Według wyliczeń Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wsparciem zostanie objętych 2,7 mln rodzin, które otrzymają po 500 zł na 3,8 mln dzieci. Sztandarowy punkt programu rządu Prawa i Sprawiedliwości nabiera realnych kształtów. Po zakończeniu konsultacji międzyresortowych, w ostatnich dniach projekt stosownej ustawy przechodził konsultacje społeczne z udziałem m.in. przedstawicieli gmin i organizacji pozarządowych. Polityczny plan zakłada, że cały proces legislacyjny zakończy się do końca marca. Tym samym począwszy od II kwartału tego roku pieniądze mają zacząć zasilać domowe budżety polskich rodzin.
Od urodzenia do pełnoletniości
Program „Rodzina 500+” zakłada długofalowe wsparcie rodzin, gdyż pieniądze mają być przekazywane co miesiąc aż do ukończenia przez dziecko 18. roku życia. Świadczenie otrzymają rodzice lub opiekunowie dziecka. Finansowe wsparcie przysługiwać będzie na każde drugie i kolejne dziecko. Jednak rodziny o najmniejszych dochodach mogą liczyć na pieniądze także w przypadku pierwszego dziecka. Dochód na osobę w takiej rodzinie nie może przekraczać 800 zł (1200 zł jeśli dziecko jest niepełnosprawne).
W przypadku gdy w rodzinie z jednym dzieckiem, której dochód na osobę jest wyższy niż 800 zł (i w związku z tym nie przysługuje jej świadczenie), urodzi się drugie dziecko i wówczas dochód na członka rodziny będzie niższy od wskazanego progu, to taka rodzina otrzyma już świadczenie na oboje dzieci. Warto też zaznaczyć, że w momencie, gdy w rodzinie z dwójką dzieci starsze z nich osiągnie pełnoletność, to nie musi to jeszcze oznaczać, że młodsze (jako wówczas jedyne dziecko poniżej 18. roku życia) straci przewidziane wsparcie. Gdy starszy potomek do 25. roku życia mieszka z rodzicami, to on także wlicza się do ustalenia dochodu rodziny i jeśli przez to dochód rodziny nie przekroczy wymaganych kwot, młodsze dziecko nadal będzie mogło być objęte rządowym programem.
Dla biednych i dla bogatych
Wbrew różnym wcześniejszym opiniom i sugestiom rządowy projekt nie zakłada górnego poziomu dochodów uprawnionych do ubiegania się o 500 zł na drugie dziecko. To o tyle ważne, że właśnie powszechność jest jednym z najistotniejszych czynników skuteczności tego typu pomocy. Wsparciem zostaną więc objęte rodziny zarabiające niewiele (już od pierwszego dziecka), jak i te średniozamożne, ale i najbogatsze. Przy czym trzeba tu zaznaczyć, że nie ma przymusu, aby ci, dla których dodatkowe pół tysiąca (lub jego wielokrotność, jeśli rodzina ma więcej niż dwoje dzieci) nie stanowi istotnego zastrzyku w ich portfelach, musieli koniecznie te pieniądze pobierać. Świadczenie będzie bowiem przyznawane na wniosek, odnawiany raz do roku. Jeśli więc jakaś rodzina uzna, że znakomicie poradzi sobie bez tych dodatkowych pieniędzy, to po prostu nie musi o nie wnioskować.
Z drugiej strony na świadczeniu nie będą też stratni najubożsi, którzy korzystają także z innych form publicznego wsparcia. Otrzymywana co miesiąc kwota nie tylko jest już kwotą „na rękę”, ale także nie będzie wliczała się do dochodu przy ustalaniu prawa do innych świadczeń np. tych pobieranych z pomocy społecznej. Objęcie programem „Rodzina 500+” nie spowoduje więc ich utraty. Ponadto pieniądze przyznawane w ramach tego programu z czasem będą mogły być większe, jeśli taką decyzję, opierając się na wskaźniku inflacji, podejmie rząd.
Z planowanego świadczenia skorzystać będą mogły także te rodziny, które mieszkają za granicą. Warunkiem jest jednak to, że nie korzystają już one ze wsparcia o podobnym charakterze w kraju, w którym przebywają.
Pomogą samorządy
W realizację rządowego programu mają włączyć się samorządy. To one zajmą się organizacją procesu wypłacania świadczenia, jednak środki na nie pochodzić będą z celowej dotacji budżetu państwa. Także w urzędzie gminy (lub przez internet) trzeba będzie składać odpowiedni wniosek. Ubiegający się o przyznanie świadczenia już na pierwsze dziecko do wniosku będą musieli załączyć także oświadczenie o dochodach. Samo świadczenie zaś będzie wypłacane na wskazany numer konta.
Rodziny otrzymają więc gotówkę, a nie pomoc rzeczową czy w postaci bonu. „Nie traktujemy rodzin Polaków jako rodziny patologiczne. Szanujemy autonomię rodziny i wierzymy, że ona najlepiej wie, czego dziecku potrzeba” – czytamy na stronie internetowej Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki. Istotnie, przekazanie konkretnych pieniędzy to najlepsze możliwe rozwiązanie. Każde inne oznaczałoby nie tylko dodatkową ingerencję w wewnętrzne sprawy rodziny i kompletny brak zaufania do obywateli, ale też wymagałoby sporych nakładów finansowych i organizacyjnych. Zatrudnianie armii urzędników kontrolujących i decydujących o tym, jak należy wydawać te pieniądze lub nałożenie na rodziny obowiązku, by rozliczały się z każdej złotówki, stanowiłby karykaturę pomocy, a nie realne wsparcie. Zagrożenie, że przekazane pieniądze zostaną źle wykorzystane, istnieje przecież w przypadku każdego innego świadczenia, nie tylko tego przyznawanego w ramach proponowanego programu wsparcia rodzin. Państwo musi więc obywatelom nie tylko zaufać, ale poważnie traktować ich wolność i wynikającą z niej odpowiedzialność za własne działania.
Jednak w wyjątkowych sytuacjach, w reakcji na informacje o marnotrawieniu świadczenia, będzie mógł zostać przeprowadzony wywiad środowiskowy, a być może w konsekwencji świadczenie pieniężne zostanie zamienione na pomoc rzeczową taką jak odzież, leki czy jedzenie. Takie rozwiązanie z jednej strony zostawia władzy publicznej furtkę do interwencji, ale z drugiej może jednak rodzić zagrożenie nieuzasadnionej interwencji i ingerencji w autonomię rodziny. Dopiero praktyka pokaże, czy nie będzie w tym elemencie dochodziło do nadużyć ze strony pracowników socjalnych i urzędników.
Na ratunek demografii
Założenia projektu pod wpływem społecznych konsultacji i prac legislacyjnych ulegną jeszcze zapewne jakimś korektom, ale wielkich zmian raczej nie należy się spodziewać. Sam program jak na polskie warunki już jest czymś rewolucyjnym, choć zapowiadanym od dłuższego czasu. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej szacuje, że w 2016 r. wartość świadczeń wypłacanych w ramach programu „Rodzina 500+” wyniesie 16 mld zł. Czy te pieniądze realnie wpłyną na sytuację demograficzną w Polsce?
Współczynnik dzietności pozwalający na naturalną zastępowalność pokoleń wynosi około 2. Tymczasem w Polsce kształtuje się on na poziomie około 1,3. Resort, powołując się na dane z badań z 2015 r. wykonanych przez Dom Badawczy Maison i Warsaw Enterprise Institute, wskazuje, że Polacy boją się mieć potomstwo ze względu na niewystarczające warunki materialne. Na podobne przyczyny wskazuje też choćby niedawny raport dotyczący polityki rodzinnej Instytutu na rzecz Kultury Prawnej „Ordo Iuris”. „Projektowana ustawa pozwoli zmniejszyć istniejące obecnie ekonomiczne ograniczenia, w szczególności wśród młodych ludzi decydujących się na posiadanie potomstwa, zwłaszcza drugiego i kolejnego dziecka” – napisano z kolei w uzasadnieniu rządowego projektu ustawy.
Kwota 500 zł nie spowoduje gwałtownego boomu demograficznego. Z pewnością jednak wielu małżeństwom decyzję o przyjęciu na świat kolejnego dziecka ułatwi. Rządowy pomysł łatwo krytykować czy obśmiewać tym, którzy nie mają pojęcia, jak dużym zastrzykiem dla domowego budżetu może być dla wielu rodzin te pół tysiąca złotych. Skuteczna polityka rodzinna potrzebuje rozwiązań kompleksowych. Planowane wsparcie na drugie i kolejne dziecko na pewno takim nie jest, ale stanowi krok we właściwym kierunku. Oby nie ostatni. Pieniądze wydane na rodzinę to konieczna inwestycja, decydująca o przyszłości całego narodu.