Czy bycie pro-life oznacza też bycie prorodzinnym?
– Rodzina jest naturalnym miejscem, w którym dziecko się poczyna, a później rodzi. Każde dziecko powinno mieć prawo do życia w rodzinie. Obrona życia to nie tylko walka z aborcją, ale troska o zapewnienie poczętemu dziecku możliwie najlepszych warunków rozwoju. Dobrze ukształtowana i funkcjonująca rodzina zapewnia dziecku najlepszą ochronę. Gdyby wszystkie rodziny były odpowiedzialne, to obrońcy życia mieliby dużo mniej pracy.
Czy o polityce prorodzinnej można rozmawiać niepolitycznie?
– To wszystko zależy od definicji polityki. Dla mnie polityka prorodzinna to system różnych działań, które mają wzmacniać rodzinę i doprowadzić do takiej sytuacji, w której będzie ona mogła wykonywać swoje społecznie ważne powołanie, jakim jest rodzenie, wychowanie i utrzymanie dzieci. Wychowywanie dzieci jest misją społeczną, a nie indywidualną sprawą. Żeby tę misję dobrze wykonać, rodziny mają prawo oczekiwać wsparcia. Na tym zasadza się polityka prorodzinna.
Jak Pan ocenia dotychczasowe działania na tym polu?
– W zasadzie przez 25 lat, od transformacji ustrojowej, mimo wprowadzania pewnych cząstkowych rozwiązań na rzecz rodziny, nie znalazł się dostatecznie odważny rząd, który zdecydowanie postawiłby na rodzinę. Efekty widać na tle innych krajów, chociażby w ilości środków przeznaczanych na rodzinę. Pod tym względem zawsze znajdowaliśmy się w ogonie państw europejskich. Dlatego program „Rodzina 500+” jest wśród polskich rodzin bardzo oczekiwany i potrzebny. Jest też sprawiedliwy, dlatego że rodzina wychowująca dzieci ponosi konkretne koszty, płaci podatki i może oczekiwać jakiejś rekompensaty. Ten program ma ją zapewnić.
Czy jego celem jest przede wszystkim poprawa sytuacji demograficznej?
– Polska ma jeden z najniższych wskaźników demograficznych nie tylko w Europie, ale na świecie. To dowód na głęboki kryzys naszych rodzin, które przestały rodzić dzieci. Polityka prorodzinna i program „Rodzina 500+” są narzędziem polityki demograficznej. Jednak dla mnie „500+” to przede wszystkim element solidarności i sprawiedliwości społecznej. To jest główny powód, dla którego ten program powinien być wprowadzony.
Ludzie nie decydują się na dzieci z powodów finansowych?
– Na niską dzietność wpływa wiele czynników, ale nie można lekceważyć czynnika ekonomicznego. Kraje, które więcej środków inwestują w rodzinę, mają generalnie wyższe wskaźniki demograficzne od państw, które tego nie robią. Ta korelacja istnieje, ale nie można się łudzić, że świadczenia pieniężne rozwiążą wszelkie problemy. Z badań jednak wynika, że wśród przyczyn, dla których Polacy nie decydują się na dzieci, najczęściej wymiana jest obawa, że nie poradzą sobie finansowo.
Czy o programie „Rodzina 500+” można mówić jak o rozwiązaniu systemowym?
– Polityka rodzinna nie ogranicza się do świadczeń, jednak proponowane rozwiązanie jest o tyle przełomowe, że mówimy tutaj o znaczącej kwocie. Dotychczasowy system świadczeń i zasiłków rodzinnych był ograniczony bardzo niskimi progami dochodowymi, a wsparcie miało charakter symboliczny, bo liczone było w dziesiątkach złotych. Teraz mamy do czynienia z inwestycją w rodzinę. Państwo doceniając rodziny, pokazuje, że jest to priorytet jego polityki społecznej. Przez ostatnie 25 lat wszystkie dyskusje, także te prowadzone na forum rządowym, kończyły się stwierdzeniem, że choć rodzina jest ważna, to nie stać nas na jej wspieranie. To nie jest kwesta „stać nas czy nie”. Na realizację priorytetów pieniądze muszą się znaleźć. Poza tym trzeba zdać sobie sprawę, że pieniądze, które otrzymają rodziny i tak trafią na rynek i będą pobudzać gospodarkę, bo przede wszystkim zostaną przeznaczone na konsumpcję. Społecznie to lepsze rozwiązanie, niż gdyby te środki miały być akumulowane w jakichś instytucjach czy transferowane za granicę. Program „Rodzina 500+” to odważny krok, bo trzeba nie niego znaleźć miliardy złotych, ale jestem przekonany, że przyniesie on dobre owoce dla całego społeczeństwa
Jak powinniśmy w dalszej kolejności prowadzić politykę prorodzinną?
– Elementami polityki prorodzinnej, które już u nas funkcjonują, są np. urlopy macierzyńskie, wychowawcze i świadczenia rodzicielskie. Takich rozwiązań jest sporo. Jednak oprócz zastrzyku finansowego, czyli wsparcia na utrzymanie dzieci, bardzo ważną sprawą jest polityka mieszkaniowa, szczególnie w przypadku większych rodzin. Trzeba im zagwarantować odpowiednie warunki bytowe, żeby z jednej strony nie gnieździły się w małych mieszkaniach, ale z drugiej, żeby nie przepłacały za większe lokale. Kolejne sprawy to służba zdrowia i edukacja. Jest szereg pól, na które polityka prorodzinna powinna wkraczać i cały czas jest tam wiele do zrobienia. Program „Rodzina 500+” to taki mocny akcent, pokazujący że stawiamy na rodzinę i chcemy w nią inwestować.
Czy mamy w Europie lub na świecie jakieś przykłady, na których moglibyśmy się wzorować?
– Wprowadzając w Polsce różne, czasem kontrowersyjne rozwiązania, rządzący uzasadniali je tzw. standardami Unii Europejskiej. Zupełnie zapominano przy tym, że standardem UE jest również polityka prorodzinna. Inne narody Europy zrozumiały to znacznie szybciej. W całej Europie żyjemy w systemie państwa opiekuńczego, co wiąże się z redystrybucją dochodu. Praktycznie połowę naszych dochodów oddajemy państwu, w ramach różnych podatków i obowiązkowych świadczeń, które potem wtórnie je rozdziela. W ramach tej redystrybucji te rodziny, które wychowują potomstwo, muszą w tym podziale uczestniczyć w większym stopniu. W innych krajach europejskich – zarówno tych bogatszych, jak i biedniejszych – tak właśnie się działo. A u nas? Mówiono, że rodzina to prywatna sprawa i taki pogląd pokutował przez wiele lat. To nas negatywnie wyróżniało na tle innych europejskich państw. Dlatego program „Rodzina 500+” można uznać za przełom.
Czy ma on jakieś słabe punkty?
– Zgłaszane przez różne środowiska uwagi mają moim zdaniem drugorzędne znaczenie. Pewne rzeczy na pewno będzie można poprawiać i ulepszać już w trakcie jego trwania. Jedną z takich spraw jest kwestia świadczenia na pierwsze dziecko, przysługującego wyłącznie najuboższym. To może rodzić pokusę przeprowadzenia sztucznego rozwodu czy życia w konkubinacie, żeby tylko nie przekroczyć ustanowionego progu dochodów i nie stracić szansy na świadczenie. Należałoby wprowadzić mechanizmy, które nie dopuszczałyby do takich sytuacji. Wiadomo też, że pewne rozwiązanie, przez jednych uznawane za trafne, inni będą krytykować. Najważniejsze, aby program zaczął funkcjonować, na jego ulepszanie przyjdzie czas.
Po publikacji materiału poświęconego programowi „Rodzina 500 plus” w jednym z ostatnich numerów „Przewodnika” ktoś zwrócił nam uwagę, że postawiliśmy akcent na pomoc najuboższym. To prawda, że „500 plus” to nie świadczenie socjalne, ale program powszechny. Pojawiają się tutaj jednak dwa znaki zapytania. Pierwszy dotyczy wspomnianego już progu dochodowego w przypadku posiadania jednego dziecka. Drugi związany jest z apelami polityków, którzy zachęcają ludzi bogatszych, by zrezygnowali z tego wsparcia.
– W większości krajów Europy nie ma progów dochodowych, wsparcie otrzymuje każda rodzina wychowująca dzieci. Wychodzi się tam z założenia, że to raczej kwestia sprawiedliwości społecznej niż pomocy socjalnej. Jaka jest różnica? Pomoc socjalna ma charakter czasowy i przeznaczona jest dla osób, które znalazły się w trudnej sytuacji. Jej celem jest pomoc w wyjściu z tej sytuacji. Polityka prorodzinna wychodzi z innego założenia: rodziny powinny mieć prawo do zwrotu poniesionych nakładów, także zapłaconych większych podatków (mam ty na myśli np. podatek VAT). Tymczasem dziś, im więcej dzieci ma rodzina, tym większe płaci podatki.
Czy uważa Pan, że program „Rodzina 500+” ma w tym momencie tak duże znaczenie dla Polski, że nie powinniśmy z nim dyskutować ani go kwestionować?
– Niekiedy krytyka bierze się z niezrozumienia systemu, w którym żyjemy. Polska jest państwem socjalnym, a my jesteśmy do takiego państwa przywiązani, z bezpłatnym szkolnictwem i służbą zdrowia. Polska stosunkowo dużo środków przeznaczała na rzecz osób starszych, ale dla rodzin była to już suma kilka razy mniejsza. Program „500+” ma przywrócić pewną równowagę. To oznacza, że dochodzimy do pewnej normalności. Pojawiają się różne komentarze: żeby przekazywać nie pieniądze, a na przykład bony. To oznaczałoby, że traktujemy rodziny jako miejsca specjalnej troski i że ktoś wie lepiej, na co przeznaczyć te środki. Jeśli oczekujemy od rodziny odpowiedzialności i dobrego wychowania dzieci, to musimy mieć do niej zaufanie, że dobrze to zrobi, a nie widzieć w niej patologię, która przecież jest marginesem.
Podobny program wsparcia rodzin wielodzietnych zainicjował Pan w Poznaniu jako miejski radny.
– W 2006 r. udało się wprowadzić rozwiązanie, które obowiązuje do dzisiaj. Miasto do świadczenia rodzinnego na trzecie i kolejne dziecko dokłada z miejskiego budżetu 100 zł. Z mojego doświadczenia wynikało, że szczególnym problemem w dużych rodzinach było znalezienie środków na opłacenie rachunków za wodę, prąd, mieszkanie. Poznański program wsparcia rodzin wielodzietnych działa do dzisiaj i co najważniejsze, sprawdza się. To rozwiązanie w mikroskali pokazuje, że program „Rodzina 500+” też na pewno przyniesie dobre owoce.