy Jego przyjścia.
Bóg w śmiertelnym ciele
Pierwsza Msza celebruje przyjście Pana w ciele, czyli Jego narodziny. Zwykliśmy tę Mszę nazywać Pasterką ze względu na Ewangelię, którą wtedy czytamy, a która mówi o pasterzach oddających pokłon nowo narodzonemu Królowi (Łk 2, 1–14). Ta pierwsza Msza w sposób szczególny koncentruje się na temacie pokory i uniżenia Bożego Syna, który staje się człowiekiem. Chyba tak bardzo się osłuchaliśmy z tą prawdą, że już na nas nie robi ona specjalnie wrażenia: Bóg, który stał się człowiekiem. Przecież to rzecz niesłychana, nie do pojęcia, nie tylko ze względu na tajemnicę tego zjednoczenia, ale przede wszystkim ze względu na sam fakt, że Stwórca zapragnął się stać stworzeniem, że doskonały Bóg zapragnął przyjąć śmiertelne ciało. Dla Boga stać się człowiekiem oznacza poniżenie – jasno o tym mówi św. Paweł w słynnym hymnie o uniżeniu Chrystusa (Flp 2, 6–11). Ale Bóg naprawdę stał się taki jak my. Od tego momentu Bóg zna twoje życie, twoje problemy, twoje cierpienia i radości, z własnego doświadczenia. Tę prawdę celebruje pierwsza Msza.
Cudowna wymiana
Tematem przewodnim drugiej Mszy jest światło, które rozbłysło nad nami, kiedy wzeszło Słońce, rozświetlające wszelkie ciemności. Ale ta światłość chce rozbłysnąć w życiu każdego z nas. Właśnie ta prawda jest celebrowana w drugiej Mszy: narodziny Jezusa w duszy każdego z nas. Ale co to oznacza? Nie chodzi tylko o to, że Bóg chce wejść w naszą codzienność, że chce nam pomagać w trudnościach, że chce nam błogosławić. Bóg dla nas przygotował jeszcze coś więcej, co Kościół od starożytności nazywa „cudowną wymianą”.
W tej wymianie, jaka się dokonuje między Bogiem a człowiekiem, nie chodzi o umowę z serii „coś za coś”, ponieważ na tej wymianie korzystamy tylko my. Bóg bierze na siebie naszą słabość, nasz grzech, a w zamian daje nam swoją świętość, swoje bogactwo, ostatecznie samego siebie. Do tego stopnia, że Bóg chce nas przebóstwić. Wiem, wiem, że to słowo już niewiele dla nas znaczy, wydaje się być jednym z tych kościelnych pojęć, które niby słyszymy, ale nie bardzo wiemy, co z nim począć. Skoncentrowaliśmy się tak bardzo na doczesności, że bliski dla nas Bóg to taki, który uzdrawia choroby naszego ciała, który uzdrawia rany naszej przeszłości, który naprawia relacje małżeńskie, wyzwala nas z nałogów. Krótko mówiąc, koncentrujemy się na Bogu, który wchodzi w naszą doczesność i poprawia nasze tu i teraz. Ale druga Msza Bożego Narodzenia chce nam przypomnieć i w nas zrealizować prawdę o wiele ważniejszą. Bóg nie tylko chce naszego zdrowia, naszego szczęścia, poprawy naszej egzystencji ziemskiej – On chce się z nami zjednoczyć i być z nami aż na wieki. Powiedzmy to wprost tak jasno, jak to czynili ojcowie Kościoła: On chce nas uczynić sobą – „Bóg chce uczynić cię Bogiem, nie przez naturę, jak przez naturę jest Bogiem Ten, którego zrodził, lecz przez dar i przez przybranie” (św. Augustyn).
Odwieczne narodziny
Myślą przewodnią trzeciej Mszy sprawowanej w ciągu dnia są odwieczne narodziny Syna z Ojca. W wyznaniu wiary w każdą niedzielę mówimy, że wierzymy w „Jezusa Chrystusa Syna Bożego Jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga, światłość ze światłości. Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. Zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu”. To narodziny, które nie dokonały się w czasie, które są odwieczne, a więc nie mają początku ani końca. Nie było zatem takiego momentu, żeby nie było Syna, a był tylko Ojciec. Ta relacja, w której Ojciec rodzi Syna, konstytuuje Jego osobę, ponieważ Ojciec przez to jest Ojcem, że rodzi Syna, zaś Syn przez to jest Synem, że jest zradzany przez Ojca. Tak o tym zrodzeniu mówi język teologii dogmatycznej. Zaś sama liturgia trzeciej Mszy Bożego Narodzenia otwiera przed nami Prolog Ewangelii według św. Jana: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo” (J 1, 1). W centrum tego tekstu znajduje się jednak prawda, że Słowo weszło w naszą historię, stając się ciałem, i zamieszkało między nami. Przyszło do nas, aby z powrotem nas zabrać do Ojca, bo tam jest zarówno dom Słowa, jak i nasz własny dom. Od Boga wyszliśmy, aby do Boga wrócić. Właśnie tę prawdę celebrujemy w trzeciej Mszy Bożego Narodzenia.
Przy każdej z Mszy Bożego Narodzenia zaznaczałem, który z wymiarów celebracji jest szczególnie akcentowany przez teksty liturgiczne. Jednakże nie można jednoznacznie powiedzieć, że pierwsza Msza celebruje tylko tajemnicę narodzin w ciele, zaś trzecia odwieczne zrodzenie. Liturgia celebruje przyjście Pana, narodziny Syna Bożego, a nawet więcej, celebruje Jego Osobę, a więc wszystko, kim jest i wszystko, co uczynił. Wobec tego w każdej Mszy spotykamy się z Chrystusem w całym bogactwie Jego tajemnicy. Piszę tajemnicy, bo choć liturgia pozwala nam odrobinę poznać i zrozumieć coś z tego potrójnego przyjścia Pana, to jednak zawsze to będzie widzenie w ciemności, małe światełko w obliczu nieskończonej ciemności niezrozumienia. Bo zarówno odwieczne narodziny z Ojca, jak i zrodzenie Bożego Syna w ciele są nie do pojęcia. I chyba właśnie najwłaściwiej byłoby przeżywać ten święty czas, wpatrując się w symboliczną betlejemską grotę i przyjmując realnie przychodzącego Pana w Komunii św., z głęboką pokorą i zachwytem wobec tej tajemnicy Jego przyjścia do nas.