Być może odpowiada także na pytanie, dlaczego w tej chwili popularność w Europie zyskują politycy, którzy budzą przerażenie w Polsce z powodu swoich proputinowskich sympatii, a wśród zachodnich liberałów z racji deklarowanych konserwatywnych przekonań.
Wszystko zdarzyło się w jednym z miast na północy naszego kraju. Prowadząca w miejscowym domu kultury zajęcia plastyczne dla maluchów postanowiła razem ze swymi podopiecznymi wziąć udział w radiowym konkursie „Choinki Jedynki”. Dzieci miały namalować swoją wizję „magii świąt”. I wtedy sześciolatek, nazwijmy go Klaudiusz, wstał i oświadczył, że on malować nie będzie, bo – jak wyjaśnił – „my w domu czegoś takiego jak Wigilia czy Boże Narodzenie nie obchodzimy”. Prowadząca zaproponowała więc, żeby w takim razie namalował, jak chciałby, żeby święta wyglądały. Obrazek wyszedł bardzo dobrze. Zgromadzona przy stole rodzina, jakieś zabawki w tle. Teraz zgodnie z zasadami konkursu należało wysłać prace do Polskiego Radia, gdzie po przyznaniu nagród za najlepsze „dzieła”, dziecięce malowanki są sprzedawane na licytacji, z której dochód przeznacza się na cele charytatywne. W tym roku jest to pomoc dla Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko” oraz Fundacji im. Brata Alberta.
Problem w tym, że zgodę na wysłanie obrazków muszą wyrazić rodzice. Plastyczka usłyszała od ojca Klaudiusza kilka przykrych słów na temat robienia ze świeckiej placówki kościelnej kruchty, co jakoby ma się świetnie komponować z PiS-owską „dobrą zmianą”. Praca jego synka zamiast na poczcie wylądowała w koszu, ciśnięta tam z wyraźną złością przez rodzica, który nie życzył sobie żadnych śladów „nagannego postępowania”. Na szczęście Klaudiusza przy tym nie było. Nauczycielka starała się wytłumaczyć, że radiowy konkurs trwa już od lat i z PiS nie ma nic wspólnego, i że temat „magia świąt” raczej z kruchtą się nie kojarzy, ale rodzic nie słuchał. Wyszedł, trzaskając drzwiami. Nauczycielkę przeraziło jedno: nieskrywana agresja.
Trudno zgadnąć, z jakiego powodu rodzina młodych Polaków aż taką niechęcią darzy katolickie święto. Ich zachowanie dziwnie jednak przypomina postępowanie wielu zachodnich samorządów, coraz częściej zabraniających publicznego wystawiania nie tylko bożonoradzeniowych szopek, ale nawet świątecznie przystrojonej choinki. W tym roku francuska Rada Stanu, czyli najwyższy organ sądownictwa, ostatecznie na szopki się zgodziła, pod warunkiem jednak, że nie będą one zawierały żadnych elementów religijnych. Jednym słowem: osiołek tak, Pan Jezus nie. Władze francuskie tłumaczą swoją decyzję laickością państwa. Z kolei Włosi nie chcą sprawiać przykrości przebywającym w ich kraju muzułmanom oraz niewierzącym. Zamiast świąt Bożego Narodzenia coraz częściej mamy więc winter holydays. Problem w tym, że żadne miejsce nie pozostaje długo puste. Jeżeli wyrzucamy z naszej przestrzeni Boga, na jego miejsce wchodzi ktoś inny.
Rosnąca popularność odwołujących się do tzw. tradycyjnych wartości polityków świadczy o tym, że zachodnie społeczeństwa powoli zaczynają zdawać sobie z tego sprawę, ale nie wiem, czy miejsce nie pozostawało puste zbyt długo. Może właśnie dlatego wielu europejskich radykalnych „prawicowców” widzi swojego sojusznika we Władimirze Putinie, byłym pułkowniku KGB, dla którego religia jest przede wszystkim jeszcze jednym instrumentem rozszerzania wpływów Moskwy.